Zaborczy przybysze

Szpaki w Ameryce i króliki w Australii to przykłady inwazji gatunków, czyli nadmiernego rozmnażania się zwierząt w nowym środowisku Pod koniec ubiegłego wieku w centralnym parku Nowego Jorku wypuszczono sto szpaków. Ich liczebność wkrótce wzrosła tak bardzo, że ptakom stało się za ciasno w wielkim mieście i podjęły ekspansję w kierunku zachodnim i południowym. Gdziekolwiek się pojawiły, znowu gwałtownie się rozmnażały i szukały nowych terenów. Wkrótce opanowały nie tylko Stany Zjednoczone, w latach 50. naszego stulecia zadomowiły się w Meksyku i w Kanadzie, a nawet na Alasce. Była to prawdziwa eksplozja gatunku, zaledwie w pół wieku sto osobników rozmnożyło się do 50 milionów! Wszędzie, gdzie się pojawiały, stawały się konkurentami dla ptaków miejscowych, redukując ich liczebność (zajmowanie miejsc gniazdowania, przywłaszczanie sobie pokarmu). Konsekwencje tej inwazji były niekorzystne także dla człowieka. Szpak, jako owadożerca, jest bez wątpienia pożyteczny, zwłaszcza w okresie gniazdowania, gdy niszczy wiele larw i owadów szkodliwych dla upraw, ale sam też jest pożeraczem owoców i kiełkujących zasiewów; chmary szpaków potrafią zniszczyć plantacje, sieją spustoszenie w sadach, w winnicach i na polach. W 1859 r. w Australii pojawiły się pierwsze dzikie króliki, które tak dobrze poczuły się na nowym miejscu, że zaczęły się mnożyć na potęgę i wkrótce stały się przekleństwem Australijczyków. Plaga królików doprowadziła do zniszczenia pastwisk i znacznej redukcji pogłowia owiec. Mimo że do zwalczania szkodników użyto wirusa myksomatozy, mieszkańcy Australii do dzisiaj borykają się z intruzami. Eksplozja szpaków w Ameryce i królików w Australii to wymowne przykłady inwazji gatunków, a więc nadmiernego rozmnażania się w nowym środowisku. Bywa, że zwierzę lub roślina po pojawieniu się w nowej biocenozie, szybko znika (w pewnym sensie zostaje uduszona przez tutejsze gatunki), ale jeśli na nowym miejscu znajdzie nadzwyczajne warunki rozwojowe (dostatek pokarmu, odpowiedni klimat, brak naturalnych wrogów), to dochodzi do istnej eksplozji obcego gatunku, co zazwyczaj dzieje się kosztem miejscowej flory i fauny. Bywają inwazje samoistne, jak chociażby masowe i niszczycielskie naloty szarańczy, ale najczęściej dochodziło do nich za sprawą człowieka, zwłaszcza odkrywców i zdobywców nowych ziem. Przykładem jest Nowa Zelandia, którą kiedyś nie bez powodu nazywano ptasią częścią świata. Europejczykom nie wystarczał ten ptasi raj, chcieli – jak w Europie – polować na jelenie i dziki, a także na inną zwierzynę leśną i polną, której na Nowej Zelandii nie było. Postanowiono więc sprowadzić i rozmnożyć niektóre gatunki, zwłaszcza że władze kolonialne wręcz zachęcały do tego; w 1861 r. parlament kolonialny postanowił, żeby “importować ssaki i ptaki nie osiadłe na Nowej Zelandii, a zdolne pomnożyć przyjemności i zyski mieszkańców”. Zaledwie w ciągu kilku dziesięcioleci na Nowej Zelandii usiłowano zaaklimatyzować aż 178 gatunków stałocieplnych zwierząt. Na szczęście, nie wszystkie próby się udały, niemniej zadomowiono 34 gatunki ssaków i 31 ptaków. Z nowych warunków skorzystały zwłaszcza jelenie, w tym jeleń europejski, który rozmnożył się tak obficie, że w pierwszej połowie naszego stulecia zaczęto tworzyć specjalne ekipy do likwidacji tych zwierząt (w latach 1932-1954 zabito aż 3 miliony jeleni). Plagą Nowej Zelandii stały się również kozice, które ogołociły górskie łąki, zamieniając je w rumowiska piargów. Prócz zdziczałych psów, kotów i fretek, wiele szkody wyrządziły sprowadzone gronostaje, lisy, kuny leśne, tchórze i łasice. Bardzo często wtargnięcie obcego gatunku do danego środowiska powoduje powstanie nowego łańcucha pokarmowego i w rezultacie następują zakłócenia równowagi w ekosystemie. Przywleczone przez Hiszpanów na Jamajkę szczury rozpleniły się na wyspie tak bardzo, że do ich zwalczania Brytyjczycy (gdy wyspa stała się ich kolonią) sprowadzili z Afryki mangusty pręgowane. Mungo rzeczywiście nie zawiodły, ale też rozmnożyły się do tego stopnia, że wkrótce zabrakło im szczurów i zaczęły ogałacać Jamajkę niemal ze wszystkiego, co się poruszało, w tym z hodowanych przez człowieka kotów i psów, jagniąt i koźląt. W stosunkowo krótkim czasie mangusty doszczętnie wytępiły żaby i żółwie, kilka gatunków węży, dwadzieścia gatunków jaszczurek i kilka gatunków ptaków. K. Łukaszewicz w “Zwierzętach wytępionych” pisze, że za sprawą mangusty wyginęło ponad 40 gatunków kręgowców. Jednak i to nie było końcem dewastacji środowiska naturalnego Jamajki, ponieważ wyginęły też gatunki odżywiające się owadami,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 49/2000

Kategorie: Ekologia