Zakazane pytania

Czy ekspert może odmówić udzielania informacji na temat stanu środowiska? Jedną z najbardziej interesujących, acz trudnych kwestii jest ustalenie granicy dostępności materiałów wykorzystywanych w różnego typu ekspertyzach i ocenach objętych prawem autorskim. Wprowadzenie do polskiego prawa ochrony środowiska dość odważnych zasad dostępu do informacji o środowisku i jego ochronie wywołuje coraz to nowe pytania, a nawet skłania do sugestii związanych z egzekwowaniem oraz zwykłym stosowaniem tego prawa. Pamiętamy jeszcze nie tak odległe w czasie spory na temat udostępniania takich ekspertyz czy choćby ich części. Urzędnicy, a zwłaszcza inwestorzy, odmawiając takiego udostępnienia, zasłaniali się prawami autorskimi eksperta, on sam z kolei, pamiętając o prośbie o zachowaniu raportu z dala od społeczeństwa, używał argumentu o „własności” tego dokumentu. Bardzo często przeróżne ekspertyzy, opinie i rezultaty badań (także placówek należących do bezpośredniej sieci służb ochrony środowiska) nie były udostępniane, gdyż chroniono prawa autorskie. Rzeczywiście lub pozornie. Dzisiaj raczej nie ma wątpliwości, że wszystko to, co zostało opracowane na nowo lub zebrane na bezpośrednie lub pośrednie zlecenie instytucji publicznej (a więc choćby częściowo opłacone ze środków publicznych), powinno trafić do każdego zainteresowanego. Teoretycznie otworzyły się archiwa samorządowych i rządowych instytucji i urzędów zajmujących się ochroną środowiska. Ale czy w praktyce także? Poważne opracowania o charakterze przeglądowym, studia planistyczne, duże raporty ocen środowiskowych, a nawet koreferaty do tych opracowań zawierają bogaty ładunek wiedzy podstawowej, badawczej, a więc autorskiej. Bardzo często niepublikowanej gdzie indziej. Mogą to być treści mające cechy oryginalnego rozwiązania problemu naukowego, które bez zastrzeżeń nie powinny być przekazywane komukolwiek, choć dla dobra rozwiązywanej sprawy będą wykorzystywane jako argument. Sprawa jest złożona i nie ma dobrego rozwiązania, gdyż solidny ekspert będzie się starał sięgnąć po najnowsze zdobycze nauki i z pewnością użyje własnych, a także znanych mu trudno dostępnych i niepublikowanych materiałów do wsparcia prezentowanych tez. Podobnie postępują przedstawiciele innych stron postępowania w jakiejś ekologicznej sprawie, zwłaszcza oponenci, a nawet urzędnicy. Tak zresztą wszyscy oni powinni czynić, chcąc być w zgodzie z wymaganymi stawianymi ekspertyzom, raportom, nawet publicznym wypowiedziom. Trudno zalecać, by taki tekst był w całości szeroko publikowany lub żeby te fragmenty, które powinny być objęte prawem autorskim publikować osobno i bardzo szybko. Sprawa komplikuje się przy ocenach dokumentów o charakterze strategicznym, gdzie opiniujący sięga po liczne opracowania niepublikowane, ekspertyzy cząstkowe, pomocnicze, w tym często autorstwa nie do końca ustalonego. Korzystający z dostępu do informacji teoretycznie powinien mieć taką samą możliwość wglądu do tych „peryferyjnych” opracowań. Postawmy problem szerzej, odsuwając konkretne odniesienie do prawa autorskiego. Czy działający w imieniu i na zlecenie organu ekspert może uchylać się od udzielania wszelkich informacji dotyczących kwestii środowiskowych. Czy wiedząc dobrze o czymś istotnym dla sprawy może milczeć? Czy obowiązuje tu zasada zbliżona do obowiązków świadka lub biegłego w sądzie? Oczywiście, używamy tu wyłącznie osądu moralnego w warunkach owego powszechnego upublicznienia informacji ekologicznej. Jest pewne, że w bardzo wielu przypadkach będzie on milczał, chcąc uchronić swą wiedzę przed roztrwonieniem. Przecież jeśli wszyscy eksperci wszystko wszystkim opowiedzą, przestaną być ekspertami. Droga do rozwiązania tego paradoksu jest jedna: udostępniając każdą wiedzę przydatną dla trafnego zarządzania środowiskiem, należy materialnie uposażać tych, którzy tę wiedzę tworzą. Najlepiej zawczasu, a nie dopiero w momencie jej wdrażania. Szkoda, że tylko bogate kraje mogą sobie na to pozwolić. Ale tak jest droga. A goście z Unii także będą sięgać po te informacje. Ten poważny problem ma także mniej chwalebny odprysk. Otóż po naszej polskiej ziemi chodzi (najczęściej jeździ) coraz więcej tzw. bardzo dobrze poinformowanych, czyli tych, których los obdarzył możliwością uzyskania najświeższych materiałów, odbywania rozmów z najwyższej rangi decydentami, dokonywania częstych wyjazdów do ośrodków, gdzie generowane są ważne posunięcia. W zakresie ochrony środowiska też staje się to natrętnym obyczajem. Taki ktoś wkracza na salę konferencji czy spotkania i część widowni miast słuchać, co się dzieje zgodnie z programem, obraca się ku człowiekowi – skarbnicy wiedzy, licząc, że coś z niej (tej wiedzy) kapnie. Zaznaczam: opisywane indywidua nie osiągają tej informacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 45/2003

Kategorie: Ekologia