Zezwierzęcenie

Zezwierzęcenie

Trybunał Praw Zwierząt zaliczył Polskę do grupy 12 państw „traktujących zwierzęta w sposób niegodny człowieka”

Lekarz weterynarii w Legionowie bawił się w hycla. Przestrzelił psu oko, a następnie podał trzy dawki środka usypiającego. Po czym przywiózł zwłoki do schroniska, aby zgodnie z prawem otrzymać pieniądze z urzędu miasta.
Na warszawskiej Ochocie znaleziono w piwnicy wnyki zastawione na koty. Te, które wpadły w pułapkę, straciły łapy. Sprawcy nie odnaleziono.
W Zielonce nieznany sprawca ukradł w okolicy kilkanaście psów. Najpierw maltretował zwierzęta, przedziurawiając im wiertłem pyski, by je związać drutem. Następnie powiesił je w lesie.
Takich zgłoszeń wpłynęło w 2002 r. prawie 9 tys. W tym roku w samym okręgu warszawskim odnotowano już tysiąc przypadków.

Skopać jak psa

„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”, mówi pkt 1 ustawy o ochronie zwierząt. Generalnie Polacy z tym się zgadzają. Zwierząt w Polsce nie uważa się za rzeczy, z którymi właścicielowi wolno zrobić, co mu się podoba. Na pytanie CBOS: „Czy człowiek, który jest właścicielem zwierzęcia, może z nim zrobić bez ograniczeń to, co chce?” aż 70% ankietowanych odpowiedziało: Nie! Zdecydowana większość (85%) Polaków uważa, że w ich otoczeniu zwierzęta są na ogół dobrze traktowane. Sądząc po liczbie posiadanych zwierząt, moglibyśmy nawet aspirować do miana ich najgorliwszych przyjaciół. Ponad połowa Polaków ma zwierzęta domowe, a co piąty z nas nawet kilka. To jedna strona medalu. A druga? Mało w nas szacunku do zwierząt, zapału, by im pomagać, chętnie natomiast odreagowujemy frustracje na swoich mniejszych braciach, wyrzucając je z domu, torturując lub pozbawiając życia. Co dziewiąty Polak sądzi, że zwierzęta nie są dobrze traktowane i uważają tak zwykle mieszkańcy małych miast. Zaś 11% polskich rolników obiema rękami podpisuje się pod twierdzeniem: człowiek może w sposób nieograniczony wykorzystywać swoją przewagę i władzę nad zwierzętami.
„Zwierzęta są moralniejsze od ludzi, gdyż na ogół nie zabijają i nie dręczą dla samego dręczenia i zabijania. Istnieje jakaś naturalna moralność przyrody, której także człowiekowi naruszać nie wolno”, pisał Antoni Kępiński, psychiatra. O ile miał rację co do tego pierwszego, o tyle drugie twierdzenie było zaledwie pobożnym życzeniem. Amerykański naukowiec Jared Diamond, autor głośnej książki „Trzeci szympans”, uważa, że zadawanie bólu jest wpisane w program genetyczny człowieka. Jego zdaniem, to właśnie agresja homo sapiens, a nie zlodowacenia i meteoryty spowodowały większość masowego wyginięcia zwierząt w przeszłości. Polska może być tego dowodem.
Anna Rudnik, prezes warszawskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, pracuje w nim już 30 lat. – Nasz stosunek do zwierząt zmienił się na gorsze – uważa. Do października zgłoszono już więcej doniesień o znęcaniu się nad zwierzętami niż w całym ubiegłym roku, trzy razy więcej niż w roku 2000. Najczęściej dochodzi do bicia lub głodzenia.
Polacy, mimo teoretycznych deklaracji, niechętnie reagują na akcje na rzecz pomocy zwierzętom. Mimo iż popularnością wśród organizacji na rzecz zwierząt cieszy się Internet – odzew na akcje tam nagłaśniane jest kiepski. Agnieszka Górecka z wrocławskiego osiedla Szczepin zamieściła na stronie Organizacji Obrony Praw Zwierząt apel o pomoc dla kotów piwnicznych: – Choć ogłoszenie jest w Internecie od trzech miesięcy, nie spotkałam się z pomocą – mówi. – Tylko czasem ktoś zadzwoni z pytaniem, czy nie miałabym dla niego kotka.
Nasze podejście do zwierząt widać również w polszczyźnie. Człowiek może wprawdzie harować jak wół, być głupi jak baran, uparty jak osioł albo przebiegły jak lis, zachować się jak świnia lub zostać nazwany nawet wredną suką czy kundlem. Może zachować się jak zwierzę. Ale tylko człowiek może umrzeć. Zwierzę – zdycha.
Anna Rudnik podkreśla związek między naszym coraz gorszym stosunkiem do zwierząt i modą na przebojowych, bezczelnych i bogatych: – Dzisiaj nie jest w modzie zniżanie się do słabszych.
Podobnie uważa Wojciech Muża, dyrektor wykonawczy Zarządu Głównego TOZ: – Ludzie zajęli się swoimi sprawami, a los zwierząt coraz mniej ich obchodzi. Martwią się biedą, bezrobociem.
Winą za to, że zwierzęta w Polsce traktuje się utylitarnie, obarcza się też Kościół. Przeważa pogląd św. Tomasza z Akwinu: „Wszelkie zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne niechaj się was boi i lęka. Wszystko, co się porusza na ziemi i wszystkie ryby morskie zostały bowiem oddane wam we władanie”. W Europie coraz popularniejsze jest podejście, jakie proponował św. Franciszek, przekonując, że zwierzęta to nasi mniejsi bracia. Według Jadwigi Osuchowej, szefowej krakowskiego TOZ, Kościół nie podkreśla miłosierdzia wobec zwierząt: – Wręcz przeciwnie, akcentuje się to, że nie mają duszy i są jakoby tylko po to, by służyć człowiekowi.

