Zdrada Kaczyńskich

Zdrada Kaczyńskich

Mafijne rozgrywki w PiS zamiast Polski solidarnej Jesień 2005. Kampania wyborcza w zenicie. Z wyścigu do prezydentury wycofuje się Włodzimierz Cimoszewicz. Na placu boju zostaje ich dwóch – Donald Tusk, któremu sondaże dają około 40% poparcia, i Lech Kaczyński, oscylujący wokół 20%. I wtedy Kaczyński sięga po polityczną Wunderwaffe: „Nie ma już sporu między Polską komunistyczną a Polską AK – mówi. – Teraz osią konfliktu jest spór między Polską liberalną a Polską solidarną”. W tym samym czasie w telewizyjnych reklamówkach pustoszeje lodówka i spadają pluszaki. Parę tygodni później przy wyborczych urnach mamy werdykt. Kaczyńscy wygrywają wybory, bo Polacy chcą Polski solidarnej. Lato 2007, prawie dwa lata po kampanii wyborczej. Z obietnic Polski solidarnej zostały strzępy. Damski bokser Przed Kancelarią Premiera demonstrują pielęgniarki, które chciałyby wyższych płac. Nie mówią o kokosach, tylko o pieniądzach trochę większych niż obecne 900 zł. Trzy z nich wchodzą do budynku, by przedstawić swoje postulaty premierowi. Premier nie chce się z nimi spotkać. Pielęgniarki zajmują jeden z pokoi i mówią, że nie wyjdą z niego, dopóki nie spotkają się z Jarosławem Kaczyńskim. Premier odpowiada, że łamią prawo i że paraliżują pracę Kancelarii Premiera, bo zajmują jeden z kilkuset pokoi. Pielęgniarki są poniżane i szykanowane. Te, które zostały na zewnątrz – odpychają od budynku Kancelarii Premiera oddziały ZOMO. Te w środku – podejmują głodówkę. Premier szydzi, że nic im się nie stanie, jak nie zjedzą kolacji. Pracownicy kancelarii grożą im. Zostają odcięte od świata, bo wyłączono im telefony. Nie można przekazać im żadnej wiadomości, paczek z żywnością, podpasek. Z tych podpasek szydzą prawicowi publicyści. Przed kancelarią wyrasta białe miasteczko, kilkadziesiąt namiotów, w których śpi kilkaset protestujących. Kaczyński zwodzi pielęgniarki, w końcu rząd podejmuje z nimi rozmowy, które – jak szybko można było się przekonać – były tylko grą na czas. Wreszcie białe miasteczko się zwija. Premier z dumą ogłasza swój sukces – nie ustąpił pielęgniarkom, nie zgodził się, by zarabiały więcej. Bo – jak tłumaczy – musi stać na straży budżetu i stabilności gospodarczej państwa. Ale w tym samym czasie – cóż za znamienna symbolika – rząd przeprowadził podwyżkę dla pracowników Instytutu Pamięci Narodowej – teraz średnia płaca w tej instytucji to 4 tys. zł. Podwyższono również pensje oficerom z Biura Ochrony Rządu. W tym także czasie rząd przeprowadził przez Sejm obniżkę stawki rentowej – dla pracowników i dla pracodawców. W pierwszym etapie jest to 3% obniżki dla pracowników. W kolejnym – podobna obniżka dla pracodawców. W sumie wpływy budżetu zmniejszone zostały o 18 mld zł rocznie! Rząd tłumaczył, że zaowocuje to większymi inwestycjami i tworzeniem nowych miejsc pracy. Chociaż nawet prawicowi ekonomiści mówią, że przedsiębiorcy inwestują nie ze względu na wysokość składki rentowej, ale kierując się rynkowym popytem… I szybko podliczają: na obniżce składki o 3% zarabiający 1 tys. zł zyskają 30 zł. Natomiast zarabiający 10 tys. zł – aż 300 zł. Gdzie tu więc mowa o Polsce solidarnej? Z tych 18 mld zł, które rząd lekką ręką oddał najbogatszym, wystarczyłaby połowa, by usatysfakcjonować pielęgniarki… A przede wszystkim wystarczyłaby dobra wola, by ze związkowcami usiąść do stołu i rozmawiać. Tymczasem tych rozmów rząd boi się najbardziej. Od 18 lat nie było w Polsce ekipy, która miałaby tyle tajemnic, otaczała się tak wysokim murem niechęci do dialogu, była tak mocno przekonana o własnej nieomylności i była tak nieprzezroczysta. O tej niechęci do dialogu przekonały się nie tylko pielęgniarki. O tym przekonali się nauczyciele, o tym przekonali się lekarze. O tym przekonali się związkowcy. Także ci ze związku „Solidarność”, z którym – przynajmniej oficjalnie – władza wywyższa chce rozmawiać, bo z OPZZ czy Federacją Związków Zawodowych jako ze związkami „postkomunistycznymi” – odmawia dialogu. „Solidarność” w szpagacie O tym, że „Polska solidarna” to tylko propagandowe hasło, którym zamydlono Polakom oczy, znakomicie można się przekonać podczas lektury „Tygodnika Solidarność”, czasopisma NSZZ „Solidarność”. Tygodnik jest w szpagacie, bo – z jednej strony – liderzy „Solidarności” popierają PiS, są z partią Kaczyńskich emocjonalnie związani,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 34/2007

Kategorie: Kraj