Monika Luft pomyliła Wajdę z Łapickim, Tomasz Kamel dostał zawrotów głowy, Iwona Schymalla czuła się jak skazaniec – Czułam się okropnie – Monika Luft wspomina swój pierwszy program “Kawa czy herbata”. – Tylko dlatego nie byłam totalnie sparaliżowana ze strachu, że miałam wykute na pamięć, co i kiedy mam powiedzieć. Normalnie nie uczymy się kwestii na pamięć, bo chodzi o to, żebyśmy mówili od siebie, ale wtedy tylko dzięki temu nie odebrało mi mowy. Iwona Schymalla po raz pierwszy wystąpiła na żywo jako prezenterka w Telewizji Edukacyjnej. – Do studia szło się po takiej podłodze, pod którą były kable i to wszystko chrzęściło, uginało się, był straszny łoskot. Byłam wtedy przekonana, że tak samo jak ja czują się ci, którzy idą na śmierć. To był koszmar, w życiu się tak nie bałam – wspomina Iwona Schymalla. – O mało co nie zemdlałem. Miałem problemy z oddychaniem, głos uwiązł mi w gardle, ale robiłem dobrą minę do złej gry, uśmiechałem się ślicznie, na siłę próbowałem pokazać, że jestem zachwycony całą sytuacją. Po pierwszym dyżurze poszedłem do garderoby, położyłem się na leżance i kręciło mi się w głowie – mówi Tomasz Kamel. Dzisiaj cała trójka to już profesjonaliści. Oko kamery Wszyscy prezenterzy zgodnie twierdzą, że jedyną szansą na nauczenie się tego zawodu jest praktyka i żadne kursy nic tu nie pomogą. By na stałe zaistnieć na wizji, trzeba mieć predyspozycje w tym kierunku. – Wiadomo, że osoba, która prowadzi program po raz pierwszy, nie będzie od razu genialna, bo to jest po prostu niemożliwe – mówi Monika Luft. – Panuje takie przekonanie, że dobrego prezentera szkoli się przez trzy lata, by wypracował swój sposób bycia na wizji. Ale już po pierwszym razie można ocenić, czy ktoś rokuje nadzieje, czy ma kontakt z kamerą. Tak naprawdę jedyną drogą do sukcesu jest praktyka. Jeżeli zdarzy mi się, że w studiu nie zachowam zimnej krwi albo powiem coś, czego nie powinnam, to sobie to zapamiętuję i następnym razem wiem, jak się zachować w podobnej sytuacji. Tomasz Kamel korzystał z rad bardziej doświadczonych kolegów: – Miałem masę śmiesznych gestów. Albo za bardzo machałem rękami, albo mi brwi latały i to wszystko trzeba było opanować – wspomina. – Konieczna jest taka iskra, odpowiedni temperament i dosyć duża wiedza z różnych dziedzin, ciekawość świata połączona ze swobodą wysławiania się przed kamerą. Tego do końca nie można się nauczyć – dodaje Iwona Schymalla. – Ale bywają też osoby, które są sprawne przed kamerą, ale widzowie ich nie akceptują. Lepiej, jeżeli prezenter jest charakterystyczny: albo stonowany, ciepły, sympatyczny, albo agresywny, zdecydowany. Najgorzej wypadają osoby nijakie. Iwona Schymalla uważa jednak, że mimo niezbędnych predyspozycji, niektórych rzeczy warto jednak nauczyć się na kursie. – Na przykład budowania zapowiedzi, formułowania myśli. Niedobrze jest, gdy się promuje film, zarzucając widza mnóstwem informacji na temat reżysera, aktorów, bo to nie zostawia śladu w głowie widza. Lepiej jest uderzyć w emocje niż w taką warstwę wiedzy. Monika Luft twierdzi, że aby zostać prezenterem, trzeba mieć wrodzone to “coś”. – Kogoś kamera lubi, a kogoś nie. Są ludzie, którzy nie potrafią nawiązać kontaktu, jakby ta szyba telewizora była tak gruba, że nie potrafią się przez nią przebić. Są też tacy, którzy mimo tej granicy nawiązują kontakt z widzem. Widz czuje, że oni mówią właśnie do niego. To na ogół wychodzi podczas pierwszego kontaktu z kamerą – wyjaśnia. Prezenter w pracy Iwona Schymalla, Tomasz Kamel i Monika Luft zgodnie zapewniają, że na ich usługi nie pracują sztaby researcherów, a bardzo często sami szukają rozmówców. – Najpierw wędrujemy do wycinków, szukamy dokumentacji na temat osoby lub wydarzenia, o którym mamy mówić. Czasami dostajemy materiały prasowe. Zdarza się, że idę na przykład na wernisaż i od razu podchodzę do autora i zapraszam go do studia, bo wydaje mi się, że jest ciekawym człowiekiem. Czasami to znajomi spotykają kogoś i przekazują nam to, co wiedzą na ten temat, bo nie ma dokumentacji. No bo jak znaleźć materiały przed rozmową z badaczem poroży jeleni i danieli?- tłumaczy Monika Luft. – Czytanie z promptera też nie jest takie proste, bo nie chodzi tylko o to, żeby przeczytać, ale żeby zrobić to tak, by widz nie wiedział, że czytamy – dodaje Iwona Schymalla.
Tagi:
Idalia Mirecka









