Dzieci w powstaniu warszawskim Powstanie warszawskie jest numerem jeden polskiej listy przebojów historycznych. Gigantyczna klęska wojskowa, hekatomba ludności cywilnej i zagłada miasta uważane są za moralne zwycięstwo: przez państwo i jego instytucje, polityków, szkołę i społeczeństwo. Dzieje się tak, bo wciąż przemilczamy ogrom zbrodni na ludności cywilnej, w tym zagładę Woli, kilkadziesiąt tysięcy wymordowanych w ciągu kilku dni, skalę gwałtów na kobietach, cierpienia ludności cywilnej i zaangażowanie w walkę dzieci. W polskiej opinii publicznej, z lewicową włącznie, wciąż dominuje entuzjastyczny stosunek do powstania jako moralnego zwycięstwa. To niemal dogmat ideologii państwowej III RP. O ofiarach i zniszczeniach w oficjalnych przemowach wspomina się niechętnie. Wątkiem, który zdaje się budzić niejakie zażenowanie apologetów sierpniowego zrywu, jest jedynie wykorzystanie do walki przez dowództwo AK nieletnich – nastolatków, a nawet młodszych dzieci. Od 11 do 18 lat Do dziś historycy nie ustalili dokładniej, jaka była skala udziału dzieci w dwóch formach zaangażowania militarnego – bezpośredniej i pomocniczej – w trakcie powstania warszawskiego. Zwykle szacuje się, że grupa ta składała się z ok. 1,1-1,2 tys. osób. Są jednak przesłanki, że mogą to być zaniżone oceny. Andrzej Czarski, autor książki „Najmłodsi żołnierze walczącej Warszawy”, podaje podobną liczbę tylko w odniesieniu do tych najmłodszych powstańców, którzy po kapitulacji trafili do obozów jenieckich. „Po upadku powstania do niewoli dostało się ponad tysiąc chłopców w wieku od 11 do 18 lat. W zadrutowanych wagonach kolejowych, pod silną niemiecką eskortą, stłoczeni po kilkadziesiąt osób rozwożeni byli po obozach jenieckich. Największa grupa dotarła do obozu w Lamsdorf – ok. 600 chłopców, a wśród kobiet – 14-, 17-letnie sanitariuszki i łączniczki”, pisał. Autor jako 14-latek sam brał udział w powstaniu, a potem trafił do wspomnianego Stalagu 344 (318) w Lamsdorf. Dziwnie wyglądają kombatanckie dane zamieszczone przy jego biogramie na stronie internetowej Muzeum Powstania Warszawskiego, jeśli zważymy, że mowa o 14-letnim dziecku: numer legitymacji AK – 17690, numer jeniecki – 103335. Przekaz propagandowy w kwestii dziecięcej epopei powstańczych zmagań jest bardzo niespójny. Z jednej strony, mamy podejście bezkrytycznie apologetyczne. Do najpopularniejszych miejsc powstańczego kultu należy pomnik Małego Powstańca na staromiejskim Podwalu. Figurka chłopca w za dużych oficerkach, zdobycznym hełmie i z wielkim automatem chyba na każdym robi wrażenie. Co roku o godzinie W zbiera się w tym miejscu spory tłum. Dominuje w nim zresztą dziecięca publiczność, bo oddanie hołdu najmłodszym żołnierzom Sierpnia ‘44 jest obowiązkowym punktem dla uczestników piłkarskiego turnieju trampkarzy o… Puchar Pamięci Małego Powstańca. Impreza ta jest zresztą filarem apologii powstańczej dziecięcej krucjaty. Zawody odbywają się w dniach obchodów rocznicowych od 14 lat na pobliskim stadionie Polonii. Pomysłodawcą turnieju jest honorowy prezes KS Polonia Jerzy Piekarzewski, rodowity warszawiak, który sam w sierpniu 1944 r. miał dziesięć lat i gehennę powstania przeżył na Woli. „Organizuję Turniej o Puchar Pamięci Małego Powstańca, aby nie zaginęła pamięć o dzieciach walczących w Powstaniu Warszawskim, a w szczególności by nie zapomniano o ich szlachetności i waleczności”, wyjaśniał swoje intencje. W tym roku po raz pierwszy turniejowe drużyny wystąpiły nie pod własnymi barwami klubowymi, ale pod nazwami powstańczych jednostek Armii Krajowej. Rywalizowały więc ze sobą np. bataliony „Pięść” i „Czata 49”, Grupa „Kampinos”, Zgrupowanie „Żywiciel” czy Załoga Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Przekaz był jasny: dziesięcioletni zawodnicy wcielali się symbolicznie w powstańców warszawskich. Nieśmiertelni Z drugiej strony, większość apologetów powstania, chyba wyczuwając, że takie bezkrytyczne podejście do dziecięcej wojaczki w XXI w. już nie bardzo uchodzi, podkreśla, że najmłodsi powstańcy nie walczyli z bronią w ręku. „Dzieciom najczęściej przydzielano rolę gońców, łączników, listonoszy. Roznosiły prasę, transportowały żywność i amunicję. Pomagały w kuchniach polowych i punktach sanitarnych. Gasiły pożary, uczestniczyły w grzebaniu zmarłych, przenosiły rannych, czyściły broń, niekiedy stały z nią na warcie”, czytamy w nowej książce Agnieszki Cubały „Warszawskie dzieci ‘44”. Czy tak rzeczywiście było? Granica pomiędzy łącznikiem a żołnierzem pierwszej linii często bywała płynna. Ciekawe świadectwo takiej sytuacji daje znany kronikarz powstania Juliusz Kulesza, który krótko
Tagi:
Agnieszka Cubała, AK, Andrzej Czarski, Armia Krajowa, August Sokołowski, Beata Tyszkiewicz, dzieci, II Wojna Światowa, Jacek Fedorowicz, Jan Kobuszewski, Jarosław Abramow-Newerly, Jerzy Piekarzewski, Juliusz Kulesza, Krystyna Zachwatowicz-Wajda, Krzysztof Kowalewski, Krzysztof Zanussi, Legia Warszawa, ludobójstwo, Magdalena Zawadzka, Mały Powstaniec, Muzeum Powstania Warszawskiego, okupacja niemiecka, Polonia Warszawa, Powstanie Warszawskie, Szare Szeregi, Warszawa, wojna









