Zazdrość i medycyna

Zazdrość i medycyna

Pieniądze przyznane klinice EuroMedic uszczuplały kontrakty innych szpitali. Poważne kłopoty były tylko kwestią czasu Gdy 25 października 2011 r. w Katowicach uroczyście otwierano klinikę EuroMedic, jej właściciel dr Tomasz Ludyga nie przypuszczał, że to początek poważnych kłopotów. Przecież było tak pięknie. Grała orkiestra górnicza, wśród prominentnych przedstawicieli śląskiej socjety lekarsko-prawniczo-biznesowej kręciły się hostessy w strojach ludowych, stoły uginały się od jadła i napitków. Wstęgę przecięli marszałek województwa Adam Matusiewicz i prezydent Katowic Piotr Uszok. – To wspaniały, piękny obiekt, którym będziemy się chwalić nie tylko w Katowicach, ale i w całym województwie i poza jego granicami – zachwycał się do kamery marszałek Matusiewicz. – Kapitalna architektura zewnętrzna, coś, co przyciąga wzrok – wtórował mu prezydent Uszok. Nikt nie miał wątpliwości, że to najnowocześniejsza placówka medyczna w województwie. Jej wyposażenie mogło przyprawić o zawrót głowy niejednego lekarza, a wystrój recepcji, pokoi i sal operacyjnych zadowoliłby najwybredniejszego architekta wnętrz. I trudno się dziwić, klinikę projektował kanadyjski specjalista. Wieść gminna niosła, że dr Ludyga dorobił się poważnych pieniędzy, rozwijając m.in. nowatorską metodę leczenia chorych na stwardnienie rozsiane poprzez chirurgiczny zabieg udrożnienia żył. W 2009 r. jedynie trzy placówki na świecie wykonywały tę procedurę. Przekonanie o szczególnym bogactwie Ludygi umacniał fakt, że klinika powstała w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy, co w polskich warunkach mogło być też dowodem głęboko skrywanej patologii. Bo kto normalny buduje w takim tempie? Błędem właściciela EuroMedic i jego matki było złożenie miesiąc później wniosków o kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. Co gorsza, oferta złożona w Śląskim Oddziale Wojewódzkim NFZ okazała się konkurencyjna i spółka dr. Ludygi pokonała inne placówki medyczne. Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Judyta Watoła ujęła to tak: „EuroMedic wywalczył wyjątkowo jak na nową lecznicę korzystny kontrakt warty aż 34 mln zł (potem urósł do ponad 41 mln zł). W każdej specjalności przedstawił najkorzystniejszą ofertę. Chodzi o to, że NFZ wycenia leczenie w punktach: za jedną operację płaci 100, za inną 50 pkt. Maksymalna cena punktu to 52 zł, ale jeśli ktoś chce pobić konkurencję, można zaproponować do 10% mniej, czyli 46,8 zł. Jakimś cudem EuroMedic za każdym razem proponował NFZ cenę niższą od propozycji konkurencji”. Cytowany przez autorkę ówczesny marszałek województwa Adam Matusiewicz zdefiniował rzecz krótko: „To skręcony konkurs”. W tych okolicznościach EuroMedic musiał dostać po łapach. By zrozumieć dlaczego, wystarczy sięgnąć po publikacje opisujące rzeczywistość śląskiej służby zdrowia. Jak to się robi na Śląsku Sprawę kontraktów katowickiej kliniki media relacjonowały w takim tonie: „Ogromne pieniądze przyznane EuroMedic uszczuplały kontrakty innych szpitali, bo jak wiadomo, pula środków, jakimi dysponuje NFZ, jest ograniczona”. Czasem podawano przykłady placówek, które musiały się zamknąć, ponieważ środki wpłynęły na konto szpitala dr. Ludygi. Podkreślano przy tym, że sprawa tej kliniki nie jest wcale najpoważniejsza, zdarzało się bowiem, że kontrakty otrzymywały oddziały szpitalne, które były jeszcze w budowie. Bywało też, że posiadające kontrakt placówki pobierały pieniądze za leczenie pacjentów nie tylko z NFZ, lecz także od firm farmaceutycznych. W roku 2010 na takiej praktyce wpadło szacowne Górnośląskie Centrum Medyczne w Katowicach-Ochojcu. Z gazet można było również się dowiedzieć, jak głodzeni są pacjenci w szpitalach i jak wyłudza się pieniądze z Funduszu przez powołane ad hoc spółki, które wygrywały kontrakty, oferując bardzo niskie ceny. Nie było tajemnicą, że ten stan niepokoił lokalnych samorządowców. Ministerstwo Zdrowia i administracja państwowa z NFZ na czele mogą zapomnieć o tym, co się dzieje w szpitalach i przychodniach, lecz dla liderów społeczności lokalnych, którzy muszą startować w wyborach, to kwestia być albo nie być. Rozwiązaniem i cnotą okazało się zachowanie spokoju i równowagi. Nie tylko śląscy samorządowcy zaczęli zabiegać w oddziałach NFZ, by środki w konkursach dzielono tak, aby nie dochodziło do protestów. By każdy dostał może mało, ale po równo. Każdego zaś, kto za bardzo się wychylał, należało błyskawicznie przywołać do porządku. A jeśli się stawiał – sprowadzić do parteru. Niestety, EuroMedic się stawiał. Nic dziwnego, że na klinikę spadły kontrole.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2014, 2014

Kategorie: Kraj