Ziemia lubi szacunek

W przedsiębiorstwie Agro-TaK w Modlikowicach widmo Unii Europejskiej nie straszy

Tuż po wojnie takie gospodarstwo nazywało się klucz, za czasów PRL – kombinat. Taki pegeerowski kombinat w Zagrodnie skupiał cztery gospodarstwa i działał na 5 tys. ha. Dziś każdą z tych posiadłości zarządza inna spółka. Ostatni dyrektor PGR-Zagrodno, Bronisław Tabisz, wspólnie z byłym wicedyrektorem Leszkiem Kachniarzem wydzierżawili największe gospodarstwo w Modlikowicach – na 2 tys. ha dobrej ziemi powstało przedsiębiorstwo Agro-TaK. Popegeerowskie zabudowania zostały odnowione, przebudowane i rozbudowane. Agro-TaK uprawia i hoduje właściwie wszystko. W sposób nowoczesny, nie gorszy niż w krajach Piętnastki. Widmo Unii Europejskiej w Modlikowicach nie straszy.

Ludzie z dawnego PGR

– Po PGR zostali nam przede wszystkim ludzie. Pracowaliśmy razem przez wiele lat i mieliśmy do siebie zaufanie. To ogromny kapitał w takim przedsięwzięciu – stwierdza Bronisław Tabisz. – Współpracownicy, którzy nie tylko „odwalają” swoje godziny, ale myślą!
Na polu wzdłuż drogi dwie pryzmy buraków cukrowych. Wzdłuż zmniejszającego się prostokąta zieleni pracuje kombajn.
– Podobno uprawa buraków cukrowych to nie najlepszy interes – stwierdzam. – A tu pole buraczane jak okiem sięgnąć.
– Wszystko zależy od tego, jakie buraki się uprawia i jakie ma się plony. Na tym polu średnia wydajność to około 700 kwintali z hektara. Są takie wycinki pola, że zbieramy i po 900 kwintali z hektara, ale są i słabsze. W sumie te 70 ton z hektara to nieoszałamiający interes, ale zysk jest. A o to przecież chodzi.
Dalej droga prowadzi pod wiaduktem kolejowym. Na nasypie tory przeżera rdza. Wiadukt jeszcze się trzyma, ale i on wkrótce może się zawalić. Wzdłuż torów prowadzi błotnista polna droga, którą maszyny dojeżdżają do zwykłego przejazdu. Z drugiej strony wiaduktu powrót taką samą drogą. To w sumie parę kilometrów dodatkowego przejazdu. Więcej paliwa, zmarnowany czas pracy, a i dla maszyn taka droga nie jest najlepsza. Firam Agro-TaK już wielokrotnie zwracała się do kolei o zlikwidowanie tego złomowiska. Zgłaszała gotowość współdziałania, uczestnictwa finansowego, czynnej pomocy… Na razie bezskutecznie.
Pole pszenicy. Po obydwu stronach drogi łany po 125 ha. Pierwsza zieleń oziminy i maszyna dokonująca oprysków. Z daleka wygląda jak ważka z rozpostartymi skrzydłami. Z bliska poraża wymiarami – 36 m rozpiętości. Tylko takie urządzenie jest w stanie obsłużyć w ciągu jednego dnia 250 ha.

