Prof. Anita Olejek, kierownik Katedry i Oddziału Klinicznego Ginekologii, Położnictwa i Ginekologii Onkologicznej Śląskiej Akademii Medycznej w Bytomiu Jeśli teraz lekarze zrezygnują z akcji strajkowej, nic się nie zmieni przez kolejne lata – Czy złoży pani wymówienie z pracy? – Jedynym powodem, dla którego tego nie zrobię, jest odpowiedzialność w stosunku do pacjentów. Przyjmując pacjenta na oddział, biorę za niego odpowiedzialność. Jednak rola moja, tak jak innych kierowników katedr albo ordynatorów, jest szczególna. Popieramy lekarzy w ich proteście o godne warunki pracy, a jednocześnie musimy dopilnować, aby wszystko w tych wyjątkowych warunkach strajku funkcjonowało odpowiednio, by pacjenci, którzy potrzebują szybkiej pomocy, nie ucierpieli. Poza tym jestem zatrudniona przez Śląską Akademię Medyczną. Lekarze zatrudniani przez akademie są w skomplikowanej sytuacji – gdy są podwyżki dla nauczycieli, jesteśmy traktowani jako lekarze, gdy toczy się bój o lekarzy, jesteśmy nauczycielami. A w pensji mamy tylko niewielki dodatek za usługi medyczne, rzędu 300 zł. – Jak funkcjonuje podległa pani klinika w warunkach strajku? – Właściwie pracy mamy ciągle tyle samo. To bardzo trudna katedra, w zasadzie bez względu na strajk mamy pacjentki wyłącznie z zagrożeniami – trudne ciąże, choroby onkologiczne w zaawansowanych stadiach, chirurgia. Dyżury są tu zawsze pełnoobrotowe – lekarze nie czekają, aż ktoś zgłosi się w nocy, potrzebując pomocy, pracują stale, raczej marząc o chwilach wytchnienia. Ze względu na dużą liczbę pacjentów i stany nagłe, jakie trafiają do kliniki, nierzadko operujemy w nocy. Codziennie przewija się przez klinikę ok. 120 pacjentek, mamy 105 łóżek – zawsze zajętych. – Dziś, w czasie kiedy rozmawiamy, w stołówce trwa spotkanie z przewodniczącym Śląskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Wyjaśnia on prawne aspekty składania wymówień, instruuje, jak się zachować, mówi o trudnościach w zachowaniu dobrych stosunków całego białego personelu, gdyż przeciwnicy strajku manipulują informacjami. Ponoć wymówienia złożyli już anestezjolodzy i zostaną niebawem stażyści bez uprawnień do samodzielnych zabiegów. Co pani zrobi? – Jak już mówiłam, cały czas pracujemy jak na ostrym dyżurze. Jeśli nie będzie lekarzy, będę musiała ograniczyć liczbę zabiegów i operacji. Jesteśmy jednak przekonani, że jeśli teraz lekarze zrezygnują z akcji strajkowej, nic się nie zmieni przez kolejne lata. Prawdę powiedziawszy, gdybym miała przeżyć za swoją pensję i nie prowadziła prywatnego gabinetu, byłoby mi ciężko. Z głodu bym nie umarła, ale lekarz musi stale się uczyć, kształcić, brać udział w sympozjach, czytać prasę naukową, kupować nowe podręczniki itd. To kosztuje. Jako konsultant wojewódzki wizytuję placówki w województwie śląskim, także w Częstochowie, Bielsku-Białej. Otrzymuję za wykonywanie tej funkcji tak niskie uposażenie, że muszę dopłacać do wyjazdów służbowych. – Szefowa komitetu strajkowego z Wojewódzkiego Szpitala nr 4 w Bytomiu, Anna Dobkiewicz, jest neurochirurgiem. Głośno mówi o chybionych wycenach usług. Przykładowo za operację ratującą życie pacjenta z pękniętym tętniakiem mózgu NFZ płaci 6,5 tys. zł. Same leki podawane po operacji (nimotop) kosztują dla niektórych pacjentów ok. 6 tys. zł. W przeliczeniu pani neurochirurg za uratowanie ludzkiego życia w ramach swojej pensji dostaje 20-40 zł. Czy podobnie jest w ginekologii? – Kompletnie chybiona wycena usług medycznych musi być zmieniona. Z podwórka ginekologii: większości pacjentek z rakiem jajników wycina się wyrostek robaczkowy, węzły chłonne, czasami część jelit. NFZ płaci tylko za jeden zabieg – wycięcie jajnika – 600 punktów, czyli ok. 6 tys. zł. W tę cenę są wliczone leki, pobyt – często bardzo długi – w szpitalu itd. Po otwarciu brzucha pacjentki często okazuje się, że chorobie nowotworowej jajników towarzyszy naciek na jelito grube, które też trzeba usunąć częściowo lub w całości. Sam taki zabieg jest wyceniony w katalogu NFZ dla chirurgii na 400 punktów (4 tys. zł), ale w połączeniu z operacją jajnika nie można tych punktów sumować. Chirurg więc przy wycięciu jelita pracuje za darmo. Osoby robiące wyceny w NFZ nie są lekarzami, nie wiedzą, że operacje są złożone, wymagają jednocześnie wielu czynności. Naprawdę opłacają nam się i zarabiamy np. na wycięciu mięśniaka, ale u pacjentki szczupłej, bo zazwyczaj nie ma u niej powikłań. Wystosowałam do NFZ









