Ekologia i „Przegląd”

Ekologiczni przestępcy

Nie może być przymykania oczu na wykroczenia wobec przyrody

Dr Anna Kalinowska, laureatka konkursu Człowiek Polskiej Ekologii, ekolog, doktor nauk przyrodniczych, dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Badań nad Środowiskiem Przyrodniczym. Autorka nagradzanego podręcznika „Ekologia – wybór przyszłości” oraz książki o problemach i sukcesach w dążeniu do zrównoważonego rozwoju „Ekologia wybór na nowe stulecie”, a także programów radiowych z dziedziny ochrony przyrody i ochrony środowiska. Wykłada ekologię i edukację ekologiczną na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Rady Światowej Unii Ochrony Przyrody – IUCN.

– Kierowane przez panią Uniwersyteckie Centrum Badań nad Środowiskiem Przyrodniczym powstało w przełomowym dla Polski 1989 r. Proszę powiedzieć, jakie zmiany na lepsze lub na gorsze dokonały się u nas w dziedzinie ochrony przyrody po zmianie ustroju.
– To pytanie, które ciągle sobie stawiamy, aby zanadto się nie cieszyć obecną sytuacją. Jeżeliby spojrzeć na wskaźniki stanu polskiego środowiska zaprezentowane w 1992 r. w Rio de Janeiro zestawione z danymi, które przedstawiliśmy na Szczycie Ziemi w Johannesburgu, można zauważyć ogromny postęp. Praktycznie wszystkie wskaźniki jakości środowiska zmieniły się wyraźnie na lepsze. Zmniejszyła się liczba wód pozaklasowych, natomiast zwiększyła się tych o wyższej klasie czystości. Nie ma prawie nigdzie dramatycznych przekroczeń skażenia powietrza. Jest to związane nie tylko ze zmniejszeniem produkcji przemysłowej, ale także z wprowadzeniem bardzo dobrego systemu oczyszczania i monitoringu powietrza. Dużym sukcesem jest także ogromna liczba nowo powstałych oczyszczalni ścieków oraz przejęcie przez samorządy współodpowiedzialności za kształtowanie polityki ekologicznej. Powstało jednak wiele nowych problemów. Jednym z nich jest nieodpowiednia gospodarka przestrzenna. To, że w naszym kraju bardzo dużo się buduje, powinno wszystkich cieszyć. Niestety, towarzyszy temu ogromny bałagan. Każdy, kto przyjeżdża do Polski, nie może nacieszyć się w pełni naszym krajobrazem, ponieważ prawie wszędzie jest on czymś oszpecony. Ponadto mamy najbardziej w całej Europie rozproszone osadnictwo, co stwarza wiele problemów. Trudno przy takiej zabudowie tworzyć systemy kanalizacyjne i oczyszczalnie ścieków. W Polsce prawie każdy buduje, gdzie chce i w jakim stylu chce. Mam nadzieję, że regulacje prawne będą zmierzały do zaprowadzenia większego ładu przestrzennego. Nowymi problemami są dla nas także gwałtowna ekspansja dróg, które zakłócają całość ekosystemu, oraz chaotyczne i niemal automatyczne zalesianie nieużytków rolnych.
– Czy gwałtowny wzrost konsumpcji nie przyczynił się do powstania nowych zagrożeń?
– Po 1989 r. bardzo wzrosła liczba towarów w sklepach, co jest oczywiście zmianą na lepsze. Ma jednak złą stronę – morze odpadów i śmieci. Moim zdaniem, pojawia się tutaj problem – rzec by można – obywatelski. Z jednej strony, gminy nie nadążają z budową składowisk odpadów, z drugiej strony, niefrasobliwość w wyrzucaniu śmieci przez zwykłych ludzi przy dość dużej bezkarności jest straszna. Z reguły nazywa się to brakiem świadomości ekologicznej. Według mnie, to zwykłe przestępstwo.
– Jedną z charakterystycznych zmian w polskim przemyśle spożywczym było przejście ze szklanych opakowań na ich plastikowe odpowiedniki. Czy nie należałoby choć częściowo powrócić do dawnego prawa w kwestii opakowań?
