Właściciel, kimkolwiek by był, ma prawo robić w swojej firmie, co chce Rozmowa z Jackiem Merklem i Wojciechem Krefftem – Czy to jest w porządku – kupić spółkę od garbowania skór, nie mówiąc nikomu, że za chwilę przerobi się ją na spółkę medialną? Akcjonariusze “Chemiskóru” nie czują się oszukani? Jacek Merkel: – Oni byli wdzięczni, że w ogóle znalazł się ktoś, kto chciał włożyć w nich jakieś pieniądze. Wojciech Krefft: – Poza tym ich akcje stały tak słabo, iż były w naszym zasięgu. – A co na to władze giełdy? W.K.: – Operacja legalna, choć na polskiej giełdzie pierwsza. A poza tym – giełda przecież po to właśnie jest, żeby na niej kupować i sprzedawać, zyskiwać lub tracić. Właściciel, kimkolwiek by był, ma prawo robić w swojej firmie, co chce. Mamy nadzieję, że nie stracimy na tym. – Nie przeszkadzało wam, że za “Chemiskórem” ciągnie się zła sława spółki spekulacyjnej? Kiedyś pewna grupa sztucznie podbijała jej akcje, żeby potem gwałtownie je sprzedać, zostawiając na lodzie naiwnych, którzy wierzyli, iż wzrost notowań to zjawisko trwałe. J.M.: – Nie mamy z tym nic wspólnego. Dlatego zmieniliśmy nazwę na “4 Media” i przenieśliśmy siedzibę firmy do Gdańska. – W lutym prezes Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych, Zbigniew Benbenek, powiedział miesięcznikowi “Press”: “To przedsięwzięcie wygląda jak giełdowe oszustwo i sztuczne windowanie cen akcji. Na rynku mediów nie ma miejsca na taką grupę. Przy obecnych cenach na rozgłośnie radiowe, mało kogo stać na takie zakupy. Dotąd “Chemiskór” kupował tylko słabe i przynoszące straty podmioty. By zrobić z nich dochodowe tytuły czy rozgłośnie, trzeba wpompować w nie miliony złotych. (…) Samo emitowanie akcji nie wystarczy (…)”. W.K.: – Nie potrafię tego komentować. Jesteśmy spółką publiczną, pod lupą. Mogę tylko powiedzieć, że być może przez prezesa Benbenka przemawia gorycz przegranego. Tak jak my miał zamiar kupić np. katowickie Radio TOP. Jest nasze, nie jego. – Dopóki pana w “Chemiskórze” nie było, ZUS groził, że odzyska należne, a nie zapłacone składki na drodze sądowej. Również skarb państwa robił srogie miny i dopominał się o swoje. Wystarczyło, że stał się pan przewodniczącym Rady Nadzorczej, żeby dłużnicy przybrali ludzką, pełną wyrozumiałości twarz. J.M.: – ZUS nie miał nadziei na odzyskanie choćby złotówki. Skarb państwa tak samo. Każdego, kto by się tam pojawił i miał jakiś sensowny pomysł na wyjście ze stanu śmierci klinicznej, przyjęto by tak samo, jak nas. – I chce pan, żeby czytelnicy uwierzyli, iż pańskie powiązania polityczne nie odegrały żadnej roli… J.M.: – To nie ma nic do rzeczy. Moja działalność polityczna to jedno, a biznes to drugie. – Ale zapisał się pan do najgłośniejszego w ostatnich miesiącach ugrupowania. I najbardziej kontrowersyjnego. Platforma nie chce na przykład być partią finansowaną z budżetu. Może dlatego, że będzie finansowana z pieniędzy akcjonariuszy, którzy będą je wpłacać za akcje waszych “4 Mediów”? J.M.: – Powtarzam – moja działalność polityczna to jedno, a biznes to drugie. Po latach walki z komuną mam chyba prawo w pełni korzystać z wolności i praw obywatelskich. Nie wywalczyłem tego tylko dla Urbana, ale dla wszystkich. Dla siebie też. Ja również mam prawo prowadzić nieskrępowaną działalność gospodarczą tak samo, jak mam prawo uczestniczyć w życiu politycznym. – I wybrał pan akurat to ugrupowanie… J.M.: – Nie rozumiem. – Nie zna pan tego dowcipu: “Co trzeba zrobić, żeby dostać się na Platformę? Trzeba mieć rekomendację swego oficera prowadzącego”. J.M.: – Bajki. Każdy może się zapisać przez Internet. O nominacjach na listy kandydatów do Sejmu będą decydować prawybory, a nie widzimisię kogokolwiek. – Czyżby? Plotki tymczasem gęstnieją, bo związkom wielu z panów ze służbami specjalnymi nie da się zaprzeczyć. Dlatego pojawiają się pogłoski o nieznanych źródłach finansowania, o niejasnych intencjach… J.M.: – Mamy pomysł na biznes, mieliśmy własne pieniądze i nic więcej. Wierzymy, że rynek reklam nie jest jeszcze zamknięty przez potentatów: Neue Passauer Presse i Agorę… W.K.: – Jeśli pojawi się nowy, odpowiednio silny podmiot, to się przebije. I ci wielcy będą musieli się z nim podzielić. Taki podmiot budujemy. Jest bowiem pole dla spokojnej liberalno-konserwatywnej prasy. Jest czytelnik, któremu nie odpowiada “Gazeta Wyborcza”, “Trybuna”
Tagi:
Marcin Pietrzak









