10 tysięcy proboszczów na straży polskich dusz Pani jest magister i ja jestem magister – proboszcz wziął w swoje wypielęgnowane ręce szorstkie dłonie Wandy W. – Pani zasuwa, a ja tylko robię tak – pokazał znak krzyża. Choć w parafii nie ma demokracji, a ludziom wybiera go biskup, jak wynika z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, swojemu proboszczowi ufa całkowicie blisko 56% Polaków. Jest zaraz po Janie Pawle II. – Na skali lokalnych autorytetów zajmuje pierwsze lub drugie miejsce (z reguły trzy pierwsze miejsca zajmowane są wymiennie przez proboszcza, lekarza i nauczyciela) – przyznaje prof. Elżbieta Firlit, socjolog z SGH, badająca społeczną rolę instytucji kościelnych. – Odsetek osób darzących proboszcza szacunkiem i zaufaniem jest znacznie wyższy niż w przypadku lokalnej władzy świeckiej (wójta, burmistrza, sołtysa). To fenomen, że niezależnie od antyklerykalnych nastrojów ludzie z reguły liczą się z proboszczem. – Proboszcz dla Polaka jest przede wszystkim autorytetem w dziedzinie wtajemniczeń związanych z rytuałami okalającymi ludzkie życie: narodzinami, śmiercią, ślubami – mówi prof. Irena Borowik, socjolog religii z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Ponad 90% uważa, że to rytuały ważne i bardzo ważne, a autorytet osoby je odprawiającej jest niepodważalny. Są menedżerami, księgowymi, szafarzami sakramentów. I najważniejsze – mają się troszczyć o zbawienie. Polski proboszcz, człowiek w czerni, to symbol, który obcokrajowcy wymieniają jako jedno z pierwszych skojarzeń z naszym krajem. Jest ich 10 tys. Sami o sobie mówią: „Pierwsi wstajemy, ostatni kładziemy się spać”, ale wiadomo, że to najlepsza fucha w Kościele. Wśród kleryków funkcjonuje pojęcie „giełda”. To giełda możliwości, czy parafia będzie bogata. Ale absolwent seminarium może o niej tylko pomarzyć. Na rząd dusz czeka się zwykle 14-15 lat, w diecezji tarnowskiej, gdzie powołań jest najwięcej, aż 18. Pracują do 75. roku życia. Kim jest proboszcz dla Polaka? Dyrektorem firmy, która przynosi dochody, czy pasterzem? Pokój temu domowi Ks. Teodor Suchoń, proboszcz w Chwałowicach, dzielnicy Rybnika, jest pewny, że i pięć minut wystarczy na kolędę, ale zawsze idzie się z niepokojem, bo nigdy nie wiadomo, kogo się spotka. – W domach widać coraz więcej ubóstwa – opowiada. – Porozbijane małżeństwa, bo jedno wyjechało za pracą, alkoholizm, narzeczeni, którzy nie mogą się pobrać, bo nie mają gdzie mieszkać. Tak, zdarza się, że zamykają drzwi. Ze strachu, że będę krzyczał… Ks. Józef Krawczyk, proboszcz we wsi Godziszów, od razu widzi w kościele, kto jest gościem, bo swoich zna na wylot. Z 2,3 tys. parafian bogobojni są wszyscy, tylko jedna para żyje bez ślubu. – W mieście było inaczej – porównuje. – Człowiek siadał, zaczynał temat i wstawał, bo nie było odzewu, tu trzeba patrzeć na zegarek, żeby się nie zasiedzieć. Często proszą: co by ksiądz doradził? Na wsi księdza przyjmuje 90% parafian. Im większe miasto, tym liczba maleje – w parafii w podwarszawskiej Falenicy 50%, na ursynowskich sypialniach 20%. Proboszczowie wiedzą, że to nieproszona wizyta, i coraz częściej rozsyłają kartki z pytaniami: 1. Czy chcesz przyjąć księdza i poruszyć interesujące cię zagadnienia? 2. Czy wizyta ma się ograniczyć do pobłogosławienia mieszkania? 3. Nie życzę sobie odwiedzin. Zwykle kartki zwraca 15% domów, ułamek proponuje rozmowę. – Znam takich, którzy pukają tylko trzy razy, a za trzecim mówią: poczekam, aż teraz ty przyjdziesz z pogrzebem – mówi ks. Marek Doszko, proboszcz z Falenicy. – Statystycznie wyrównają rachunki, tylko co z tego? Miasto wymaga od proboszcza więcej niż wieś. Zresztą w mieście jest wystarczająco dużo kościołów, by iść gdzie indziej, jeśli się nie podoba. Z badań CBOS wynika, że parafia lokalna pełni funkcję centrum życia religijnego w środowisku rolników (94%), robotników (83%), w małym mieście (84%). Im wyższe wykształcenie i większe miasto, tym więcej osób zaspokaja potrzeby poza swoją parafią. – Chłopi byli (i są) tradycyjnie antyklerykalni, ale nie są antykościelni, a w żadnym wypadku antyreligijni – przyznaje prof. Irena Borowik. – Tu życie opiera się na kontaktach twarzą w twarz, ludzie się znają, a religia i Kościół integrując, są jednocześnie narzędziem kontroli społecznej rozciąganej przez grupę nad jednostką. W anonimowym mieście poziom identyfikacji z instytucją Kościoła jest
Tagi:
Edyta Gietka









