Andrzej Paczkowski nazbyt dosłownie czyta źródła, nie biorąc pod uwagę swoistej grypsery politycznej używanej w kręgach rządzących Kiedy kombatant, uczestnik konfliktu politycznego, bierze się za pisanie o stronie przeciwnej studium historycznego, a nie pamfletu publicystycznego, podejmuje się zadania prawie nie do wykonania. Łatwiej spojrzeć bezstronnie na „swoich”, można wyzbyć się emocji i przygłuszyć sympatię, ale pisze się o czymś, co się nie tylko zna, lecz też rozumie. Inaczej z przeciwnikiem, poznać go można, posługując się regułami dziejopoznawczego rzemiosła i dostępnymi źródłami, dużo trudniej zrozumieć. Z takim dylematem zmierzył się Andrzej Paczkowski, pisząc monografię o strategii i taktyce obozu władzy w PRL w kryzysie 1980-1982, od strajków lubelskich do stanu wojennego. Wyszło dzieło poznawczo ważne, a naukowo rzetelne, choć w wielu kwestiach dyskusyjne, co także trzeba poczytywać za zaletę. Andrzej Paczkowski zapowiedział we wstępie studium pisane „z maksymalnym chłodem”. I zapowiedzi tej w znacznym, godnym uznania stopniu dotrzymał. Wykorzystał bardzo obfity materiał źródłowy z wielką rzetelnością. Piszę to z tym większym uznaniem, że część tych źródeł znam. Odnotuję też, że wszystko, co mnie w tej książce dotyczy osobiście, jest źródłowo nienaganne. Powstał zatem pionierski zapis tego, co dostępne źródła mówią o polityce władz PRL wobec ważnych choć nie wszystkich aspektów kryzysu 1980-1982, a przede wszystkim wobec ruchu „Solidarność”. Drugą, rzadką w naszych czasach, zaletą tego studium jest unikanie jednostronnych i apodyktycznych rozstrzygnięć spraw niejasnych, wątpliwych, spornych. Tutaj Paczkowski wyłamuje się z tradycji solidarnościowego dziejopisarstwa w wielu miejscach. Drobiazgowo opisując rywalizujące w kierownictwie PZPR koncepcje wyjścia z kryzysu, dostrzega wyraziście konkurencję chęci do „rozwiązania siłowego” i obaw przed takim rozwiązaniem oraz poszukiwań innego wyjścia z sytuacji. To drugie, według Paczkowskiego, sprowadzało się do działań mających na celu „izolowanie i dzielenie” „S” bądź „ograniczanie i wciąganie” w system (s. 76). Zdaje sobie sprawę z przeważającej w obozie władzy obawy przed przelewem krwi. W wielu przypadkach, kiedy źródła nie rysują jednoznacznego obrazu, rozważa hipotezy. Np. w kwestii przyczyn kryzysu bydgoskiego (marzec 1981 r.) czy też motywów ostatecznej decyzji gen. Jaruzelskiego o stanie wojennym. Zwraca uwagę na realne niebezpieczeństwo „sprzężenia między twardogłowymi (w PZPR) a Kremlem” i konkluduje: „…koszty polityczne i przede wszystkim ludzkie przejęcia władzy przez beton i zarządzania stanem wojennym przez ťtowarzysza SzmaciakaŤ mogłyby okazać się niewspółmiernie większe niż te, które Polska i Polacy zapłacili po 13 grudnia” (s. 318). Zwrócę jeszcze uwagę na niebanalną analizę gry w trójkącie władza, hierarchia kościelna i „Solidarność”. Mniej szczegółowo i subtelnie (o czym jeszcze będzie mowa) opisane zostały relacje między warszawskim kierownictwem a Moskwą, ale i w tym wypadku rysuje się obraz złożony, bynajmniej niepotwierdzający popularnego w kołach solidarnościowych uproszczenia o posłusznej realizacji wskazań Kremla przez warszawskich „subalternów”. Przy okazji rozmowy gen. Siwickiego z marsz. Ustinowem z 10 grudnia 1981 r. Paczkowski zauważa: „… Polak był po prostu dyskretny. I lojalny wobec swego generała (Jaruzelskiego), a nie wobec sowieckiego marszałka”. Praca Paczkowskiego z samego założenia nie wyczerpuje tematu polski kryzys 1980-1982, ale jest na pewno niezastąpionym studium ważnego fragmentu tego zagadnienia. I nie czyniłbym zarzutu z tego, że rozważania o polityce ówczesnych władz w oderwaniu od warunkujących tę politykę i wyznaczających jej ramy okoliczności międzynarodowych (te po części zostały wzięte pod uwagę) i wewnętrznych, głównie społeczno-gospodarczych, siłą rzeczy obraz zubożają. Są to ograniczenia istotne, ale naukowe poznanie tak złożonych zjawisk jak owe dwa lata naszych dziejów wymaga takich fragmentarycznych analiz. Na syntezę przychodzi pora później. Przystając zatem na zakres tematyczny obrany przez Paczkowskiego i na nim poprzestając, zwrócę uwagę na kilka przynajmniej problemów dyskusyjnych, a także ewidentnych jednostronności. Najogólniej mówiąc: obraz analizowanej polityki władz PRL ma luki, a autor napotyka oczywiste kłopoty z rozumieniem, z odczytaniem motywacji zachowań i decyzji tych władz. Ograniczę się z konieczności do rozpatrzenia kilku spraw, najważniejszą pozostawiając na koniec. Autor nazbyt dosłownie czyta źródła, nie biorąc pod uwagę swoistej grypsery politycznej używanej w kręgach rządzących w ogóle, a dyktatorskich w szczególności. Przykład: gdy pod koniec listopada 1980 r. w obliczu grożącego w związku z aresztowaniem Jana Narożniaka strajku generalnego
Tagi:
Andrzej Werblan









