Zmierzch dyktatora

Zmierzch dyktatora

Saddam Husajn wcześniej czy później musi odejść. Po jego usunięciu będzie trochę chaosu, ale to nie jest tak groźne jak jego pozostawanie przy władzy Rozmowa z prof. dr. Richardem Pipesem, historykiem i politologiem Harvard University – Czy sytuacja w Iraku rokuje nadzieję na jakąkolwiek zmianę? – Jakieś zmiany będą. Nie umiem jednak odpowiedzieć, czy w wyniku nacisku Narodów Zjednoczonych, czy militarnej akcji Stanów Zjednoczonych. To, że za rok w Bagdadzie będzie zupełnie inna sytuacja, jest pewne w 99 procentach. – Czy wiąże pan to z wyłonieniem się jakiegoś alternatywnego lidera tego kraju? – Saddam musi odejść, a kto zajmie jego miejsce, nie jest aż tak ważne ani interesujące, jak się wydaje. Nie wiem, dlaczego to tak ekscytuje opinię publiczną. Kiedy w maju 1945 r. rozbijaliśmy Hitlera, nikt nikogo nie pytał, kto go w Niemczech zastąpi. Husajn jest niezwykle groźny dla świata i trzeba się go pozbyć. Po jego usunięciu będzie trochę chaosu, destabilizacji, ale to nie jest tak groźne jak jego pozostawanie przy władzy. – Rozumiem, że nie wierzy pan w gotowość Husajna do współpracy z ONZ mimo deklaracji wpuszczenia inspektorów rozbrojeniowych. – A dlaczego miałbym wierzyć? Gdyby deklarował to pierwszy raz, owszem, można by to wziąć za dobrą monetę. On jednak tyle razy zwodził, kręcił i oszukiwał, tyle razy intrygował, żeby siać niezgodę między Ameryką i jej sojusznikami, że już nie wierzę w możliwość zmiany jego postawy. Wpuści inspektorów, ale tak im będzie utrudniał życie, że albo sami wyjadą, albo skrytykują Irak, a wtedy Saddam obrazi się na krytykę, uzna ją za mieszanie się w sprawy wewnętrzne i wyrzuci inspektorów, tak jak w 1998 r. Wtedy znów znajdziemy się w punkcie wyjścia. Trzeba będzie zaczynać od nowa. – A iracki dyktator zyska czas na przykład na przygotowania militarne. – Na przykład… – Czy Irak prowadzi własną, autorską grę z Ameryką i społecznością międzynarodową, czy też ma ciche poparcie świata arabskiego? – Prowadzi grę i ma równocześnie poparcie świata arabskiego. Musimy pamiętać, że świat arabski to nie tylko jego przywódcy, ale także (może nawet przede wszystkim) ulica i bazar – miejsca tradycyjnie kształtujące i wyrażające opinię publiczną. A ulica naciska, żeby Irak wspierać, a nie karać. Poczucie jedności świata arabskiego we wrogości do Stanów Zjednoczonych i generalnie do świata zachodniego, świata cywilizacji judeochrześcijańskiej jest bardzo duże. Kuwejt najechany i spustoszony przez Irak 11 lat temu, a uratowany przez USA, dziś gotów byłby bronić Irak przed „agresją amerykańską”. Czy ktoś chce, czy nie chce, to jest Clash of Civilizations – starcie cywilizacji. – Istotnie jest pewna trudność w odczytywaniu intencji arabskich. Arabia Saudyjska najpierw powiedziała, że absolutnie nie udostępni swego terytorium do operacji przeciwko Irakowi, zaś obecnie jest skłonna… – Arabia Saudyjska zawsze gra to, co nazywa się two-faced game – dwulicową grą wobec Ameryki. Mówi „nie”, mówi „tak”, zwodzi, przeciąga, daje za plecami jakieś znaki itd. Gdyby jednak doszło do sytuacji ostatecznej, oni pójdą z nami, bo nie będą mieli wyjścia ani wyboru. Innym zagadnieniem jest, czy chętnie i ze szczerym przekonaniem. – Czy militarna interwencja może zyskać poparcie społeczności międzynarodowej? Czy jest ono niezbędne dla USA? – Jest oczywiste, że Stany Zjednoczone potrzebują międzynarodowego poparcia dla ewentualnej interwencji w Iraku i zabiegają o to. Równocześnie jednak prezydent Bush powiedział, że jesteśmy gotowi do takiej akcji nawet bez poparcia. Jestem jednak przekonany, że nasi europejscy sojusznicy takiego poparcia nam udzielą. Nie może być rozłamu między Europą a Ameryką, bo na tym skorzystają tylko inni. Świadomość tego jest po obu stronach Atlantyku. Spójrzmy na sytuację. Anglia jest jednoznaczna. Niemcy są przeciwni, Schröder starał się przed wyborami rozgrywać kartę nacjonalistyczną. To jednak zdaje się już denerwować Francję, która ma naturalną skłonność do robienia odwrotnie niż Niemcy. Francja wysyła sygnały, że ewentualnie może być z Ameryką. Włochy i Hiszpania już się opowiedziały po stronie USA. Rosjanie flirtują z Irakiem, ale wiedzą świetnie, co mogą zyskać na dobrych stosunkach z Ameryką. Myślę, że kiedy przyjdzie czas akcji, wszyscy Europejczycy i Amerykanie staną razem. Taka jest logika historii. – A rola Polski w tym przedstawieniu? – Nie ma w Europie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 43/2002

Kategorie: Świat