Żona tańsza niż krowa

Żona tańsza niż krowa

Aarti, 19, and Sanjay, 21. They were rescued by the Love Commandos, a volunteer force rescuing young lovers from families and village councils who are determined to keep them apart. The couple's families lived across the street from each other in Agra. They would talk to each other across the rooftops every evening. But Aarti's mother disapproved of the match, because Sanjay comes from a lower caste. She tried to sell her daughter off three times before Sanjay called the Love Commandos for help. They helped the couple reach Delhi and are keeping them in a safehouse to protect them from Aarti's family. The Love Commandos were formed in response to a wave of honour killings in India in the summer of 2010. Many of those they help have been barred from marriage because they come from different castes. The army of 2,000 volunteers operates a 24 hour hotline offering legal advice and, where necessary, physical intervention to keep the couples together. The headquarters of the operation is a small house in the backstreets of old Delhi. ? Gethin Chamberlain / eyevine

Przemoc wobec kobiet w Indiach Po ślubie z Aktharem starałam się jak najwięcej czasu spędzać z jego matką Kamlą. Była dobroduszną kobietą o łagodnym, przyjaznym usposobieniu. Bardzo ją lubiłam. Zawsze kiedy się spotykałyśmy, na powitanie zsuwała trochę z twarzy ghunghat, ale tylko odrobinę, tak że wysuwało się spod niego kilka srebrnych kosmyków włosów. Następnie przesuwała łagodnie pomarszczonymi, ciemnymi rękami po moim welonie, przy czym ukazywały się nieco moje długie, czarne włosy. Był to czuły rytuał, który sprawiał, że czułam się przy niej od razu komfortowo. Patrzyłam wtedy w jej ciemnobrązowe oczy. Były przepiękne. Chętnie się w nich zatracałam. Niestety, widywałyśmy się rzadko, ponieważ często chodziła do wsi ze swoim mężem, moim teściem Abdulem, i brała udział w różnych wydarzeniach. Później przekazywała mi wszystkie nowinki, o których się tam dowiedziała. Z jednej strony cieszyłam się, że relacjonowała mi wszystkie swoje przeżycia, z drugiej strony było mi żal, ponieważ chętnie spędzałabym z nią znacznie więcej czasu. Tak dobrze jak w jej obecności nie czułam się nigdzie i z nikim w całym Alwarze. Przede wszystkim nie z jej synem Aktharem, moim mężem. Wprost przeciwnie, bo ten mężczyzna napawał mnie grozą. Wprawdzie nie bił mnie, używając lathi (długiej, cienkiej bambusowej rózgi) za to nieustannie zmuszał mnie, bym z nim spała. Za pierwszym razem miałam zaledwie 11 lat. Kiedy pewnego razu zaczął dotykać moich piersi, poczułam irytację i nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Byłam całkowicie zdezorientowana i czułam się zbrukana, kiedy zaczął je mocno obłapiać jedną ręką, a drugą sięgnął między moje nogi, by następnie wtargnąć we mnie swoim twardym członkiem. Myślałam, że umrę. Było to bardzo bolesne i nieustannie krwawiłam. Początkowo nie wiedziałam, skąd bierze się ta krew. I kiedy przestanie płynąć. Jednak Akthar dalej robił swoje. Napastował mnie nie tylko w czasie tej naszej nocy poślubnej, lecz także regularnie później, co drugi lub co trzeci dzień. Moje potrzeby nie miały dla niego żadnego znaczenia. Absolutnie nie interesował się tym, jak mi się żyje, jak się czuję, czy nie sprawia mi bólu. Raz próbowałam mu się przeciwstawić i broniłam się przed zgwałceniem. On jednak brutalnie mnie przytrzymał i zwymyślał. – Zapłaciłem za ciebie dużo pieniędzy, paro (kupiona kobieto) – wrzeszczał. – A więc masz robić to, czego od ciebie chcę, i ja też będę z tobą robił to, na co mam ochotę! I dokładnie tak to wyglądało. Akthar mnie nie oszczędzał. – Zostałaś przeze mnie poślubiona, paro – wrzeszczał dalej. – Należysz do mnie i mogę uprawiać z tobą seks tak często, jak tylko mam ochotę. Byłam całkowicie bezradna wobec przemocy ze strony mojego małżonka. Dużo płakałam. Przez całe dni, wręcz tygodnie, Aktharowi było obojętne, czy ryczałam, czy też nie, podobnie jak wszystko, co się ze mną działo. Nie interesowało go też, że straszliwie bałam się jego i dokonywanych przez niego gwałtów. Wpadłam w panikę i dostałam wysokiej gorączki. Kamla przyniosła mi lekarstwa i odwiedzała mnie co trzy dni. Strach nie ustępował, a gorączka coraz bardziej rosła. Było ze mną tak źle, że trafiłam do szpitala w mieście. Przez tydzień byłam tam pod kroplówką. Potem nieco mi się poprawiło, wciąż jednak byłam bardzo słaba. Dlatego doktor zalecił, żebym najpierw została u mojej teściowej, żeby ktoś się o mnie troszczył. Kamla tak troskliwie się mną opiekowała. Nawet moja własna matka nigdy nie była dla mnie taka opiekuńcza. Musiałam pić u Kamli ćaj, za którym nie przepadam. Powiedziała jednak, że powinnam przyjmować płyny. A więc dawała mi dużo wody. Dość często gotowała mi moją ulubioną potrawę kheer, ciepłą, słodką bryję z ryżu i mleka. Powoli rozpuszczałam ją sobie na języku, nim ją przełknęłam, po czym przyjemnie ogrzewała mi żołądek. Niekiedy dodawała nieco kardamonu, orzechów nerkowca i migdałów. Wtedy danie wyjątkowo mi smakowało. Pewnego razu doprawiła je nawet odrobiną szafranu. Nigdy nie zapomnę, jak rozkoszowałam się wtedy jego wybornym smakiem. Dopiero po kilku tygodniach powróciłam do pełni sił. Po mniej więcej tygodniu byłam już na tyle zdrowa, że musiałam wrócić do Akthara. Nie miałam wyboru. Kiedy masz męża, musisz u niego mieszkać, wyjaśniła mi Kamla, nie ma innego wyjścia. Kiedy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 49/2017

Kategorie: Obserwacje