Wyrzucić jak zabawkę

Najczęściej ofiarami ludzkiego okrucieństwa padają psy. Polacy mają ich najwięcej w Europie. Według Ruperta Sheldrake’a, autora „Niezwykłych zdolności naszych zwierząt”, na 100 gospodarstw przypada w Polsce 50 psów. W USA – 38, a w Anglii – 27. Czy jesteśmy psimi przyjaciółmi? Zdaniem Andrzeja Kłosińskiego, psychologa zwierzęcego, popularność psa bierze się raczej stąd, że jest najtańszym systemem alarmowym. Kiedy staje się uciążliwy, wyrzuca się go jak niepotrzebną rzecz. Według szacunków, co roku kilkadziesiąt tysięcy psów zostaje bez pana. Zdaniem Anny Baranowskiej z krakowskiego TOZ, Europa wcale nie jest od nas lepsza pod tym względem: – We Włoszech musiano wprowadzić wysokie grzywny za porzucenie psa, bo stało się to już problemem zagrażającym bezpieczeństwu ludzi.
W Polsce nie ma rejestru schronisk. Według GIW, w Polsce jest ich około 120. W spisie TOZ figuruje 88 adresów schronisk – prywatnych (TOZ posiada dwa w Celestynowie i Swarzędzu), miejskich (prowadzonych przez władze miasta) oraz prowadzonych przez organizacje pozarządowe na podstawie umów z urzędami miasta. Wszystkie są przepełnione, zwykle w boksach przebywa dwukrotnie więcej zwierząt, niż powinno. Koszt utrzymania zwierzęcia, czyli wyżywienie, obsługa weterynaryjna, ogrzewanie, energia elektryczna, wywóz nieczystości, woda etc. to średnio 3 zł dziennie.
Andrzej Kłosiński uważa, że Wielu Polaków traktuje psy jak żywe zabawki. Ludzie często mają „bajkowe” wyobrażenie o psie, którego kupują, nie myśląc wcale o tym, czy dadzą sobie radę ze zwierzęciem. – Po filmie „101 dalmatyńczyków” nastąpiła moda na te bardzo „trudne” zwierzęta. Kilka miesięcy później pojawiło się mnóstwo porzuconych psów tej rasy – mówi. – Podobnie dzieje się teraz z rasami obronnymi i stróżującymi. Ludziom się wydaje, że pies po prostu urośnie i będzie mądry, tymczasem w wychowanie zwierzęcia trzeba włożyć mnóstwo pracy. Niektórych właścicieli to zadanie przerasta.
Zdaniem Andrzeja Kłosińskiego, zwierzę niezrównoważone to rzadkość: – Owszem, lękliwa suka może nauczyć swoje szczenięta lękliwości. Ale z moich doświadczeń wynika, że chyba jeden pies na tysiąc ma sam z siebie zły charakter lub jest niezrównoważony. Ponad 99% kłopotów z psami to wynik błędów właścicieli lub hodowców. Dlatego stanowczo odradzam zakup psa z pseudohodowli nastawionych wyłącznie na zysk, w których szczenię nie ma serdecznego i bliskiego kontaktu z ludźmi. Doradzam natomiast systematyczne wychowywanie szczeniaka.
Zdarza się, że Andrzej Kłosiński zachęca ludzi do oddania zwierzęcia: – Ostatnio poradziłem tak młodej parze, która wyprowadziwszy się na wieś, dokupiła do bernardynki młodego bernardyna. Przez półtora roku nie zajmowali się psem w ogóle, aż zdominował dom tak bardzo, że zaczął im zagrażać.
Bezdomne psy rasowe to zjawisko coraz powszechniejsze. – W krakowskim schronisku TOZ mieliśmy już dogi de bordeaux, boksery, dobermany i owczarki – wylicza Jadwiga Osuchowa. – To przykry dowód bogacenia się społeczeństwa. Najnowszym okazem jest młoda suka, owczarek niemiecki. Po wypadku i operacji została jej sztywna łapa. Właściciel, który po nią przyjechał, odmówił wzięcia psa. Ostatnio w schronisku znalazła się również jamniczka. Właściciele oddali ją ze względu na krzywy zgryz.