– Szczerze mówiąc, między ekologami istnieje spór na ten temat. Duńczycy stosują na przykład restrykcyjną zasadę: zawsze szklana butelka, nigdy puszka czy też plastik. Sądzę, że prawdziwym problemem jest dalszy los tych opakowań. Do kluczowych kwestii należy zorganizowanie skutecznego systemu odzysku. Uważam, że nowe prawo, które obciążyłoby odpowiedzialnością za opakowania ich producenta lub dystrybutora, byłoby najlepszym rozwiązaniem. Dzięki niemu różne firmy musiałyby po prostu się zastanowić, co bardziej im się opłaca.
– Czy wejście Polski do UE spełni oczekiwania naszego społeczeństwa w dziedzinie ekologii? Czy wprowadzenie norm unijnych w znaczący sposób poprawi stan środowiska?
– Nie liczyłabym na spełnienie oczekiwań społecznych, a raczej na pewne wymuszenia pozytywnych zmian ze strony dotychczasowej Piętnastki. Na pewno możemy liczyć na bardzo duży udział Unii w finansowaniu inwestycji ekologicznych. Niestety, nie jest to pełne finansowanie, co zmusi samorządy do dopłacania do nich. Pozytywną zmianą w kontekście naszego wejścia do Wspólnoty jest z pewnością zwiększony dostęp obywateli do informacji i działań na rzecz środowiska. Z drugiej strony, powoduje to często nieuzasadnione protesty czy też wręcz „szantaże ekologiczne”. Sprawa pieniędzy z Unii jest też kwestią wyboru, co wybudować, np. nową drogę czy oczyszczalnię, i tu właśnie olbrzymią rolę do odegrania ma edukacja ekologiczna.
– Czy jako laureatka konkursu „Człowiek Polskiej Ekologii 2002” mogłaby pani poradzić, jak możemy się zachowywać w naszym codziennym życiu, aby być bardziej przyjaznymi dla środowiska?
– To nie jest proste pytanie. Odpowiadając na nie, nie chciałabym wpaść w banalną rutynę prostych rad, które możemy usłyszeć prawie wszędzie. To bardzo złożony problem, który nie sprowadza się jedynie do segregacji butelek. Oczywiście segregacja śmieci jest niezwykle istotna, ale problem ekologii na niej się nie kończy. Moją pierwszą zasadą jest poczucie sensu tego, co się robi. Większość z nas uważa, że choćby owa segregacja nie ma większego znaczenia, bo i tak wszystko trafia do jednego kosza. Ale w 80% tak się nie dzieje. Dlatego sądzę, że wiara w sensowność postaw ekologicznych ma ogromne znacznie. Drugą niezwykle ważną sprawą są odpowiednie formy spędzania wolnego czasu. Tak naprawdę od tego zaczyna się edukacja na rzecz środowiska. Jeżeli pojedziemy do pięknego lasu albo odpoczniemy nad czystą rzeką, nasza sympatia dla przyrody sposób wzrośnie. Nauczmy się w odpowiedni sposób cieszyć naturą. Trzecią kwestią jest odrobina zastanowienia przy zakupach. Po latach wygłodzenia konsumpcyjnego okresu PRL ogarnął nas szał zakupów. Wielką sztuką jest uodpornienie się na reklamę, zważywszy że znacznej części kupowanych produktów nie potrzebujemy lub są one marnej jakości. Część pieniędzy warto wydać na kontakt z naturą, co z kolei napędza zdrowe formy biznesu jak agroturystyka czy też ekoturystyka. Przy okazji byłoby trochę mniej śmieci. Dałoby to także producentom przyczynek do zastanowienia, aby produkowali rzeczy może trochę droższe, ale za to solidniejsze, które będą nam dłużej służyć. Zachowania klientów są najlepszą formą nacisku na przedsiębiorców, także w kwestii ekologii.

Maciej Rembarz


Ekolog, czyli zło konieczne?

Otwieranie oczyszczalni jest raczej świętem betoniarzy niż ekologów

Kiedy studenci pytają mnie o perspektywę dobrej pracy z dyplomem „ochrona środowiska”, zawsze ostrzegam, że na pomniki i wpięcia w klapę raczej nie należy liczyć. Satysfakcję trzeba dzielić ze sobą lub z najbliższymi. Wszystko dlatego, że większość sukcesów „zielonych ochroniarzy” polega na zaniechaniu. Nie budujemy przecież parków narodowych ani korytarzy ekologicznych. Jeśli nawet czasami przysłużymy się uruchomieniu oczyszczalni ścieków, wtórują temu żale w rodzaju: szkoda, że tych pieniędzy nie można było lepiej ulokować. Tak więc otwieranie oczyszczalni też jest raczej świętem betoniarzy-zbrojarzy niż ekologów.