Ziemniak na frytki

Agro-TaK działa na obszarze 2 tys. ha. Każda decyzja uprawy wymaga dogłębnego przemyślenia. Osobnym działem i oczkiem w głowie Leszka Kachniarza, współwłaściciela, wicedyrektora przedsiębiorstwa, są ziemniaki. Pole ziemniaczane to 100 ha, na których uprawia się specjalną odmianę nadającą się na frytki. Niby jesteśmy potęgą w uprawie ziemniaków, ale fabryki frytek i międzynarodowe sieci szybkich restauracji sprowadzały kartofle z zagranicy. Jak twierdzą szefowie Agro-TaK, trzeba wiedzieć, jakie gatunki uprawiać, w jaki sposób i jak je przechowywać. Ziemniaki muszą być dobre i w każdej chwili gotowe do transportu. Wtedy ma się pewność, że klient się znajdzie.
Długi budynek gospodarski mieści do 4 tys. ton ziemniaków. Jest podzielony na dwie osobne komory. Wchodzi się do niego przez strych. Ziemniaki od poziomu gruntu, aż po dach.
– Ziemniak jest wymagający – stwierdza pan Kachniarz. – Żeby nie było strat w przechowalni, potrzebuje stałego przewietrzania i 7 st. C.
Ten budynek to swego rodzaju termos, wyłożony warstwą izolacyjną, odcięty od kaprysów pogody. Potężne dmuchawy pompują powietrze o stałej temperaturze, bo ziemniak musi oddychać. Czujniki zamontowane wewnątrz pryzmy podają dokładne dane o temperaturze, a komputer reguluje dopływ powietrza. Dopuszczalne skoki temperatury oblicza się w ułamkach stopnia. Kiedy jest za zimno, włącza się tylko obieg wewnętrzny, kiedy robi się za ciepło – otwierają się klapy w ścianie i powietrze się schładza. Dobrze zainstalowane urządzenia nie dopuszczają do przegrzania czy przemarznięcia ziemniaków.
– Można powiedzieć, że strat u nas praktycznie nie ma. A ziemniaki są w każdej chwili gotowe do drogi. Ale możemy spokojnie trzymać je tu aż do wiosny – mówi z dumą Leszek Kachniarz.
Wracamy do centrum gospodarstwa. Obok pryzmy buraków nie ma już ciężarówek. Operator doczyszczarki czyści swoją maszynę, operator ładowarki usuwa nierówności powstałe podczas załadunku.
– To jest ilustracja tego, co mówiłem o zespole pracującym w Agro-TaK – zwraca uwagę dyrektor Tabisz. – Przecież zanim przyjedzie traktor i zacznie się załadunek, ci ludzie mogliby sobie usiąść i odpocząć. A oni przygotowują dalszą robotę. Po pierwsze – myślą, a po drugie – czują się współgospodarzami. Od nich zależy powodzenie przedsiębiorstwa, a od tego ich przyszłość. Ale widzi pan, ja nie chodzę w krawacie i lakierkach, tylko jestem wśród nich i zawsze służę radą, a jak trzeba pomocą.
Z czterech gospodarstw, z których składał się były kombinat PGR, jedno dzierżawią obcokrajowcy. Największe to Agro-TaK. Dwa pozostałe, mniej więcej po tysiąc hektarów każde, dzierżawią Polacy, dawni pracownicy PGR-Zagrodno.
– Kiedy przejmowaliśmy to gospodarstwo, pracowało tu około 90 osób. I tyle pracuje do dziś. Dlatego wciąż prowadzimy hodowlę, która jest mniej opłacalną częścią dzisiejszego rolnictwa, ale zarabia na siebie i utrzymuje rodziny pracowników. Podobnie myślą moi sąsiedzi z gospodarstw w Łukaszowie i Okmianach. Jako młodzi ludzie przyszli na staż do PGR, którym kierowałem. Przyjęli tą samą metodę pracy, bo tak u nas wszyscy pracowali. Źle na tym nie wyszli: nie stoją pod sklepikiem, lecz pracują.

To człowiek jest brudasem

W modlikowickich chlewniach porządek aż miło. – Świnia to czyste zwierzę – powiedział pracownik – to człowiek jest brudas. Jeżeli stworzy zwierzęciu warunki, będzie tak wyglądało, jak te, które pan widzi. I nie będzie chorować. Ale to wymaga pracy!
Równie dobrze utrzymane są krowy. Mieszkają w otwartych oborach. Z jednej strony – głęboko podścielona słoma, z drugiej – pas spacerowy, „stołówka” i wodopój. Żadnych łańcuchów, żadnych wewnętrznych ogrodzeń.
Krów dojnych jest ponad 400 sztuk. Ponadto hodowane są rasy mięsne, osobno mieszkają jałówki, osobno cielaki. Wyżywienie dla stada rośnie na polach przedsiębiorstwa.
W pomieszczeniu obok dojarni znajduje się ogromny zbiornik na 10 tys. litrów. Tu schłodzone mleko czeka na transport. Nie ma mleka kategorii ekstra, I, II… Jest po prostu mleko, które odbiera wielka międzynarodowa przetwórnia oddalona o paręset kilometrów. Widocznie opłaca się im przywozić mleko z Modlikowic, jeśli nie skupują surowca w wystarczającej ilości w pobliżu swojej siedziby.
– Czy opłaca się ta hodowla? – pytam Bronisława Tabisza.
– Jeśli ktoś chce robić kokosy, zbić fortunę w krótkim czasie – mówi dzierżawca – nie wolno mu szukać szczęścia na wsi. Ale dobra praca daje efekty. Jedne uprawy są bardziej opłacalne, inne mniej. Są i takie, które w ogóle zysku nie przynoszą, ale w sumie wychodzimy na swoje. Wiedza, doświadczenie i dobry zespół ludzki – bez spełnienia tych trzech warunków o sukcesie w rolnictwie nie ma co marzyć. Ale przychodzi taki rok, że aura jest przeciwna rolnikowi, wtedy trzeba zacisnąć zęby i jakoś przeżyć.

 

Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Rolnictwo
Tagi: Maciej Wołk

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy