Radzieckie kierownictwo przerażone z powodu polskiej „zarazy” było gotowe do działania – Sergio Romano w „Corriere della Sera” o procesie gen. Jaruzelskiego L’Urss e la paura del Contagio. La svolta che „evito l’inferno” – ZSRR i obawa przed zarazą. Zwrot, który zapobiegł piekłu – pod takim tytułem ukazał się 15 września na łamach największego włoskiego dziennika „Corriere della Sera” artykuł Sergia Romana, czołowego włoskiego publicysty politycznego i byłego ambasadora Włoch w Moskwie na temat procesu gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Oto jego pełny tekst: Wydaje mi się, że znam argumenty, jakimi gen. Wojciech Jaruzelski będzie się bronił przed oskarżeniem o zbrodnie komunistyczne podczas procesu, który rozpoczął się wczoraj przed sądem w Warszawie. Przede wszystkim powie, że ogłoszenie stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. nie miało dla jego kraju nieodwracalnych konsekwencji. I powie, po wtóre, że decyzja Rady Państwa, której był przewodniczącym, pomogła demokratycznej transformacji Polski, jaka nastąpiła między końcem lat 80. a początkiem lat 90. Pierwsze twierdzenie trudno podważyć. Środki zastosowane w okresie obowiązywania stanu wojennego były surowe: godzina policyjna, aresztowania, sądy doraźne, dziesięciu górników kopalni Wujek, którzy ponieśli śmierć od strzałów specjalnej policji do tłumienia rozruchów. Jednak wszystko to nie udaremniło działalności ruchów opozycyjnych i nie przeszkodziło „Solidarności”, organizacji stworzonej przez Lecha Wałęsę, w utrzymaniu i rozszerzeniu swych wpływów w polskim społeczeństwie. Drugie twierdzenie, jak każde gdybanie na temat historii („co by się wydarzyło, gdyby”), jest bardziej dyskusyjne i być może sądu nie przekona. Jednak Jaruzelski się nie myli, gdy pisze w autobiografii, wydanej przez wydawnictwo Bompiani w 1992 r.: „Kto może twierdzić, że po reakcji łańcuchowej, która nastąpiłaby nieuchronnie w Polsce i w Europie, gdybyśmy nie postąpili tak, jak postąpiliśmy, byłyby możliwe pierestrojka i nasz „okrągły stół”? Kto odważy się zaprzeczyć hipotezie, że wojna domowa, lub – jeszcze gorzej – z pewnością nieunikniona zbrojna interwencja radziecka zamroziłaby jeszcze na wiele lat podział antagonistycznego świata, okopanego w swych paktach wojskowych i skostniałego w swych ideologicznych bastionach? My, Polacy, poznaliśmy czyściec. Nie twierdząc, że mamy dziś prawo do raju, wiem, że uniknęliśmy piekła”. Obawa przed zarazą Moskwa była gotowa interweniować. Uczyniłaby to przede wszystkim na zasadzie pewnego historycznego automatyzmu. Rosja znała wszechogarniający duch patriotyczny Polaków. Niezależnie od tego, czy byli to komuniści, czy nie, Rosjanie nie zapomnieli powstania listopadowego 1830 r. ani tego z 1863 r., ani zapału, z jakim wojsko marszałka Piłsudskiego rzuciło się w 1919 r. do odbijania ziem ukraińskich i białoruskich, które były polskie przed wielkimi rozbiorami. Od czasu wtargnięcia komunizmu do Warszawy pod koniec II wojny światowej Polska była najbardziej zbuntowanym i nieprzewidywalnym z satelitów ZSRR. Były tam strajki w czerwcu 1956 r. i 53 zabitych w Poznaniu. Były rozruchy robotnicze w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, wywołane podwyżką cen artykułów spożywczych pod koniec 1970 r., zamieszki z 1976 r. Potem nastąpił wybór arcybiskupa Krakowa na papieża i entuzjazm, z jakim Jan Paweł II został przyjęty podczas swej patriotycznej pielgrzymki w czerwcu 1979 r. Latem 1980 r. doszło do nowych strajków. Pojawił się na koniec nowy protagonista, „Solidarność”, zdolny do stworzenia bloku narodowego złożonego z robotników, mieszczaństwa i intelektualistów. Radzieckie kierownictwo przerażone z powodu polskiej „zarazy” było gotowe do działania. Jaruzelski wyprzedził ich swym działaniem, biorąc na siebie odpowiedzialność za represje. Oczywiście „Solidarność” nigdy nie przyjęła argumentów mających usprawiedliwić działania generała. Jednak dziesięć lat później, gdy Polska była już demokratyczna, jedna z ofiar stanu wojennego, Adam Michnik oddał generałowi honory. Powiedział, że gdyby 13 grudnia 1981 r. miał go przed sobą, strzeliłby do niego. Dodał jednak: „To bardzo ważne i stanowi to w pewnym sensie jego i moje zwycięstwo: dziś możemy ze sobą rozmawiać o tych rzeczach bez nienawiści, bez wrogości, z wzajemnym szacunkiem, pozostając obaj wierni swym życiorysom. Jeśli Polska ma przed sobą szansę, a sądzę, że ma, polega ona na zdolności Polaków do prowadzenia między sobą rozmowy bez nienawiści i bez wrogości”. Nowa inkwizycja To spokojne spojrzenie na tragedię polskiej przeszłości w oczywisty sposób nie należy do stylu i do kultury braci bliźniaków Kaczyńskich. W okresie 2005-2007, za czasów gdy Lech Kaczyński był prezydentem
Tagi:
Sergio Romano