Radość z zaniechania
Wystarczy posłuchać, jak na otwarciach wielkich i mniejszych obiektów komentuje się kwestie środowiskowe. Po wproszeniu się na ceremonię (wykonawców opinii środowiskowych z zasady nie zaprasza się na przecinanie wstęgi) usłyszymy, że pomimo trudności, które piętrzyli ekolodzy, udało się dokończyć inwestycję. Niekiedy nawet podawane są wymierne straty wywołane przedłużającymi się sporami o zastosowanie środków łagodzących wpływ inwestycji na środowisko i zdrowie. Tylko czasem ktoś wspomni, że dzieło jest ekologiczne, bo zastosowano wodorozpuszczalne lakiery lub cichobieżne wentylatory. O z trudem wynegocjowanych ustępstwach inwestora i projektantów na rzecz ochrony środowiska, zapisywanych w ocenach i decyzjach im towarzyszących, ani słowa. O zawsze towarzyszących budowom protestach mieszkańców łagodzonych przez negocjatorów też pełne milczenie.
Więcej, uroczystości tego typu, gromadzące zwykle spory tłum, są bardzo złym przykładem mimowolnej edukacji ekologicznej. Tak zwany przeciętny obywatel słyszy, że budowa rozpoczęła się takiego to a takiego dnia wbiciem pierwszego pala, wmurowaniem kamienia, zwiezieniem konstrukcji czy czymś podobnym. Skończyła się natomiast właśnie dziś przecięciem tradycyjnej wstęgi. Słyszą ludzie, że zasłużyli się projektanci oraz miejscowe władze, bo nie przeszkadzały. Ale nadal najważniejsi są budowniczowie. Przed budową nic się nie działo i po oddaniu obiektu cały proces inwestycyjny się zamknie.

Zieloni nie protestują bez powodu
Wiemy dobrze, że to nieprawda, i w coraz ostrzejszej formie tę nieprawdę będą musieli dostrzegać budowniczowie, projektanci i inwestor. Wstępna, papierowo-negocjacyjna faza inwestycji wciąż się wydłuża. Jest tak w całej Europie. Wydłużanie procedur oznacza jednak gwarancję rzetelnego rozpatrzenia sprawy i uszanowania odmiennych stanowisk. A to skutkuje mniejszą liczbą bezpośrednich protestów. Zwykle bardzo kłopotliwych dla inwestora. Eksperci unijni wcale nie dziwią się opóźnieniom w realizacji programu autostradowego – u nich przygotowania do budowy tego rodzaju dróg trwają kilka, nawet kilkanaście lat. Obiekty szczególnie kontrowersyjne, jak sztuczne zbiorniki, kanały, elektrownie (nawet konwencjonalne), a także cmentarze, stadiony i hipermarkety muszą odczekać wiele lat, w czasie których następują wielostronna weryfikacja potrzeby inwestycji oraz prawie niekończąca się dyskusja o jej warunkach środowiskowych. Długi czas, wydający się niektórym marnotrawstwem, jest istotnym elementem tej fazy. Wymagają tego wszystkie zewnętrzne strony uczestniczące w procedurze: mieszkańcy, samorządy, organizacje ekologiczne i regionalne, gospodarujący w sąsiedztwie, a także administracja, która musi zapewnić bezstronność i pełnię zebranych opinii. Tylko inwestorowi może się spieszyć. W Europie zbudowaliśmy już bardzo wiele i niewiele pozostało nietkniętych miejsc czekających na dzieła cywilizacji. Być może, zbliżamy się do chwili, gdy wielkie inwestycje staną się wyjątkiem, a i tak realizowane będą na gruzach poprzednich, już niepotrzebnych. Wymaga tego kurcząca się przestrzeń, którą coraz chętniej powierzylibyśmy najtańszemu inwestorowi – przyrodzie.
Zainteresowani rozwojem regionu mieszkańcy i samorząd powinni wiedzieć, że nawet rozsądnych pomysłów (np. budowy obwodnicy) nie będzie można zrealizować natychmiast. I to nie są fanaberie ekologów i biurokratów. Dbałość o demokrację i środowisko dyktują ową czasową strefę ochronną przed wejściem na budowę „prawdziwych twórców”. Podobnie jest z czasem po uruchomieniu inwestycji – potrzebne są drobiazgowe kontrole i oceny porealizacyjne, zawsze konieczne poprawki i uzupełnienia techniczne umożliwiające wypełnienie prośrodowiskowych zobowiązań. Żeby usłyszeli o tym wszyscy, należy zapraszać środowiskowych ekspertów na ceremonie otwarcia i dać im choć trzy minuty na „słowo o koniecznych zaniechaniach”.

Witold Lenart


Jakie inwestycje zagrażają środowisku naturalnemu w Polsce?

Dr Zbigniew Karaczun,
wiceprezes Polskiego Klubu Ekologicznego, Okręg Mazowiecki

Są trzy grupy przedsięwzięć zagrażających środowisku. Pierwsza to nieduże warsztaty, których właściciele chcą szybko osiągnąć wysokie zyski. Pomijają więc wszelkiego rodzaju zasady ochrony środowiska i niczego nie robią w tej sferze. Druga grupa to duże przedsiębiorstwa produkcyjne emitujące wiele zanieczyszczeń. Zagrożenie z ich strony stopniowo maleje. Trzecią grupą przedsięwzięć, z którą będziemy mieć styczność w przyszłości, są autostrady. To będzie największa ingerencja w środowisko naturalne powodująca przecięcie wielu korytarzy ekologicznych.

Marta Kaczyńska,
Światowy Fundusz na rzecz Przyrody (WWF)

Taką inwestycją jest np. budowa drogi ekspresowej Via Baltica. Istnieją dwa warianty jej przeprowadzenia – krótszy, nieprzebiegający przez obszary chronione, ale m.in. przez Warszawę i Łomżę, oraz drugi, dłuższy, wiodący przez Białystok. Przecina on cztery cenne przyrodniczo obszary północno-wschodniej Polski: dolinę Biebrzy, dolinę Narwi, Puszczę Augustowską i Puszczę Knyszyńską. Są one objęte obszarowymi formami ochrony prawnej. Władze skłaniają się, niestety, do wariantu drugiego. Przy podejmowaniu decyzji uwzględniono przede wszystkim argumenty ekonomiczne, a nie przyrodnicze i społeczne.

Eugeniusz Pudlis,
publicysta ekologiczny miesięcznika „Echa Leśne”, przewodniczący jury Konkursu Ekologicznego Hewlett-Packard „W harmonii z przyrodą”

W Polsce popełniamy te same błędy, które wcześniej popełniały kraje Unii Europejskiej. Zresztą kraje te do dziś traktują nas jako zsyp różnych przestarzałych technologii i chybionych inwestycji. Przykładem jest norka amerykańska sprowadzona do Europy w celu produkcji damskich futer. Rzecz w tym, że zwierzątko to przeważnie hodowane na farmach ucieka na wolność i tam szybko się rozmnaża, czyniąc ogromne spustoszenie w środowisku naturalnym. Wypiera typowe w Polsce gatunki leśne, m.in. piżmaka i wydrę. Ale mimo tych doświadczeń nadal mamy przykłady podobnych inwestycji, na które wydały zgodę władze województwa zachodniopomorskiego.

Not. bt


eko-informacje

– 30% wody jest marnowane ze względu na fatalny stan techniczny wodociągów – ocenia Polska Izba Ekologii. Polacy zużywają rocznie 11 mld m sześciennych wody. Przeciętnie każdy z nas zużywa ok. 50 m sześciennych wody rocznie.

– O używanie płóciennych toreb zamiast foliowych reklamówek zaapelowali lubelscy ekolodzy z Towarzystwa dla Natury i Człowieka. Ekolodzy zapowiadają organizowanie happeningów, spotkań publicznych, zajęć w szkole i warsztatów propagujących ekologiczne opakowania.

– Ziemia lubuska to najbardziej fascynujące miejsce na kontynencie – uznała Naturfreunde International, największa europejska organizacja turystyczna, zrzeszająca ponad pół miliona firm z branży. Wcześniej laureatami tytułu były m.in. Jezioro Bodeńskie i Alpy. W ten sposób doceniono walory przyrodnicze i krajobrazowe ziemi lubuskiej.

– Łańskie, Wulpińskie, Gim, Święte – po tych i 20 innych jeziorach powiatu olsztyńskiego nie będzie można latem pływać motorówkami ani skuterami wodnymi. Cisza obowiązywać też będzie na rzece Wadąg. Zakaz wydali radni na prośbę mieszkańców i części letników skarżących się na hałas silników skuterów wodnych.

– Na terenach opolskich parków krajobrazowych pojawiły się ekologiczne patrole. Stu nieformalnych strażników na rowerach lub pieszo pilnuje porządku w Stobrawskim Parku Krajobrazowym i w Górach Opawskich. Akcję zorganizował Ochotniczy Hufiec Pracy w Opolu. Ma ona trwać pół roku. Zadaniem zielonych strażników będzie lokalizacja dzikich wysypisk, nielegalnych składowisk itp.

– Wielkie sprzątanie zapowiadają władze stolicy. Od maja do października w ramach programu „Czysta Warszawa” mają zostać uprzątnięte obszary miasta, które do tej pory nie są regularnie oczyszczane. Dzięki temu znikną śmieci pozostałe po zimie i z lat ubiegłych.

– Wyprodukowanie papieru z makulatury zamiast z pulpy drzewnej chroni przed wycięciem 17 drzew, ogranicza zużycie energii o 75%, zmniejsza ilość emitowanych do atmosfery zanieczyszczeń o 74%, a ścieków przemysłowych o 35%.


Kto się boi superrzepaku?

Od 1996 roku powierzchnia upraw transgenicznych wzrosła 35-krotnie

Już w tym roku na polach w Unii Europejskiej mogą pojawić się rośliny zmienione genetycznie. 70% europejskich konsumentów jest temu przeciwnych, lecz Bruksela zapewne będzie musiała dostosować się do światowych trendów.
Wrogie nastawienie w społeczeństwach krajów UE sprawiło, że w październiku 1998 r. Unia przyjęła faktyczne moratorium na wprowadzanie nowych, sztucznie udoskonalonych roślin. Na terenie Wspólnoty wciąż nie ma komercyjnych upraw takich roślin (z wyjątkiem niewielkich areałów w Hiszpanii). W pozostałych częściach świata sytuacja jednak wygląda inaczej. Już

15 krajów uprawia transgeniczne ziemniaki,

rzepak czy zboże. Ponad połowa globalnych zbiorów soi pochodzi ze zmodyfikowanych genetycznie odmian. Od 1996 r. światowa powierzchnia upraw transgenicznych wzrosła 35-krotnie i obecnie wynosi prawie 60 mln ha. Tylko w 2002 r. dopuszczono do komercyjnej uprawy ponad 90 nowych transgenicznych gatunków. Ich producenci, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, domagają się od Europejczyków porzucenia „dogmatycznej” polityki w sprawie GMO (czyli genetycznie zmodyfikowanych organizmów). Waszyngton zagroził, że w przeciwnym wypadku oskarży Brukselę przed Światową Organizacją Handlu. Spór zaostrzyła Zambia, która w październiku ubiegłego roku, nie bacząc na klęskę głodu, nie przyjęła zaproponowanych w ramach pomocy 18 tys. ton zmienionej genetycznie kukurydzy. Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, że w obecnej sytuacji moratorium jest nie do utrzymania.
Trwają więc przygotowania do jego faktycznego zniesienia, być może jeszcze w tym roku. Firmy produkujące transgeniczne rośliny, przewidując, że to nastąpi, złożyły już w Połączonym Centrum Badań Komisji Europejskiej 19 wniosków o wpuszczenie nowych gatunków kukurydzy, bawełny, buraków cukrowych czy rzepaku na europejskie pola. Korzyści mają być ogromne. Dzięki uprawianiu transgenicznej bawełny odpornej na szkodniki, popularnej zwłaszcza w Indiach i w Chinach, koszty produkcji jednego kilograma spadły o 28%. Andrew Cockburn z firmy Monsanto zapewnia, że uprawiając rośliny z genem zapewniającym odporność na herbicydy, amerykańscy farmerzy zarobili w 2002 r. dodatkowe 1,2 mld dol. Na rolników w UE czekają podobne zyski.
Ekolodzy w przeszłości wielokrotnie ostrzegali, że transgeniczne rośliny uprawne i produkowana z nich