Tonące organizacje, akcje bez odzewu

Jak wynika z badania CBOS „Ludzie i zwierzęta”, Polacy bardziej wierzą w skuteczność powszechnego reagowania niż w działania zorganizowane. Pewnie dlatego, że działalność na rzecz zwierząt nie jest w Polsce sprawnie zinstytucjonalizowana, a większość organizacji tonie w długach. Lejzorek Rojtszwaniec, bohater powieści Ilii Erenburga, opowiadał historię o kurach w kołchozach. Ponieważ ich żywienie wciąż było zbyt drogie, jeden z kołchoźników wpadł na pomysł: niech same się żywią! Podobnie wygląda sprawa z TOZ. Dawniej organizacja była dotowana przez gminy, otrzymując co roku około 20 tys. zł. Jednak od półtora roku nie dostała od gmin nawet złotówki. A zbierać samemu? – Często nie ma komu biegać z puszkami, a interwencji dokonuje się na własny koszt – informuje Anna Rudnik.
TOZ opiera swą działalność na pracy społecznej członków, których jest ok. 18 tys., z tego na terenie całej Polski aktywnie działa 4 tys. osób. – Według ostatnich danych, mamy około stu etatów – podlicza Wojciech Muża. Średnie wynagrodzenie to 700 zł.
Pani prezes Rudnik rezyduje z panem Waldkiem, pomagającym jej przy interwencjach jako obstawa, w obskurnym maleńkim pokoiku. Na ścianach własnoręcznie robione plakaty reklamujące akcje, za oknem karmnik dla ptaków i poidełko zrobione metodą złotej rączki z plastikowego baniaka po wodzie. Dwa stare telefony i takiż czajnik. Częściowo środowisko może winić samo siebie – lub raczej tych, którzy robią przekręty pod płaszczykiem pomocy zwierzętom. Anna Rudnik sama przyłapała na gorącym uczynku kilka osób kradnących pieniądze z puszek. – Dziś same prowadzą inne fundacje – mówi rozżalona. Niedawno prasa skrytykowała też Kubę Stępniaka, zarzucając mu, że jego głośne medialnie akcje przyniosły poprawę wyłącznie jego własnego wizerunku. Takie wpadki pogarszają sytuację tych, którzy próbują walczyć o prawa zwierząt.
Fundacje desperacko szukają sponsorów. Krakowski TOZ organizuje czasem i trzy imprezy tygodniowo: aukcje zwierząt, dni otwarte w schroniskach. – Na 150 nowych zwierząt przybywających do schroniska co miesiąc około 130 znajduje nowy dom – pociesza Jadwiga Osuchowa. Sędzia Osuchowa jest jedną z niewielu osób wierzących w skuteczność Internetu: – To dobre medium, by znaleźć dom dla zwierząt kalekich, tych najbiedniejszych. Ostatnio tą drogą znaleźliśmy nową panią dla kalekiego yorka. Miał strzaskaną miednicę i puste oczodoły.
– Pozyskujemy finanse od sponsorów, ale jest ich coraz mniej – skarży się Wojciech Muża. – Niektórzy sponsorzy obcinają nam dotacje dziesięciokrotnie. Lwią część środków otrzymujemy więc od ofiarodawców prywatnych, jednak społeczeństwo polskie nie lubi charytatywności. Nawet odzew na nasze akcje na rzecz zwierząt jest coraz mniejszy – mówi z żalem. Kilka lat temu za akcję „Skazani” wraz z firmą Grey otrzymali nagrodę Effi za najlepszą reklamę społeczną. Kiedy w tym roku TOZ otrzymał numer SMS-owy od Plusa, mimo ponad stu spotów reklamowych puszczanych w Światowym Dniu Zwierząt z całego kraju wysłało SMS-y… tysiąc osób. – To było bolesne doświadczenie – Wojciech Muża jest rozgoryczony. Tymczasem, oprócz innych działań na rzecz zwierząt, TOZ sprawuje pieczę nad największym polskim schroniskiem w Celestynowie, gdzie przebywa 1,3 tys. psów i 400 kotów: – Otrzymujemy od sponsorów puszki z żywnością, ale jesteśmy na skraju bankructwa. Brakuje na pensje dla pracowników, na opłaty za prąd, wywóz nieczystości, szczepienia profilaktyczne i sterylizacje.
Zmorą są także fałszywi ofiarodawcy, najczęściej duże koncerny. – Kiedyś otrzymaliśmy od światowej sławy producenta farmaceutyków szczepionki. Były od pół roku przeterminowane. Firma wyczyściła sobie magazyny i zaoszczędziła na drogiej utylizacji leków, a przy okazji zrobiła sobie darmową reklamę – wypomina Wojciech Muża. – Innym razem przekazano nam z wielką pompą obroże przeciwpchelne dla schroniska w Celestynowie. Wielokrotnie upewniałem się, czy nie są przeterminowane. Były spleśniałe.

Oczy szeroko zamknięte na prawo

W Unii Europejskiej obowiązuje zakaz testowania kosmetyków na zwierzętach oraz wykonywania doświadczeń, które są powtarzalne. Zamiast tego badacze mogą skorzystać z baz danych zawierających wyniki doświadczeń, takich jak baza Akademii Monachijskiej z Deutsche Tierschuzbund. W Niemczech prawa zwierząt zawarto w konstytucji. W Anglii wprowadzono sądowy dożywotni zakaz posiadania zwierząt przez ludzi z wyrokami za znęcanie się nad zwierzętami.
Polak, zabijając lub torturując, może się czuć bezkarny. Zaledwie ułamek przypadków kończy się sprawą sądową. Nawet jeśli sadysta lub morderca dostanie wyrok, to zwykle w zawieszeniu. A prosto z sali sądowej może pójść po następne zwierzę. Albo wrócić do tego, które już ma. Bez wyroku sądowego nie można bowiem odebrać mienia, a zwierzęta gospodarskie to nic innego jak część mienia.
Trybunał Praw Zwierząt zaliczył Polskę do grupy 12 państw „traktujących zwierzęta w sposób niegodny człowieka”. Jednym z najważniejszych powodów tej niechlubnej kwalifikacji jest sposób traktowania zwierząt rzeźnych i hodowlanych, np. gęsi, urągający jakimkolwiek prawom ochrony zwierząt. W Internecie krąży film-skecz parodiujący „Matriksa”, o nazwie „Meatrix” (w wolnym tłumaczeniu: „Mięsix”). Różowa świnka Leo połyka czerwoną tabletkę i jej oczom ukazuje się koszmarny obraz przemysłowej hodowli zwierząt. To kampania społeczna na rzecz zwierząt hodowlanych. Internetowa animacja żartobliwe przedstawia to, co na poważnie pokazał film nakręcony przez organizację Animals o bestialskim traktowaniu świń w ubojniach.
Teoretycznie nie jesteśmy obojętni wobec przypadków złego traktowania zwierząt – wynika z badań CBOS. No, chyba że to zwierzęta dla człowieka niebezpieczne lub zwykłe zwierzęta gospodarskie, wobec których większość polskich serc pozostaje niewzruszona. Manfred Karremann, autor filmu o polskich koniach transportowanych do rzeźni, skomentował: – Zwierzęta rzeźne traktuje się w Polsce tak, jakby już były kawałkami mięsa.
TVP odmówiła emisji wstrząsającego filmu. Organizacje walczące o prawa zwierząt, które niedawno zawarły koalicję, postanowiły obecnie skupić się przede wszystkim na hodowlach przemysłowych. Nie lepiej miała się do niedawna sprawa zwierząt doświadczalnych. Dopiero pod koniec listopada Sejm przyjął ustawę określającą zasady wykorzystywania zwierząt do doświadczeń, by dostosować polskie prawodawstwo do prawa wspólnoty europejskiej.
Według badań CBOS, 96% Polaków uważa, że powinno się reagować na bicie lub maltretowanie zwierząt i że jest to sprawa każdego obywatela. – Co z tego, skoro szczególnie w mniejszych miastach ludzie wolą nie widzieć maltretowania zwierząt, tak samo jak „nie wiedzą” o biciu żon lub dzieci – wzrusza ramionami Anna Rudnik. – Stąd tylu „nieznanych sprawców”, tak naprawdę dobrze znanych mieszkańcom.
Tak samo uważa Piotr Jaworski, krajowy inspektor TOZ: – W małych miejscowościach ludzie są ze sobą powiązani, uzależnieni. Sąsiedzi boją się, że ktoś im w odwecie spali stodołę, weterynarze – że ludzie przestaną do nich przychodzić.
Sędzia Jadwiga Osuchowa ocenia sprawy związane z łamaniem praw zwierząt jako bardzo trudne: – Ludzie składający doniesienie chcą zachować anonimowość i nie występować w sądzie, boją się mówić. Z kolei działacze TOZ i innych organizacji na rzecz zwierząt zostali pozbawieni prawa występowania przed sądami jako oskarżyciele ustawowi. Mogą występować jedynie jako oskarżyciele posiłkowi. To bardzo duża przeszkoda na drodze egzekucji prawa.
Według Wojciecha Muży, anonimowe zgłoszenia są oszukiwaniem samego siebie: – Takie zgłoszenie tylko usypia sumienie zgłaszającego, który de facto umywa ręce od sprawy. Bo to nie zgłoszenie, tylko plotka. My nie możemy nic zrobić bez świadka.
Zdaniem Jadwigi Osuchowej, sporo zależy też od osobistych poglądów sędziego. – Wielu to bagatelizuje. Jeśli najpierw sędzia ma sprawę o gwałt zbiorowy na nieletniej, a zaraz potem o zabicie psa, czym jest dla niego sprawa psa? – pyta. Piotr Jaworski dodaje, że sam wielokrotnie był świadkiem niepoważnego traktowania przez sędziów spraw o łamanie praw zwierząt: – Dlatego tyle mamy przegranych spraw.
Zaś polska ustawa o ochronie praw zwierząt, która weszła w życie 21 sierpnia 1997 r., bardzo często tak naprawdę jest skierowana przeciwko zwierzętom. W ustawie dotyczącej prawa łowieckiego przemycono na przykład kilka zwierząt leśnych do tzw. gospodarskich, np. daniele. Jadwiga Osuchowa pracowała przy niej jako ekspert sejmowy: – Jeden z myśliwych, a jest całkiem silne lobby myśliwskie w Sejmie, zapytał mnie wręcz: „A do kogo mamy strzelać?”
.
Polska mentalność szeroko zamkniętych oczu w połączeniu z niedoskonałością prawa tworzy zabójczy koktajl, dzięki któremu sytuacja wielu zwierząt nadal nie różni się od sytuacji garnków czy stołów.

Donkiszoci, czyli przyjaciele zwierząt

Kłodą pod nogi polskich obrońców praw zwierząt jest też… ich własny wizerunek. Bowiem opiekunowie i bojownicy o prawa zwierząt są w Polsce postrzegani jako grupa nieudaczników i szaleńców. Niestety, często jest to zgodne z prawdą: – Po pierwsze, ku zwierzętom najczęściej zwracają się ci, którzy zawiedli się na ludziach. Im bardziej oddalają się od ludzi, tym więcej serca wkładają w pomoc zwierzętom. Po drugie, to trudna działalność charytatywna. Tylko ci, których wciągnie, są w stanie działać latami – mówi Anna Rudnik.
Lwią część roboty, łącznie z jeżdżeniem na inspekcje, robi sama. – Ludzie nie wytrzymują psychicznie. Trzeba jeździć na niebezpieczne i nieprzyjemne inspekcje, dużo ludzi przychodzi do biura, tylko by nam naubliżać. A my jesteśmy dla nich odgromnikiem – rozkłada ręce.
Również zdaniem sędzi Osuchowej, problemem jest sposób postrzegania działaczy na rzecz zwierząt: – Spotykam się wielokrotnie ze zdziwieniem, po co kobieta na moim stanowisku, mająca udaną rodzinę, chce się w ogóle zajmować zwierzętami. Pokutuje wizerunek niekochanego, odrzuconego człowieka, który z braku laku przelewa swoje uczucia na zwierzęta. Po części to prawda, ale przecież nie reguła!
Jednak często dlatego ludzie pomagający zwierzętom nie mają siły przebicia. – Szczególnie starsi ludzie kochają zwierzęta irracjonalnie – mówi Anna Rudnik. – Nawet nie potrafiąc zapewnić godziwego bytu i wystarczającej ilości jedzenia, nie chcą się rozstawać z pupilami. Chociaż, moim zdaniem, tak obłędna miłość zakrawa również na znęcanie się nad zwierzęciem – konkluduje. Obraz sfiksowanego nędzarza tłoczącego się w kawalerce z setką kundli lub starszej pani stawiającej świeczki na grobie kotka – tak zwykle statystyczny Kowalski wyobraża sobie przyjaciela zwierząt. Opinię żałosnych donkiszotów ratują sławni, znani i lubiani, jak Hanka Bielicka reklamująca akcje TOZ w spotach radiowych czy Irena Jarocka, która jako pierwsza zrezygnowała z noszenia futra, wpisując się na polską listę Sławnych Współczujących, bojkotujących producentów i sprzedawców futer. Oprócz niej znaleźli się na liście również Edyta Bartosiewicz, Małgorzata Braunek, Kasia Kowalska, Kayah, Małgorzata Niezabitowska i inni.

Potrzebny wspólny lobbing

W Krakowie co roku organizuje się msze w kościele Bernardynów, a raczej przed kościołem. Ponieważ nie można odprawić mszy za zwierzęta, odprawia się ją za tych, którzy im pomagają. Na msze przychodzą krakowianie ze swoimi pupilami. – Takie wydarzenia, a także publikacje w mediach może kiedyś zmienią nasz stosunek do zwierząt – mówi Jadwiga Osuchowa.
Zdaniem Andrzeja Kłosińskiego, konieczna byłaby praca u podstaw: – Od przedszkola powinno się uczyć dzieci, jak postępować z psami, a przede wszystkim – czym pies NIE jest i czego nie można od niego oczekiwać.
Dlatego organizuje Akademię Dżoka – cykl zajęć dla nowych właścicieli psów, osób myślących o dzieleniu losu z psem oraz dla wszystkich, którzy chcą lepiej poznać naturę i potrzeby czworonożnego przyjaciela.
Wojciech Muża nie załamuje rąk: – Nie jest źle. To znaczy, jest dramat finansowy. Ale jeśli chodzi o świadomość Polaków, powoli zmienia się ona na lepsze.
Powodem do dumy może być też fakt, że dzięki pomocy RSPCA z Anglii (Królewskie Towarzystwo Przeciwdziałania Okrucieństwu wobec Zwierząt) to właśnie w Polsce powstał pierwszy inspektorat w Europie Środkowo-Wschodniej. Dzięki inspektorom przeprowadzono od 1999 r. około 30 tys. interwencji.
Być może, na lepsze zmieni się też polskie prawo. 4 października osiem organizacji zajmujących się opieką nad zwierzętami podpisało umowę koalicyjną. Uznały, że razem łatwiej będzie walczyć o zmiany w ustawie o ochronie zwierząt, a wspólny lobbing okaże się skuteczniejszy niż pojedyncze inicjatywy.


Papierowe prawo
Wzrasta liczba spraw związanych z łamaniem praw zwierząt wniesionych do sądu: w roku 2000 było ich 65, w 2001 – 83. W 2002 r. z ogólnej liczby 8614 zarejestrowanych interwencji w Krajowym Inspektoracie TOZ (dane z 10 województw) do sądów skierowano 206 postępowań. Ze względu na długotrwałą procedurę dane dotyczące orzeczeń sądowych będą dostępne w pierwszym kwartale 2004 r.
Zdaniem obrońców praw zwierząt, 80% orzeczeń sądowych jest niewspółmierne do czynów sprawców, bo sądy przymykają oko na wiele aktów naruszenia ustawy o ochronie zwierząt, tak samo jak prokuratury umarzające zbyt wiele postępowań ze względu na tzw. niską szkodliwość czynu. O ile w roku 2000 pomyślnym wyrokiem zakończyło się 135 z nich, o tyle rok później było ich już tylko 56. Żadna ze spraw nie zakończyła się wyrokiem więzienia dla oprawcy.


Ile mamy zwierząt?
Na to pytanie nie potrafi nikt odpowiedzieć, bo choć Polska słynie z dużej liczby czworonożnych domowników, rejestruje i liczy się tylko zwierzęta gospodarskie. Zgodnie z wynikami Powszechnego Spisu Rolnego 2002 r., pogłowie poszczególnych gatunków zwierząt gospodarskich wynosiło:
bydła – 5532,7 tys., w tym 2873,2 tys. krów
trzody chlewnej – 18628,9 tys., w tym 1918,4 tys. loch
owiec – 345,3 tys.
koni – 329,6 tys.
drobiu – 198783,5 tys.

Na jedno spisane gospodarstwo rolne przypadało:
bydła – 1,9 szt. (w 1996 r. – 2,3 szt.)
trzody chlewnej – 6,4 szt. (w 1996 r. – 5,9 szt.)
owiec i koni – 0,1 szt. (w 1996 r. – 0,2 szt.)
drobiu – 67,8 szt. (w 1996 r. – 52,5 szt.)

 

 

Wydanie: 2003, 50/2003

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy