Były minister rządu Brandenburgii zlecił płatnemu mordercy zabójstwo małżonki Był jednym z najbardziej błyskotliwych polityków niemieckiego Wschodu. „Nadzieja SPD”, „Przyszły premier Brandenburgii”, pisały o nim gazety. Dziś Jochen Wolf siedzi w areszcie. Może zostać skazany nawet na 15 lat więzienia. Zlecił bowiem drobnemu kryminaliście zamordowanie swej czwartej żony. Według tygodnika „Der Spiegel”, 59-letni Wolf jest jedną z najbardziej tragicznych figur zjednoczonej Republiki Federalnej. Magazyn „Focus” zwraca uwagę, że byłemu ministrowi budownictwa kraju związkowego Brandenburgia „często towarzyszyła śmierć”. Druga żona Wolfa, Erika, popełniła samobójstwo, odkręcając po kolejnej kłótni małżeńskiej kurki z gazem. Jego ukraińska kochanka strzeliła sobie z pistoletu w skroń. Wreszcie były minister usiłował rękami płatnego zabójcy zgładzić swą czwartą żonę, Ursulę. W NRD Jochen Wolf pracował jako inżynier i szef wydziału w przedsiębiorstwie spedycyjnym Deutrans. Później opowiadał, że był opozycjonistą i niewygodnym dla reżimu Honeckera chrześcijańskim myślicielem. W rzeczywistości Wolf przyjął chrzest dopiero w 1988 r., a jego opozycyjność polegała na tym, że nie wstąpił do partii. Burzliwe wydarzenia związane z kresem NRD umożliwiły inżynierowi z Poczdamu zrobienie fantastycznej kariery. Wolf potrafił dobrze przemawiać, rzucał gromy na tajną policję Stasi, przedstawiał się jako człowiek o czystych rękach. Po upadku muru berlińskiego stał się założycielem partii socjaldemokratycznej w Brandenburgii. Ostatni rząd NRD mianował Wolfa również swym pełnomocnikiem, organizującym struktury tworzonego właśnie landu Brandenburgia. Ambitny inżynier dobrze wywiązał się z zadania i nie ukrywał, że to on powinien zostać premierem Brandenburgii. Członkowie SPD wybrali jednak naprawdę pobożnego i statecznego działacza kościelnego – Manfreda Stolpe. Jochen Wolf nigdy nie przebolał tej „porażki”. W 1990 r. Stolpe powołał rozczarowanego polityka do swego gabinetu. Wolf został brandenburskim ministrem budownictwa i komunikacji. Był to niezwykle ważny resort. Po zjednoczeniu Niemiec rząd federalny przeznaczył dziesiątki miliardów marek na odbudowę sypiącej się „substancji budowlanej” nowych landów. Jochen Wolf okazał się politykiem niekompetentnym. Co więcej, nie wyrzekł się marzeń o fotelu szefa rządu. Gdy w 1992 r. rozeszły się wieści, że Manfred Stolpe był tajnym współpracownikiem Stasi, Wolf uznał, że wybiła jego godzina. Podczas hucznego przyjęcia w ambasadzie niemieckiej w Singapurze oświadczył: „Stolpe jest w obecnych warunkach nie do utrzymania. Ktoś inny zajmie jego miejsce. Być może najlepszym premierem będę ja”. Manfred Stolpe zdołał jednak utrzymać się na stanowisku, za to w następnym roku Jochen Wolf musiał odejść z rządu. Zgubiła go chciwość – dzięki pomocy maklera, związanego ongiś ze Stasi, kupił bez prowizji i poniżej wartości rynkowej działkę w eleganckiej dzielnicy Poczdamu. Makler liczył, że minister pozwoli na szybką zamianę jego gruntów rolnych w o wiele droższe tereny budowlane. Wolf tłumaczył się, że o honorarium dla maklera zapomniał. Uniknął procesu sądowego, musiał jednak zapłacić 9 tys. marek grzywny i ustąpić z urzędu. Próbował szczęścia w biznesie, ale jego firma splajtowała. W Niemczech obowiązuje zasada, zgodnie z którą polityk zajmujący wcześniej wysokie stanowiska ma prawo do dobrze płatnej posady w administracji państwowej aż do emerytury. Wolf przez prawie rok pobierał więc 10 tys. marek miesięcznie za nic, w końcu został dyrektorem „wydziału zaświadczeń na temat praw przekazywania energii” w brandenburskim Ministerstwie Gospodarki. W 1995 r. podczas podróży służbowej na Ukrainę Wolf poznał 22–letnią tłumaczkę Oksanę Kuzniecową i zakochał się w niej bez pamięci. Zabrał ze sobą dziewczynę do Niemiec, obiecywał jej karierę modelki. Żona byłego ministra, Ursula, nie zgadzała się jednak na rozwód. Bez rozwodu Wolf nie mógł wziąć ślubu ze śliczną Ukrainką, a bez ślubu Oksana nie miała szans na prawo stałego pobytu w Niemczech. Były kandydat na premiera Brandenburgii rychło znalazł się w tarapatach finansowych. Zgodnie z wyrokiem sądu, musiał łożyć na utrzymanie Ursuli, którą porzucił, i spłacać raty za dom zamieszkiwany przez żonę. Z pensji dyrektorskiej, wynoszącej 10 tys. marek miesięcznie, zostawały mu dwa tysiące. Ursula Wolf powie później: „Nie dałam rozwodu, by nie zostać bez środków do życia. Jochen dobrowolnie nie dałby mi ani feniga. To tyran,
Tagi:
Krzysztof Kęciek









