Po raz pierwszy w Niemczech lewicowa Die Linke w koalicji z SPD i Zielonymi przewodzi rządowi na szczeblu regionalnym Po tej decyzji w Niemczech zawrzało. Już gdy we wrześniu 2014 r. obywatele Turyngii wybrali nowy parlament regionalny, stało się jasne, że będzie bardzo gorąco. Co prawda, rządząca w tym landzie od 24 lat chadecja (CDU) uzyskała większość głosów (33%), ale jej socjaldemokratyczny partner koalicyjny (SPD) był zmęczony pięcioletnim współrządzeniem, po którym jego poparcie spadło do bolesnych 12%. Zarząd SPD zdecydował się postawić na koalicję z Zielonymi i lewicową Die Linke. Szkopuł w tym, że to nie dumna socjaldemokracja niemiecka, która w 2013 r. świętowała 150. urodziny, będzie kierować rządem, tylko właśnie Die Linke, mająca we wschodnich landach status „partii ludu”. Uzyskała bowiem 28% głosów. Razem z SPD i Zielonymi dysponuje większością jednego głosu w 91-osobowym parlamencie w Erfurcie – opozycja to obok chadecji prawicowo-populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD). Po burzliwych negocjacjach rząd został zaprzysiężony 5 grudnia. Teraz cała republika czeka, co będzie się działo w mającym 2,1 mln mieszkańców landzie. Trójstronny eksperyment Decyzja o utworzeniu trójstronnej koalicji wywołała w Niemczech falę dyskusji – zaprzysiężenie rządu poprzedziły protesty przed budynkiem parlamentu w Erfurcie. Komentatorzy podkreślają, że ewenementem jest przejęcie po 25 latach od upadku muru berlińskiego sterów władzy przez spadkobierców byłej Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) w tej części kraju, w której nadal pamięta się ofiary systemu, zabitych, inwigilowanych. Przy czym samo rządzenie przez postkomunistów to w gruncie rzeczy żadna sensacja – już w 1998 r. w Meklemburgii-Pomorzu Przednim zawarto koalicję SPD-PDS, która rządziła do 2006 r. Również w Berlinie oraz w Brandenburgii istniały koalicje SPD z PDS (Partią Demokratycznego Socjalizmu) lub z jej formalną następczynią Die Linke. Nowością w Turyngii jest nie tylko wiodąca rola Die Linke, ale i dokooptowanie Zielonych. Co ważne, członkowie wszystkich trzech partii zaakceptowali w odrębnych głosowaniach umowę koalicyjną. Zaistnienie tego trójstronnego „eksperymentu” – tak nowy rząd w Turyngii opisują zarówno jego krytycy, jak i zwolennicy – być może będzie miało wpływ ponadregionalny. Bo jeśli rząd będzie przez następne pięć lat stabilny, a Turyngia nie ucierpi gospodarczo pod egidą demokratycznych socjalistów albo nawet polepszy swoją sytuację dzięki planowanym inwestycjom w przedsiębiorstwa i energetykę odnawialną oraz wsparciu powiatów, to może narobić niezłego zamieszania w pozostałych częściach kraju. Krytycy wobec tej niejasnej sytuacji niejednoznacznie oceniają domniemany wzorcowy charakter nowego czerwono-czerwono-zielonego rządu. „Z Turyngii wychodzi sygnał, że istnieje możliwość zgromadzenia rozproszonej lewicy w sojuszu rządowym, i to ponad wszelkimi barierami”, komentuje Jasper von Altenbockum w konserwatywnym dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Inni twierdzą, że Turyngia to nie Niemcy, a problemy i polityka w małym kraju związkowym są zupełnie inne niż w Niemczech jako całości i w Berlinie jako epicentrum Europy. – To krok w nowe obszary, które jednak na razie dotyczą wyłącznie poziomu regionalnego. Dostrzeganie w tym sygnału dla polityki federalnej uważam za przedwczesne – zaznacza politolog Everhard Holtmann. SPD w ramionach Die Linke Turyngia od wielu lat wyróżnia się spośród krajów związkowych byłego terytorium NRD. Sąsiadujący z Hesją i Bawarią land gospodarczo radzi sobie nieźle, bezrobocie jest tu od dawna znacznie mniejsze niż w pozostałych wschodnich landach i obecnie tylko trochę przewyższa (7%) przeciętną stopę bezrobocia w Niemczech. Działa kilkadziesiąt znaczących przedsiębiorstw, są prężne ośrodki badawczo-akademickie, land ma walory turystyczne, historyczne i kulturowe, jak choćby będący na liście światowego dziedzictwa UNESCO Weimar. W miarę stabilna gospodarka, przy relatywnie niskich płacach, przez dwie i pół dekady skłaniała wyborców do głosowania na chadecję. Jednak ta w ostatnich latach uwikłała się w mniejsze i większe skandale – była premier landu Christine Lieberknecht została posądzona o malwersację, chociaż później oczyszczono ją z zarzutów. Poza tym politycy CDU nie zostawiali suchej nitki na swoim koalicjancie SPD, porównywali to ugrupowanie do byłych działaczy enerdowskich. Zdegustowana i zdruzgotana SPD uciekła więc w ramiona Die Linke. Opory przed podjęciem współpracy były duże. SPD i Zieloni zażądali od nowego partnera, aby zajął jednoznaczne stanowisko wobec NRD i Stasi. A lewica, chętna do rządzenia, poszła
Tagi:
Jan Opielka