„żywność od Frankensteina” mogą stać się zagrożeniem

dla środowiska naturalnego, a także dla zdrowia ludzi. Na razie te obawy nie potwierdziły się. Niemniej jednak potencjalne zagrożenia pozostają.
Niewykluczone, że sztucznie zaszczepiona odporność przeniesie się na rośliny dzikie. Już teraz w Kanadzie niespodziewanie pojawił się rzepak odporny na aż trzy powszechnie stosowane herbicydy. Czy to zapowiedź przyszłych superchwastów?
Unia Europejska zamierza zostawić swym rolnikom możliwość wyboru, czy chcą gospodarować tradycyjnie, ekologicznie, czy też zaakceptować transgeniczne zasiewy. Ale taki wybór może okazać się wątpliwy. Tam, gdzie uprawiane są zmienione genetycznie rośliny, prowadzenie plantacji ekologicznej jest niemal wykluczone.

Pyłki rzepaku mogą np. przelecieć kilka kilometrów

i zanieczyścić pola ze zwykłym rzepakiem. Konieczne stanie się tworzenie stref ochronnych, co oczywiście znacznie zwiększy koszty produkcji, które ostatecznie poniesie konsument.
Kiedy GMO wyrosną na europejskich polach, półki sklepowe zaczną uginać się pod ciężarem produkowanej z nich genetycznie zmienionej żywności. Komisja Europejska przygotowała ustawę dotyczącą specjalnego oznakowywania tych produktów, jednak oznakowane mają być tylko te, w których udział transgenicznych komponentów jest większy niż 0,9%. Oznacza to, że w praktyce nie będzie już żywności całkowicie wolnej od „zdobyczy technologii genetycznej”. Zresztą soja znajduje się obecnie w ponad 30 tys. różnych artykułów spożywczych.
Pewne jest jedno – zwycięskiego pochodu transgenicznych roślin i produkowanej z nich żywności nie da się powstrzymać.
Krzysztof Kęciek


Auta na półki

– Znalezienie miejsca do zaparkowania w dużych miastach bywa wyczynem, ale też stratą czasu, a spalanie benzyny zatruwa powietrze. Majowy „EkoŚwiat” przedstawia nową propozycję parkingową, wprowadzoną m.in. w Niemczech. Przy budowie parkingów wielopiętrowych wykorzystano rozwiązanie z zakresu techniki magazynowej. Podobnie jak towary piętrzą się na półkach dzięki zastosowaniu palet, tak na nowych parkingach rozmieszcza się auta w wielopiętrowych boksach. To nie tylko oszczędność miejsca, ale i ochrona środowiska – wszystkie czynności odbywają się bowiem przy wyłączonym silniku.
– Regionalne Centrum Ekologiczne wykonało dla Ministerstwa Gospodarki ocenę oddziaływania na środowisko Narodowego Planu Rozwoju na lata 2004-2006. Plan ten będzie obejmował strategiczne oceny oddziaływania na środowisko, w tym w prawie międzynarodowym. Są to umowy dotyczące zasobów środowiska oraz dwie umowy specjalne: konwencja z Espoo z 1991 r. i protokół o ocenach strategicznych z Kijowa z 2003 r. 4. numer „Przyrody Polskiej” podkreśla, że realizacja zadań na rzecz ochrony środowiska przyczyni się do ułatwienia Polsce działań obowiązujących w UE.
– Zwierzęta z rodziny jeleniowatych wydają głośne, chropawe dźwięki, gdy odkryją potencjalne zagrożenie. Przyjmuje się powszechnie, że są one ostrzeżeniem dla osobników tego i innych gatunków.
5. numer „Łowca Polskiego” podaje informację, że mogą być jednak inne przyczyny powstawania tych dźwięków. W ostatnich latach francuski zespół badawczy przeprowadził badania nad wokalizacją u saren, jeleni i danieli, które doprowadziły do nowych wniosków.

ELŻ


Wkładka „Ekologia i Przegląd” powstaje dzięki finansowemu wsparciu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej 

Wydanie: 2003, 23/2003

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy