Zielony rozwój

Każdy kraj ma swoje słabości. Ekologiczny prymus, Holandia, nie radzi sobie z ilością azotanów w glebie

Rozmowa z Johnem Hontelezem, sekretarzem generalnym Europejskiego Biura Ochrony Środowiska

– Jest pan zadowolony ze stanu ochrony środowiska w krajach Piętnastki? Pesymiści mówią, że na papierze wszystko wygląda dobrze, ale rzeczywistość skrzeczy. Bruksela nie ma oczyszczalni ścieków.
– To przykład podawany praktycznie zawsze. I oczywiście prawdziwy. Ale negatywnych przykładów jest więcej. Jakiś kraj nie realizuje konwencji o ochronie ptaków, inne państwo nie wprowadza w życie programu „Natura 2000”. Jeśli mamy taki sygnał od naszych członków, przekazujemy go do Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej. Domagamy się interwencji, a jako duża organizacja działająca bezpośrednio w Brukseli, znająca tutejsze mechanizmy, możemy więcej niż jedna, narodowa grupa ekologów.
– Mógłby pan wymienić kraje członkowskie Unii, które mają najwięcej do zrobienia w dziedzinie ochrony środowiska?
– Przede wszystkim warto powiedzieć, że w wielu sprawach, np. ograniczeniu zanieczyszczenia powietrza i wody, udało się w Unii osiągnąć naprawdę duży postęp. Natomiast ciągle kłopoty sprawiają: racjonalna gospodarka odpadami, wprowadzanie biologicznej różnorodności i realizacja zasady zrównoważonego rozwoju. To w skali globalnej. Jeśli spojrzeć na ochronę środowiska z perspektywy poszczególnych państw, mniej uwag dotyczy krajów północnych, np. Szwecji, Holandii czy Niemiec, znacznie więcej skarg odnosi się natomiast do unijnego Południa: Grecji czy Hiszpanii. Ale i tu obraz nie jest wcale czarno-biały. Każdy kraj ma swoje słabości. Mój – Holandia – nie radzi sobie z realizacją unijnych dyrektyw, dotyczących ilości azotanów w glebie i wodach gruntowych. Cała północna część UE ze względu na wysokoprzemysłowe, intensywne rolnictwo ma z tym kłopoty.
– Jak duża jest skuteczność waszego działania?
– Sprawy, którymi się zajmujemy, można podzielić na dwie kategorie: o charakterze politycznym, np. dotyczące zmian klimatu, zmodyfikowanej genetycznie żywności, kształtu rolnictwa itd., i te o charakterze bardziej technicznym. W pierwszej grupie łatwiej o sukcesy, bo interesują one opinię publiczną i łatwo organizować polityczny lobbing w instytucjach europejskich. Tam, gdzie rozmowa dotyczy szczegółów, kwestii technicznych, a na dodatek natrafiamy na kontrakcje przemysłu, zmuszanego do wprowadzania kosztownych inwestycji, jest trudniej.
– Zdarza się, że nie można przeforsować ekologicznych racji?
– Niestety, tak bywa, ale – warto pamiętać – dyskusja wewnątrz Unii, jeśli jakiś temat został już wprowadzony do agendy, w istocie nigdy się nie kończy. Dlatego porażka w danym momencie to przegrana bitwa, ale jeszcze nie wojna. Pamiętam, jak przez kilka lat nie udawało się nam przeforsować wprowadzenia przepisów dotyczących genetycznie zmodyfikowanej żywności. I w końcu to osiągnęliśmy. To samo dotyczyło przepisów emisji spalin. Rządy pod presją przemysłu motoryzacyjnego blokowały temat. I musiały ustąpić. Uważaliśmy, że dyrektywy dotyczące ochrony wody są niedobre, ale właśnie odbywa się ich rewizja w Komisji Europejskiej.
– Dziś żywo dyskutowanym w Unii tematem jest też kwestia odpadów elektronicznych, pozostałości po komputerach, telewizorach itd.
– I trudno odpowiedzieć, jaki będzie ostateczny rezultat. Komisja Europejska zaproponowała powołanie – zgodnie z zasadą odpowiedzialności wytwórcy – specjalnego konsorcjum producentów wyrobów elektronicznych, które zajęłoby się zbieraniem i utylizacją takich odpadów. Ale niektóre wielkie koncerny, chociażby szwedzki Electrolux, sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu. Electrolux chce odpowiadać wyłącznie za „swoje” odpady, dlatego że w ostatnich latach zainwestował już znaczne kwoty w indywidualne działania w tej dziedzinie. Ale inni producenci, słabsi albo biedniejsi, protestują, bo liczyli, że giganci załatwią wszystko za nich. My popieramy ideę Electroluxa – to zmusi inne firmy do innowacji proekologicznych. Mamy po swojej stronie Parlament Europejski, ale z kolei Komisja jest pod naciskiem rządów narodowych, które słuchają swoich przedsiębiorców. Kto wygra, nie wiadomo.
– Co jest dalekosiężną ideą ekologów w Unii Europejskiej?
– To, co nazywamy zrównoważonym rozwojem. Na szczycie Unii Europejskiej w Göteborgu idea zrównoważonego rozwoju została przyjęta jako kierunek, w jakim Europa powinna podążać. Mam nadzieję, że mieliśmy w tym – jako Europejskie Biuro Ochrony Środowiska – skromny udział, od lat przekonując do tej idei europejskie instytucje i rządy Piętnastki.


Europejskie Biuro Ochrony Środowiska (EEB) istnieje od 1974 r. Jest federacją zrzeszającą pozarządowe organizacje ekologiczne z krajów Unii Europejskiej, a od 1990 r. także z krajów kandydackich, a także z innych: Norwegii czy Algierii. Na wrzesień tego roku planowane jest przyjęcie do EEB polskiego Instytutu na rzecz Zrównoważonego Rozwoju. Głównym zadaniem EEB iura jest informowanie organizacji członkowskich o planach i działaniach UE w dziedzinie ochrony środowiska, a także organizowanie politycznego lobbingu na rzecz osiągnięcia ekologicznych celów w skali poszczególnych państw i całej Europy.

 

Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy