Zapłacić za połamane życie

Zapłacić za połamane życie

Stracili zdrowie na budowie centrum handlowego Carrefour w Szczecinie. Zadośćuczynienie było jak jałmużna, więc idą do sądu Stanisław Dering, lat 67, od półtora roku uczy się życia od nowa. Nauczył się obierać jabłka i ziemniaki. Sam opracował sposoby, jak to robić. Kładzie szmatkę między kolanami i przytrzymuje nimi każdego kartofla, a w prawej ręce trzyma obieraczkę do warzyw. Operuje nią powolutku, ale w końcu pozbawia ziemniaki łupin. Jabłka obiera na okrągło, pozostawiając jedną długą łupinę. Butów sobie nie zasznuruje, ale udało mu się zasunąć zamek w kurtce. Pomógł sobie zębami… Pan Stanisław stara się, jak może, bo musi być samodzielny. Za siebie i za żonę Teresę. Bo w rodzinie Deringów jest tylko jedna zdrowa ręka – prawa pana Stanisława. Lewą stracił podczas katastrofy budowlanej przy budowie supernowoczesnego centrum handlowego Carrefour w Szczecinie. A obie ręce pani Teresy od lat są już chore. – Codziennie odwiedza nas córka, pomaga we wszystkim, ale sami też musimy sobie radzić, bo ona ma swoją rodzinę… – tłumaczy pan Stanisław. Wydaje się pogodzony z losem. – To tylko pozory – mówi córka Grażyna Suchecka. – Tato jest nie ten sam co niegdyś. Przez cały rok był w jakimś psychicznym zamknięciu. Na szczęście zaczął się trochę przełamywać. Z zawodu jest marynarzem. Pływał na statkach przez 25 lat. Na emeryturze jest od 1991 r. – Pieniędzy nie mamy dużo, a leki, które muszę brać, są bardzo kosztowne. To z powodu mojej choroby mąż chciał dorobić przed świętami i poszedł na budowę – wspomina Teresa Dering. – Wzięli go właśnie dlatego, że wszystko potrafi zrobić. Pracował na umowę-zlecenie, miał tam być tylko przez kilka dni. Prosiłam, żeby zrezygnował, ale on się uparł, chciał dorobić parę groszy. I dorobił… Jak trzęsienie ziemi Stanisław Dering dobrze pamięta tamten dzień. – Stałem na pierwszej kondygnacji i nagle usłyszałem potężny huk, jakby trzęsienie ziemi – wspomina. – Z góry leciał z wielkim impetem betonowy strop. Po chwili spostrzegłem, że moja lewa ręka zwisa na skórze, krew leje się strumieniem. Poczułem silny ból, ale nie straciłem przytomności. Widziałem, jak z góry wraz ze zwałami betonu osuwa się Krzysiu Bączyk. Prosiłem go o pasek, bo chciałem zatamować krew. Ale Krzysiu się nie ruszał, był w szoku. Pasek dostałem od Kazika, zacisnąłem na ręce. Widziałem, jak kawał betonu przepołowił na pół Zdzicha Chrobota… Oprócz potężnego huku Krzysztof Bączyk, lat 27, niewiele pamięta. Tylko to, że leciał z góry na dół wraz z prętami i kawałami betonu. Wie, że niedaleko pracował majster Zbigniew Walter, który zginął. Jego zmasakrowane ciało widział na zdjęciu w prokuraturze. Zbigniew Walter miał wyjątkowego pecha. Liczył już miesiące do emerytury. Zostało mu ich zaledwie 32. W tamten feralny czwartek zastąpił innego majstra, który poprosił o zwolnienie z powodu jakiejś sprawy rodzinnej. Ryszard Czarnota nie chce nic mówić o tamtych wydarzeniach. – Nie pamiętam, nie chcę pamiętać, czarna dziura – powtarza. Miał kręgosłup złamany w dwóch miejscach. Do dzisiaj nie może uporać się z szokiem psychicznym. O pracy nie ma mowy, choć do emerytury mu jeszcze daleko. Tadeusz Angerman miał złamaną rękę, nogę i biodro. Podobnie jak Krzysztof Bączyk, który dodatkowo stracił palec. Obydwaj spędzili święta 2000 r. na wyciągach w szpitalu ortopedycznym. Stanisław Dering wrócił wtedy do domu, ale bez ręki. Najlepsi szczecińscy specjaliści nie umieli jej uratować mimo sześciogodzinnej operacji. Tadeusz Angerman chodzi o kulach, ale i tak nie ma najgorzej, bo dostał emeryturę. Za to Czesław Pastusiak, też z uszkodzonym biodrem, poruszający się o kulach, został bezdomny. Przestał pracować, więc stracił miejsce w hotelu robotniczym. Tułał się po dworcach i kanałach ciepłowniczych. Często można go było spotkać przed jednym ze szczecińskich sklepów, gdzie żebrał o wsparcie. Dopiero po interwencji w mediach dostał na stałe miejsce w schronisku dla bezdomnych i zasiłek. Do pracy się nie nadaje. Jak się z tym pogodzić – Gdyby chodziło tylko o nasze połamane biodra i kręgosłupy… – mówi Krzysztof Bączyk. – Ale tu chodzi o nasze połamane życia. Zmieniło się wszystko. Jestem młody, chcę pracować, a nie mogę. Mam na utrzymaniu rodzinę, żonę i córkę. Chcę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 22/2002

Kategorie: Kraj