Zapomnieć o „kazachstrofie”

Zapomnieć o „kazachstrofie”

Dlatego czymś oczywistym wydał się telefon do Lokeren, gdzie mieszka na stałe ten jeden z najwybitniejszych zawodników w historii naszego futbolu.
Panie Włodzimierzu, jakieś wspomnienia ze spotkań z Duńczykami?

– Pierwsze to zremisowany 1:1 mecz na igrzyskach olimpijskich w 1972 r. Grało się nam bardzo ciężko, a rywale okazali się mocniejsi, niż przypuszczaliśmy. Najlepszym dowodem jest to, że niektórzy – jak Allan Simonsen – zrobili wkrótce potem zawrotną karierę. No i to majowe zwycięstwo 2:1 w 1977 r. Strzeliłem oba gole, ale muszę dodać, że świetnie mi się grało z Andrzejem Szarmachem i Grzegorzem Latą. O ile dobrze kojarzę, to tym wynikiem uratowaliśmy skórę Jacka Gmocha…

Od 1975 do 1982 r. był pan zawodnikiem belgijskiego Lokeren.
– Przez kilka sezonów moim partnerem w ataku był najczęściej Preben Larsen. Świetny gracz, obecnie zajmuje się komentowaniem meczów w duńskiej telewizji. Natomiast konkurentem – późniejszy wieloletni selekcjoner reprezentacji Danii Morten Olsen. Przyjaźnimy się i utrzymujemy kontakty, ale na boisku szło na ostro, bo on był obrońcą kilku innych belgijskich klubów.

Duński futbol ma pewne cechy charakterystyczne.
– Zgadza się. Duńczycy są bardzo odpowiedzialni, zdyscyplinowani, bazują na dobrej technice, lubią grać w szybkim tempie, bo są wybiegani, bardzo dobrze przygotowani fizycznie. Prezentują inteligentny sposób gry, można powiedzieć, że mają swój piłkarski rozum. Co ważne – praktycznie nie zmienia się to od lat.

Selekcjoner Age Hareide ogłosił kadrę na mecz z Polską. Znalazło się w niej tylko sześciu graczy z ostatniej potyczki z biało-czerwonymi w Gdańsku, zakończonej przegraną gości 2:3. W wyrównanym zespole wyróżnia się niezwykle wszechstronny pomocnik Christian Eriksen z Tottenhamu.
– Do najbliższej rywalizacji trzeba podejść z maksymalną koncentracją i należytą powagą, bo zmierzymy się z wyrównanym teamem. Moim zdaniem poziom sportowy obu ekip oceniłbym na 50:50. Ze wskazaniem na Polskę ze względu na to, że jesteśmy gospodarzami. Jednak to tylko teoria. Bardzo często podkreślam, że najwięcej, jeżeli nie wszystko, zależy od dyspozycji dnia. Ci, którzy uprawiali jakikolwiek sport, grali w piłkę, wiedzą, że to niesłychanie pojemne pojęcie.

Sforsować armeński mur

Nasze piłkarskie kontakty z Armenią są niewielkie. Od 1999 r. rozegraliśmy z tym przeciwnikiem pięć spotkań Rezultat: trzy wygrane, jeden remis, jedna porażka. Bilans bramek: 7-2. Z Ormianami rywalizowaliśmy tylko raz w eliminacjach mistrzostw świata (Korea-Japonia 2002). U siebie wygraliśmy wtedy 4:0, ale w rewanżu był remis 1:1. Druga i ostatnia wyprawa do Erywania zakończyła się naszą przegraną 0:1. Dlatego trzeba mieć się na baczności. Podczas niedawnej konfrontacji Armenii z Danią w Kopenhadze gospodarze osiągnęli kolosalną przewagę w posiadaniu piłki (77% czasu), ale skończyło się na jednym trafieniu Eriksena. Ten sam zawodnik nie wykorzystał karnego, a jego strzał obronił najlepszy gracz gości w tym meczu – bramkarz Arsen Beglaryan.
Mój dobry znajomy, urodzony w Erywaniu Wanyk Margarian, zapytany, co sądzi o zbliżającym się spotkaniu, głęboko westchnął: – Wiesz, pozostały nam tylko wspomnienia z dawnych lat, kiedy o naszym Araracie było głośno w całej Europie. Przecież w 1973 r. mieliśmy mistrzostwo i puchar Związku Radzieckiego, a w klubowym Pucharze Mistrzów odpadliśmy dopiero w ćwierćfinale po niezwykle wyrównanej walce (2:0 i 0:1) z Bayernem Monachium. Dzisiaj Armenia nie jest jakąś potęgą i myślę, że w Warszawie będzie jej niezwykle trudno osiągnąć dobry wynik. Wy macie bardzo silną drużynę, no i ten Lewandowski… Oczywiście moje serce bije dla Armenii, ale rozum mówi, że wygra Polska. Musicie jednak liczyć się z uporczywą defensywą.

No właśnie, a jak wiadomo, kiedy rywal na własnym polu karnym ustawi tzw. autobus, nasi piłkarze nie bardzo potrafią sobie z tym poradzić. Powinni jednak znaleźć sposób na sforsowanie armeńskiego muru. Z tego m.in. powodu powracamy do kazachskiej nauczki. Dlaczego i co naprawdę się stało – do dzisiaj nikt nawet nie próbował sensownie wyjaśnić. Przed wyjazdem do Astany przewidywałem, że selekcjoner może zostać zmuszony do złamania zasady, że kto na co dzień nie gra w klubie, ten nie ma co liczyć na wyjście w pierwszej jedenastce. Wielu graczy, z pudłującym na potęgę Arkadiuszem Milikiem, spisało się grubo poniżej możliwości. Żadną miarą nie można było mówić o występie klasowego zespołu.

W trakcie przedmeczowego zgrupowania w ekipie panowało zastanawiające rozprężenie. Więcej czasu i uwagi kadrowiczów zajmował nieudany transfer Kamila Grosickiego do Anglii niż to, co ich czeka w Kazachstanie. Na dokładkę pozostaje otwarta (?), a wyjątkowo głęboko skrywana sprawa wysokości premii. Co prawda, niekwestionowanym kapitanem jest Lewandowski, ale coraz wyraźniejsze stają się jego tarcia z Krychowiakiem o „przywództwo w stadzie”. Konkretnie o to, który jest atrakcyjniejszą i bardziej poszukiwaną postacią na rynku reklamowym. Z pewnego oddalenia wygląda, jakby Nawałka przestał w pełni panować nad tym całym towarzystwem, a kadra biało-czerwonych nie jest już takim monolitem, o jakim zwykło się ostatnio mówić. Czyżby niektórzy nasi gwiazdorzy poczuli się najważniejsi i zaczęli uważać, że im wolno więcej? Złośliwi i nieżyczliwi twierdzą, że w kadrze zaczyna przybywać celebrytów, a ubywać piłkarzy, czytaj: ludzi do ciężkiej roboty. Z przeszłości pamiętamy, czym się kończyły takie pozaboiskowe turbulencje. Odnoszę wrażenie, że nie wszyscy umieją się odnaleźć mentalnie w obecnej sytuacji i dlatego o niektórych reprezentantach coraz głośniej mówi się, że „mają swoje problemy”.

Niezależnie od tego trzeba postawić sprawę jasno: biało-czerwoni nie mają wyjścia, muszą wygrać dwa najbliższe mecze. Ale ponieważ przekonaliśmy się, co się z nimi dzieje, kiedy są na musiku, zakończmy stonowanym życzeniem: należałoby oczekiwać dwóch zwycięstw.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 40/2016

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy