Zwierzaki w roli terapeutów

Zwierzaki w roli terapeutów

Pies na choroby serca, kot na bóle reumatyczne, rybki na alergie Polecane przez nasze babcie i prababcie „okłady z kota” (oczywiście żywego!) na bóle reumatyczne, tzw. korzonki, przeziębione nerki i skurcze żołądka to nie żadne banialuki. Zresztą przekonał się o tym każdy, kto kiedykolwiek zastosował okład z domowej kici: rozgrzewa bolące miejsce, a jeśli przy tym mruczy, to także masuje, gdyż mrucząc, wprawia się w delikatne wibracje. Zwolennicy bioenergoterapii od dawna mówili, że kot uśmierza nasz ból dzięki swoim bioprądom, jednak często narażali się tym na kpiny. Teraz kpiarzom zrzednie mina: współczesna nauka potwierdza, że domowe zwierzaki pełnią rolę terapeutyczną. Światowa Organizacja Zdrowia WHO ogłosiła, że łagodzą dolegliwości bólowe i psychiczne, przebieg wielu chorób oraz wzmacniają system odpornościowy naszego organizmu. Przytulić kudłacza Z wieloletnich badań naukowców z Uniwersytetu Cambridge wynika, że już po kilku tygodniach od chwili pojawienia się w domu psa lub kota stan zdrowia jego właściciela się poprawia. Dlaczego? Niektóre przyczyny łatwo wytłumaczyć: zwierzęta przytulając się do bolących miejsc, podnoszą ich temperaturę, działają jak termofor. Posiadanie czworonoga wymusza na właścicielu sporo nieocenionego dla zdrowia ruchu. Okazuje się, że spacery i zabawy z ulubieńcem pomagają cierpiącym na reumatyzm oraz na cukrzycę. Starszym ludziom pozwalają zachować dobrą kondycję. Ponadto stanowią znakomitą formę rekonwalescencji ruchowej dla osób po operacji. Nie ulega też wątpliwości – potwierdziły to liczne badania naukowe na świecie – że obecność w domu zwierzaka z sierścią wzmacnia układ odpornościowy człowieka. Wielokrotnie opisano przypadki ludzi, którzy stracili czworonoga, po czym znacznie obniżyła się odporność ich organizmu, zapadali na przewlekłe infekcje. Znane są także przypadki tych, którzy dawniej byli chorowici, a odkąd dostali psa czy kota, stali się okazami zdrowia. Lekarze i naukowcy francuscy udowodnili, że zwierzaki są najlepszą terapią dla dzieci cierpiących na zanik mięśni. Podczas codziennych zabaw z ulubieńcem, nawet bardzo delikatnych, odbudowuje się ich tkanka mięśniowa, przy czym pozytywną rolę pełni emocjonalna więź dziecka z żywym zwierzątkiem-przytulanką. O niebagatelnej roli tej więzi przekonały się też osoby z kompleksem niższości, zwłaszcza niekochane i nieakceptowane dzieci. Każdy posiadacz czworonoga wie, że głaskanie ulubieńca łagodzi napięcia i stresy, a nawet pociesza w trudnych chwilach. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że to zwyczajne głaskanie ma też bardziej wymierne skutki: jest skuteczną profilaktyką wrzodów żołądka oraz zespołu nadwrażliwego jelita. Pies dla zawałowca Dzisiaj już nie ulega wątpliwości, że ludzie reagują fizjologicznie na obecność zwierząt. Pierwszy raz naukowcy potwierdzili to badaniami klinicznymi ok. 20 lat temu. Dr Erica Friedmann z uniwersytetu w Nowym Jorku przeprowadziła badania nad zależnością między posiadaniem psa i kota a przeżyciem zawału serca. Wykazała, że właściciele psów i kotów rzadziej umierają na zawał serca i na udar, a nawet jeśli zachorują, szybciej powracają do zdrowia niż ci, którzy nie mają w domu czworonogów. W jaki sposób leczą domowe zwierzaki? Głaskanie i przytulanie kochanego kudłacza uspokaja nas i obniża ciśnienie tętnicze, zmniejsza poziom cholesterolu i trójglicerydów we krwi, normalizuje liczbę uderzeń serca na minutę. Badania naukowców z Instytutu Medycyny w Baker w Australii potwierdziły te wyniki, ponadto dowiodły, że u właścicieli psów i kotów poziom cholesterolu jest przeciętnie niższy o 2% niż u osób, które nie mają w domu czworonogów. Dodajmy do tego rezultaty eksperymentów epidemiologów z uniwersytetu w Cambridge, z których wynika, że pies czy kot w domu znaczy więcej dla nadciśnieniowca niż bezsolna dieta. To nie wszystkie rewelacje: posiadanie sierściucha zmniejsza ryzyko choroby serca aż o 4%. Zważywszy na to, że w Polsce co roku umiera na choroby serca ok. stu tysięcy osób, jest to liczba imponująca. Niejednego nałogowego palacza wyleczył z nałogu… śpiewający ptaszek. Jeśli bowiem ktoś jest przywiązany do swojego kanarka czy papużki, nie zapali w ich obecności papierosa, bo wie, że w ten sposób zniszczyłby nie tylko ich struny głosowe, ale także delikatne płuca. Ponadto ptasie trele mogą być rodzajem naturalnej muzykoterapii. Zdaniem naukowców z Cambridge zajmujących się leczeniem za pomocą muzyki, śpiew kanarka można porównać do akupunktury mózgu. Działa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 32/2002

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Ewa Likowska