Opisując tasiemca w wierszu, Tomaž Šalamun napisał, że ciało pasożyta było zbudowane jak matrioszka, a jego złącza pachniały cytryną. Zabawnie jest obserwować złącza i złączki, które należą do obu kluczowych elementów, a jednocześnie nie należą do żadnego. Złączki mają w sobie coś niepokojącego, istnieją bowiem poza zbiorami i są w pewnym stopniu niczyje. Myśląc o maszynie, myślimy zwykle jedynie o tych kluczowych elementach. Dni, które przynosi przełom września i października, są właśnie takimi złączkami. Robi się wtedy nieco dziwnie, sięgamy do starych zdjęć, dzwonimy do kogoś, kto dawno o nas zapomniał, kupujemy więcej książek – stajemy się sentymentalni. Przemijanie – powiedziałby prof. Koczanowicz. Tak, ale też poczucie wykonywania zwykłych czynności w bezpańskim czasie, kiedy rzeczywistość jest zawieszona między stanami; to słońce nie jest słońcem – myślimy. Jednocześnie jest ciepłe i zimne. A i chłód nie jest takim chłodem, jaki za chwilę poznamy. Šalamun napisał, że złączki pachną cytryną, i myślę, że chodziło mu o intensywność/jaskrawość zapachu. Złączki wrześniowo-październikowe też silnie na nas wpływają, mimo że wydają się rozmyte. To przez nie mamy poczucie odrealnienia, które odsuwa nas od teraźniejszości. Jakby musiało wydarzyć się coś, co popchnie nas do przodu. Ale to zawsze jest coś śmiesznie małego, coś, czego nie rozpoznajemy albo co przynosi rozczarowanie. I nagle znowu jest zima. Złączki między dzieciństwem (czy użycie w tekście słowa dzieciństwo nie powinno wiązać się z automatycznym przyjęciem do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich?) a dorosłością też po Šalamunowsku „pachną cytryną”. Czas wchodzenia w dorosłość ma przecież zatarte granice, a „dojrzewająca” osoba pulsuje w rolach, przymierza tożsamości (i porzuca), wchodzi w dorosłość i z niej wychodzi – czasem kilka razy na godzinę. Trudno uchwycić tę dynamikę, granicę między polami/obszarami. Niektórym pisarzom, scenarzystom czy reżyserom udało się to doskonale. Przecież „Nad rzeką, której nie ma”, „Niewinni czarodzieje”, „Marcowe migdały” czy „Trzeba zabić tę miłość” to wybitne polskie filmy, które wyrosły na żyznej glebie tych złączek. Trudno nie zauważyć, jak bardzo różnią się od produkcji opatrywanych dziś etykietką young adult. Nie tylko dlatego, że te drugie często nie są skażone żadną myślą, ani dlatego, że przedstawieni we współczesnych filmach młodzi dorośli – dorośli nie bywają nawet przez 15 sekund. Przede wszystkim są oni tak ugadżetowieni, że mamy wrażenie oglądania niekończących się reklam, po których zwykle nie następuje spektakl, na który czekamy. Oczywiście kiedyś też dziewczyny próbowały ubierać się jak postacie grane przez Audrey Hepburn albo Elżbietę Czyżewską, a faceci szukali płaszcza à la Humphrey Bogart, ale filmy nie ginęły pod kupką brokatu. Czy ktokolwiek wie, jak ubrana była Jadwiga Jankowska-Cieślak w „Trzeba zabić tę miłość” Janusza Morgensterna (ze wspaniałym scenariuszem Janusza Głowackiego)? A przecież grała rolę (dramatycznej) amantki. Chcę powiedzieć, że nie wszystkie filmy o tym specjalnym czasie w życiu człowieka, nazywane przez krytyków coming-of-age movies, to złączki. Żeby poczuć cytrynę, trzeba po prostu na dłużej zbliżyć się do tasiemca, nawet jeśli to nieprzyjemne. Są także książki złączki. Te, które przekraczają granice gatunkowe. Thomas Bernhard protestował, kiedy jego książki nazywano powieściami. Powieść kojarzyła mu się z mieszczańskim konwencjonalnym dziełkiem, które ma zaspokoić oczekiwania klasy średniej. On zaś był autorem „tekstów”. Zwykle, kiedy książka nie jest klasyczną powieścią w rozumieniu, jakie zakodował w kulturze wiek XIX, nazywa się ją prozą poetycką, eksperymentalną lub artystyczną. Zwykle działa to na czytelników zniechęcająco. Także dlatego, że przekroczenie ustawień fabrycznych wymaga wysiłku i jest zdarzeniem, w którym bierzemy udział samotnie i na własną odpowiedzialność. Nie wiadomo przecież, czym będą pachniały „złącza” tasiemca, kiedy znajdziemy się w polu jego emanacji. Jednak jest w tych stanach liminalnych (pomiędzy stanami czy rolami) pewna atrakcyjna niestałość i smutek uczestniczenia w czymś, co jest od razu przeszłością. Ale także niepewne spojrzenie wprzód, czyli jakaś wartościowa utopia albo po prostu potencjalność. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się









