Zielony cud w Niemczech

Zielony cud w Niemczech

Wybory regionalne przyniosły upokarzającą klęskę rządowi Angeli Merkel W Niemczech polityczne trzęsienie ziemi. Wybory w dwóch krajach związkowych zakończyły się sromotną porażką partii koalicji rządzącej – CDU i liberałów z FDP. Chadecy po 58 latach utracili władzę w swoim mateczniku, w Badenii-Wirtembergii. Po raz pierwszy premierem niemieckiego landu zostanie polityk z Partii Zielonych, która jest triumfatorem tej elekcji. Dziennik „Tageszeitung” przewiduje, że gabinet Angeli Merkel nie przetrwa do końca kadencji w 2013 r. „Berliner Zeitung” pisze obrazowo: „Badenia-Wirtembergia jest dla Angeli Merkel jak katastrofa atomowa, wypadek, który trudno opanować, grożący stopieniem rdzenia reaktora. Teraz może dojść do stopienia się politycznego rdzenia wśród konserwatystów”. Szefowa Partii Zielonych Claudia Roth mówi o początku nowej epoki, a przewodniczący SPD Sigmar Gabriel wieszczy „zaćmienie kanclerki”. 2011 r. to w Niemczech superrok wyborczy, dwie najważniejsze elekcje zaś odbyły się 27 marca. Badenia-Wirtembergia to konserwatywny kraj bogobojnych i pracowitych rolników, tradycyjnie głosujących na CDU. Mimo to w niedzielnym głosowaniu konserwatyści zdobyli tylko 39% głosów (5,2% mniej niż przed pięcioma laty), a ich sojusznicy z koalicji rządzącej w tym landzie, liberałowie z FDP, utracili połowę poparcia i z trudem weszli do parlamentu (5,3% głosów, w 2006 r. – 10,7%). Bezprecedensowy sukces odniosła centrolewicowa Partia Zielonych, która otrzymała aż 24,2% głosów, ponad dwa razy więcej niż w poprzednich wyborach. Zieloni wspólnie z socjaldemokratami utworzą nowy rząd w stolicy Badenii-Wirtembergii, Stuttgarcie. Chadecy po prawie sześciu dekadach zasiądą na twardych ławach opozycji. SPD zdobyła 23,1% głosów (w 2006 r. 25,2%) i wejdzie do rządu, lecz nie ma wielu powodów do radości. To najgorszy wyborczy rezultat socjaldemokratów w tym kraju związkowym. SPD stała się w Badenii-Wirtembergii młodszym partnerem Zielonych. Dla socjaldemokracji, uważanej nad Łabą i Renem, podobnie jak CDU, za powszechną partię ludową (Volkspartei), to dotkliwe upokorzenie. W 1997 r. Gerhard Schröder, wówczas premier Dolnej Saksonii, brutalnie wskazał Zielonym ich miejsce: „W czerwono-zielonej konstelacji musi być jasne: większy jest kucharzem, mniejszy kelnerem”. W koalicji SPD i Zielonych, która w latach 1998-2005 rządziła Republiką Federalną Niemiec, partia ekologów rzeczywiście odgrywała rolę kelnera. Ale w Badenii-Wirtembergii stała się szefem kuchni. Na czele rządu w Kancelarii Państwowej w Stuttgarcie stanie polityk Zielonych, 62-letni Winfried Kretschmann. Komentatorzy piszą o zielonym cudzie. Socjaldemokraci, którzy zgodnie z wolą wyborców będą teraz kelnerować w tym landzie, robią dobrą minę do złej gry, ale ze złości zaciskają zęby. W wyborach, które tego samego dnia odbyły się w Nadrenii-Palatynacie, SPD, do tej pory rządząca samodzielnie w tym landzie, straciła 10% głosów, uzyskując tym razem poparcie 35,7% wyborców (w 2006 r. 45,6%). Będzie mogła nadal sprawować władzę wyłącznie w sojuszu z Zielonymi, którzy nie tylko przekroczyli pięcioprocentową barierę i weszli do landtagu, ale uzyskali wynik ponad trzy razy lepszy niż przed pięcioma laty (15,4% głosów, w 2006 r. 4,6%). Chadecy nie stracili poparcia (35,2% głosów, w 2006 r. 32,8%), jednak ich tradycyjny sojusznik, jak się w Niemczech mówi: z obozu mieszczańskiego, liberałowie z FDP, nie dostał się do parlamentu (tylko 4,2% poparcia, w 2006 r. 8%). Przyczyn tych zdumiewających wyników jest wiele. Od czasu zwycięstwa w wyborach do Bundestagu we wrześniu 2009 r. czarno-żółta, czyli chadecko-liberalna koalicja Angeli Merkel nie osiągnęła wiele poza przegrywaniem kolejnych wyborów. Polityczny kurs szefowej rządu federalnego jest oportunistyczny i chwiejny. Społeczeństwo odnosi się niechętnie do energii nuklearnej, jednak jesienią 2010 r. rząd przeprowadził ustawę wydłużającą pracę elektrowni atomowych średnio o 12 lat. Kiedy tragedia Fukushimy wstrząsnęła światem, Merkel pośpiesznie ogłosiła trzymiesięczne moratorium na powyższą ustawę i podjęła decyzję wyłączenia na ten czas siedmiu najstarszych siłowni jądrowych. Powszechnie uznano to za manewr przedwyborczy. Zieloni, którzy od 30 lat są zdeterminowanymi przeciwnikami atomu i żądają wyłączenia wszystkich reaktorów do 2017 r., cieszą się w tej materii znacznie większym zaufaniem. Na domiar złego wicekanclerz i minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle z FDP wywołał zamieszanie, gdy zdecydował, że podczas głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w sprawie zakazu lotów nad Libią Niemcy wstrzymają się od głosu. Nikt właściwie nie wie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2011, 2011

Kategorie: Świat