Zapiski wicepremiera

Zapiski wicepremiera

„Dzienniki polityczne” Rakowskiego dodają wiary, że oszołomstwo i radykalizm w Polsce przegrywają Dziś już wiemy, że ostatni – dziesiąty – tom „Dzienników politycznych” Mieczysława Rakowskiego ukaże się w czerwcu br. i zamknie ten największy w dziejach polskiego piśmiennictwa zapis myśli i działań polityka, którego głównym zawodem jest jednak, już od pół wieku, pisanie. Autor postanowił zakończyć „Dzienniki” na roku 1989 – cezurze wielkiej zmiany ustrojowej, do której, czasem nieświadom skutków, ogromnie się przyczynił. W tej chwili czytelnik ma do dyspozycji już osiem tomów, przy czym dwa ostatnio opublikowane obejmują okres 1979-1983, a więc czas, kiedy Rakowski zmienił swoje emploi. Nominacja Rakowskiego na wicepremiera w rządzie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który osiąga władzę niemal dyktatorską, ma uczynić z Rakowskiego pośrednika między władzą a buntującym się społeczeństwem, organizującym się w powstałej w sierpniu 1980 r. „Solidarności”. Pośrednika łagodzącego brutalizację systemu dyktatorskiego i ratującego Polskę przed, czasami zdawałoby się nieuniknionym, zerwaniem więzi ludu z państwem, a więc przelewem krwi. Zadanie to, do którego był dobrze przygotowywany przez lata swej dziennikarsko-politycznej aktywności, Rakowski spełnia skutecznie. I, oczywiście, skupia na sobie nienawiść tych, którym się marzą rządy przemocy i medialnej manipulacji w obronie interesów coraz grubszej nomenklaturowej warstwy, bojącej się przeobrażeń zmierzających ku większemu liberalizmowi, ku regulowanej, ale przecież demokracji i unikaniu przyczyn wielkich konfliktów. W dodatku tych kilkanaście miesięcy między sierpniem 1980 r. a grudniem 1981 r. było czasem jeszcze większego niż za Gierka, wręcz żywiołowego otwierania się na Zachód. Nic też dziwnego, że decyzja Jaruzelskiego, wprowadzająca Rakowskiego na szczyty władzy, podobnie jak aktywność w najbliższym otoczeniu generała ludzi takich jak Wiesław Górnicki czy Jerzy Urban, a w najwyższych organach władzy politycznej Kazimierza Barcikowskiego czy Hieronima Kubiaka, wywoływała gwałtowne ataki kremlowskiej gerontokracji i ościennych Honeckerów. Było to także dowodem, że Jaruzelski próbuje wytrzymałość radzieckich przywódców na zmiany w Polsce, robiąc to krok naprzód, to znów pół kroku w tył. Politycznie jest Rakowski eksponentem i liderem nurtu reform w partii, nurtu, który na IX Zjeździe PZPR, 25 lat po Październiku ’56, osiąga nowy, jakże krótko trwający, szczyt wpływów. Ludzie tego nurtu szukają drogi ku suwerenności, demokracji, wolności, rozwojowi rynku i nowoczesności cywilizacyjnej, ale wszystko to z obawą, aby nie wywołać kryzysu państwa i interwencji wielkiego sąsiada. Ten sąsiad wciąż jeszcze, choć z malejącą siłą, zmierza do wasalizacji Polski, próbuje umacniać w polskiej partii, w policji politycznej i w wojsku grupy interesu i ideologicznego terroru, służące tzw. dyktaturze proletariatu, a ściślej neostalinizmowi. Rakowski cały czas wiernie, aż do dzisiaj zresztą, uważa Polskę Ludową za Polskę podówczas jedyną i własną i też chce ją przekształcać w kierunku nowoczesnej demokracji. W najbliższym otoczeniu Rakowskiego czasu 7. i 8. tomu „Dzienników” – środowisku dziennikarskim, artystycznym i naukowym – dokonuje się od kilku lat proces rozłamu na tych, którzy chcą wewnętrznej zmiany systemu bez obalenia państwa i jego pozycji międzynarodowej, oraz tych, którzy uważają, że system jest niereformowalny, i stają się jego przeciwnikami. Na kartach 7. i 8. tomu „Dzienników” obok przypomnienia wydarzeń, w których autor uczestniczy, interesować mogą szczególnie charakterystyki ówcześnie znanych postaci życia publicznego z nurtu zachowawczego i reformatorskiego, a także z opozycji. W tych częściach „Dziennika” dostrzegamy, oczywiście, najwięcej autorskiego subiektywizmu, ale zawsze nacechowanego dużą dozą dobrej woli. Choć czasem Rakowski nieświadomie popełnia dotkliwe niesprawiedliwości. Np. przytaczając w kwietniu 1980 r. z drugiej ręki opinię sekretarza KC PZPR, Rusakowa, o Edwardzie Babiuchu, nie wpada na myśl, że razem ze swoim informatorem staje się ofiarą grubej manipulacji Rusakowa. Zresztą cały, ciekawy skądinąd, opis dworskich przepychanek związanych z rozpaczliwym ratowaniem się tzw. kierownictwa partii w ostatnich miesiącach jego władzy, przed sierpniem 1980 r., pokazuje małość tego zespołu, szczególnie wyraźną w okresie dekadencji, w warunkach galopującego kryzysu społeczno-ekonomicznego i politycznego. Tom 8. „Dzienników” zamyka okres, którego kulminacją jest rozpaczliwa i świadoma zbliżającego się końca rządów PZPR decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego, a następnie jego bardzo szybkie zmiękczanie, powiązane zresztą z osłabieniem „Solidarności”. Wydawało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2005, 2005

Kategorie: Książki
Tagi: Andrzej Kurz