Ziemia i dzierżawcy
Oddział AWRSP w Olsztynie od kilku lat pomaga byłym pracownikom PGR Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – tym powiedzeniem prof. Eugeniusz Niedzielski skwitował historyczną likwidację PGR. On sam należy do tych speców, którzy są przekonani, że to był pierwszy błąd autorów transformacji ustrojowej. Drugim błędem – według praktyków i teoretyków rolnictwa – było dwuletnie opóźnienie w powołaniu Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Kiedy w styczniu 1992 r. powstała Agencja mająca zagospodarować nieruchomości rolne skarbu państwa, nieomal wszystkie dawne PGR były już bankrutami. Wiele wyprzedało majątek ruchomy, innym wszystko, co było do sprzedania, zajęli komornicy za długi. Największy obecnie w Polsce oddział AWRSP w Olsztynie, który właśnie obchodził 10-lecie istnienia i z tej okazji zorganizował podsumowujące sympozjum, szacuje, że spośród ok. 100 wielkoobszarowych gospodarstw, które istniały tu w 1990 r., w ciągu tylko dwóch lat zrobiło się aż 270 mniejszych. Podział był sposobem na wyjście ze złej sytuacji ekonomicznej. Niestety, tylko na chwilę. Nowo powstała Agencja przejmowała ziemię i zrujnowane budynki, bez inwentarza. I długi. Na łączną sumę ponad 365 mln zł. Z tego prawie połowa to były kredyty i pożyczki. Każdy hektar przejętej ziemi obciążony był 500-złotowym długiem. Majątek pokrywał zadłużenie tylko w 60%. Prezes olsztyńskiego oddziału AWRSP, Zygmunt Komar, przypomina, że Agencji przypadły w spadku także inne „dobra”, o których ówczesny Sejm zapomniał. Głównie mieszkania. Było ich prawie 50 tys., a jeśli założyć, że w każdym mieszkają tylko trzy osoby, razem było więcej ludzi, niż liczy stolica województwa. Przejęto też popegeerowskich ludzi. Ale reformatorzy gospodarki krajowej nie przewidzieli, że ich również trzeba „zagospodarować”. Pod koniec lat 80. na terenie przydzielonym Agencji olsztyńskiej pracowało w PGR ok. 65 tys. pracowników. Do czasu powstania Agencji większość już zwolniono albo sami przeszli na wcześniejszą emeryturę. W byłych PGR pozostało jednak jeszcze ok. 20 tys. i to też było o wiele za dużo, jak na potrzeby reformowanego rolnictwa. Dziś właściciele i dzierżawcy gospodarstw zatrudniają dwóch, czterech pracowników na 100 ha. W PGR pracowało 13-14. Prezes Komar przewiduje, że w przyszłości będzie to jeden człowiek na 100 ha. I dlatego Agencja od kilku lat, kiedy przestała spłacać popegeereowskie długi, zajmuje się pomocą dla popegeerowskich ludzi. Nie tylko pracowników, ale także ich dzieci i wnuków. Takiego obowiązku nie nakłada na nią ustawa, ale kierownictwo pojmuje to jako swoją powinność społeczną względem miejscowych. Byłych pegeerowców wśród bezrobotnych jest tu – według szacunków – ok. 10-14 tys. Sami nie dadzą sobie rady. Są nieprzygotowani do innej pracy, źle wykształceni, mało aktywni w poszukiwaniu pracy i coraz bardziej przegrani we własnym odczuciu. Zespół naukowców pod kierownictwem prof. Zofii Krawczyńskiej-Butrym, który na zlecenie olsztyńskiej Agencji badał skutki transformacji na tym terenie, uznał, że sposób prywatyzacji PGR to jedno z najwyższych wypaczeń okresu transformacji ustrojowej. Szczególnie do wyobraźni przemawiają wyniki ankiety na temat niepokojących respondentów problemów codziennego życia. Okazało się, że dla 80% najważniejsze jest pytanie: „Za co kupić jedzenie?”, dla prawie 73% są to pieniądze na leki i opłatę lekarza, prawie 65%, nie wie, „co zrobić, żeby się tak często nie złościć”. A tylko dla 18% problem stanowi zdobycie pieniędzy na kształcenie. Szefostwo Agencji ma pełną świadomość, że większości tych ludzi trzeba dać przysłowiową rybę. Wędka to raczej dla ich potomków. Agencja bierze na swoje barki coraz więcej funkcji, które powinny sprawować urzędy pracy i organizacje społeczne zamiast instytucji powołanych do gospodarowania mieniem, nie ludźmi. Tyle że należą jej się za to najwyższe laury. Gdyby nie ona, bieda i beznadzieja byłyby większe. Wiele z inicjatyw AWRSP w Olsztynie warte jest przeniesienia i upowszechnienia na gruncie krajowym. Szczególnie godne uznania wydaje mi się to, co Agencja robi, by zapewnić lepszą przyszłość dzieciom byłych pracowników PGR, choć nie ma takich zobowiązań prawnych, a można uznać, że i moralnych. Agencja podjęła się roli w normalnych warunkach należącej do rodziców – zapewnienia dzieciom wykształcenia. Agencja daje stypendia tym, którzy chcą uczyć się w szkole średniej (nie zasadniczej zawodowej). Rocznie jest to 2,5 tys. zł. Do tej pory kandydatów było więcej niż stypendiów,









