Antologia poezji japońskiej od 20 lat czeka na uwolnienie Moja miłość do Polski narodziła się za sprawą muzyki Chopina – mówi Kazuko Adachi, autorka pierwszego słownika polsko-japońskiego i japońsko-polskiego. Gdy po zakończeniu II wojny światowej sytuacja w Japonii zaczęła się stabilizować, odbywało się tam wiele koncertów. – Kiedy miałam 17 lat, do Japonii przyjechał zespół Mazowsze. Nie mogłam odmówić sobie pójścia na ich koncert, ale najbardziej ukochałam muzykę Chopina. Dlatego, kiedy w latach 60. zaczęłam studiować japonistykę na Uniwersytecie Hosei Daigaku w Tokio, jako drugiego języka chciałam się uczyć polskiego. W tamtych czasach w Japonii nigdzie polskiego nie uczono, dlatego z konieczności wybrała język rosyjski. – Ale to nie było to samo – wspomina Kazuko. – Gdy tylko nadarzyła się okazja, zaczęłam brać prywatnie lekcje polskiego od wykładowcy japońskiego na Uniwersytecie Warszawskim, który wrócił do Japonii. Narodziny słownika Po kilku latach nauki polskiego była już tak zdeterminowana, że postanowiła wybrać się do Polski. Udało jej się zdobyć stypendium na Uniwersytecie Warszawskim i w 1972 r. została stażystką na filologii polskiej. – Tak mnie wasz język zafascynował, że postanowiłam zrobić słownik polsko-japoński – mówi. W tym czasie ani w Japonii, ani w Polsce nie było takiego słownika. – Panie profesorze, chciałabym opracować słownik polsko-japoński – powiedziała prof. Wiesławowi Kotańskiemu z japonistyki na UW. – Niech pani pisze, pomogę – odrzekł profesor. Po takiej deklaracji nie miała już drogi odwrotu. Po nocach ślęczała i przygotowywała hasła do słownika z propozycjami znaczeń. Później wspólnie z prof. Kotańskim i polonistką prof. Barbarą Bartnicką zastanawiali się nad adekwatnością przekładu. Praca nad słownikiem sprawiła, że stypendium z dwóch lat przedłużyło się do pięciu. Z akademika przy Żwirki i Wigury Kazuko przeniosła się do wynajętego pokoju na Saską Kępę. – Czy pani żyje? – dopytywała się gospodyni, gdy całymi dniami nie wychodziła z pokoju. – Praca nad słownikiem przypominała chodzenie w ciemności, nie było do czego się odwołać – opowiada teraz. Brakowało nawet współczesnego słownika angielsko-japońskiego i japońsko-angielskiego, jedyny istniejący pochodził z czasów samurajskich. Po trzech latach benedyktyńskiej pracy w 1977 r. złożyła maszynopis słownika polsko-japońskiego i japońsko-polskiego w wydawnictwie Wiedza Powszechna i wróciła do Japonii. W poszukiwaniu pracy trafiła do biura PLL LOT w Tokio. Została czwartą i najdłużej pracującą sekretarką. Wprawdzie praca nie była specjalnie zajmująca, ale dawała kontakt z językiem polskim, a to dla niej było najważniejsze. Po trzech latach wydawnictwo przekazało autorce przez posłańca złożony słownik do korekty. Na miejsce spotkania wybrano najbardziej ruchliwe skrzyżowanie na świecie – Shibuya, przy pomniku słynnego psa Hachikō, który przez 10 lat każdego dnia czekał na swojego pana przy zejściu do metra. I tak jak pewnego dnia pan się więcej nie pojawił, tak Kazuko nie udało się spotkać posłańca z Polski ze słownikiem. Wkrótce nastał grudzień 1981 r. Kontakty z Polską zostały przerwane. Tokijskie biuro LOT zamknięto. Słownik – prawie ukończony – utknął w wydawnictwie Wiedza Powszechna. – Wydajcie ten słownik – powiedział wojskowy komisarz do dyrektora wydawnictwa – polsko-japoński słownik to ważna rzecz! – W kwietniu 1982 r. zatelefonował do mnie znajomy Polak i powiedział, że właśnie przyjechał do Japonii i ma dla mnie prezent – opowiada Kazuko Adachi. – Myślałam, że ktoś chce mi przekazać jakiś drobiazg z Polski, tymczasem on wręczył mi 20 egzemplarzy słownika. Nie posiadałam się z radości! Po 10 latach przygotowań, w lutym 1982 r., słownik ujrzał światło dzienne. O jego wydaniu napisały największe japońskie gazety. Polska w tym czasie była na ustach całego świata. I świat łaknął informacji o naszym kraju. – Miałam więc nowe wyzwanie, musiałam edukować Japończyków – śmieje się Kazuko. – Media podawały np. że stolicą Polski jest Praga. Każdy w Japonii, kto miał związki z Polską, był wtedy na wagę złota. Autorka pierwszego w historii słownika polsko-japońskiego i japońsko-polskiego została swoistym przewodnikiem po Polsce. Otrzymywała mnóstwo propozycji współpracy z japońską telewizją. – Byłam jedyną osobą, która tłumaczyła dziennik telewizji polskiej w 12 kanałach telewizji japońskiej. W miarę stabilizowania się sytuacji w Polsce propozycji współpracy było coraz mniej, ale zainteresowanie