Życie w niewoli „zdrowego rozsądku” – rozmowa z dr hab. Jackiem Kochanowskim
Nie jest „zieloną wyspą” kraj, w którym rozwarstwienie społeczne jest największe w całej Europie, a 20% ludzi żyje poniżej ustawowej granicy ubóstwa W raporcie „Szkoła milczenia” stawia pan tezę, że polska szkoła nie tylko nie uczy tolerancji, lecz także nie przygotowuje uczniów do życia w nowoczesnym, zróżnicowanym i wielokulturowym społeczeństwie. – Powiedziałbym ostrzej: polski system edukacyjny jest narzędziem neoliberalnej, nacjonalistycznej, seksistowskiej i homofobicznej ideologizacji. Nie z powodu złej woli czy złej pracy nauczycielek i nauczycieli – bardzo chciałbym to podkreślić. System edukacji jest tak skonstruowany, aby jak najbardziej ograniczyć zdolność krytycznego myślenia ludzi, którzy przez niego przejdą. A to sprawia, że wszystkie neoliberalne dogmaty o społeczeństwie i gospodarce są przyjmowane jako element oczywistej wiedzy o świecie. Jeśli zatem zastanawiamy się, czemu nasze społeczeństwo wciąż akceptuje partie neoliberalne, trzeba spojrzeć przede wszystkim na system edukacyjny. Ponieważ to tam jest ten moment, w którym przegrywamy. Biorąc udział w życiu społecznym, zawodowym czy rodzinnym, jesteśmy chyba zdolni do refleksji i krytycznych wniosków? – Herbert Marcuse podczas rewolty kulturowej w latach 60. pisał, że jedynym, czego system kapitalistyczny nam nie ukradł, a co pozwala nam stawić opór, jest wyobraźnia. Możemy sobie wyobrazić alternatywny świat i dążyć do jego realizacji. Nie jesteśmy skazani na to, co zastajemy, wchodząc w dorosłe życie. Niestety, neoliberalna faza globalizacji doprowadziła do tego, że ten ostatni bastion oporu upada. Ukradziono nam naszą wyobraźnię. Po dwóch dekadach indoktrynacji ukrytej za pozorami wolności i demokracji przygniatająca większość społeczeństwa nie jest w stanie wyobrazić sobie, że może być inaczej. Zmagamy się z poczuciem bezalternatywności. Co więcej – gdy ktoś nam tę alternatywę podsuwa na tacy, stajemy się agresywni. Wierzymy, że tylko w takiej neoliberalnej, seksistowskiej, homofobicznej, narodowo-chrześcijańskiej Polsce możemy być bezpieczni. Segregacja państwowa We wnioskach do raportu pisze pan, że „tolerujemy” osoby homoseksualne, ale jednocześnie nie zgadzamy się na to, by przyznać im jakiekolwiek prawa. – Tak jest – i ta pozorna tolerancja, posunięta nawet do wspaniałomyślnego przyznania związkom osób tej samej płci jakichś praw, powoduje, że człowieka mówiącego o braku wolności w Polsce uznaje się za populistę i szaleńca. Otóż ja, Jacek Kochanowski, nauczyciel akademicki, człowiek lewicy i gej, oświadczam, że nie jest mi do niczego potrzebne, żeby mnie ktoś tolerował. Jestem obywatelem tego kraju i żądam, by moje prawa obywatelskie, w tym prawo do równości, było respektowane. Żądam od państwa, które utrzymuję z podatków, by moje zapisane w konstytucji prawo do równości zagwarantowało mi dokładnie tyle samo – ni mniej, ni więcej – praw i obowiązków, ile moim heteroseksualnym współobywatelom. Jeśli tak nie jest, to znaczy, że jestem obywatelem drugiej kategorii i że w naszym kraju panuje system segregacji seksualnej, działający dokładnie tak samo jak system segregacji rasowej czy ekonomicznej. Państwo pomaga segregować? – Obywatele o właściwej seksualności (albo właściwej rasy czy płci) mają więcej uprawnień niż obywatele o niewłaściwej seksualności (niewłaściwej rasy czy płci). I ci „właściwi” są wymiernie nagradzani: szacunkiem, różnego typu przywilejami, w tym podatkowymi, a „niewłaściwi” mogą najwyżej żebrać o odrobinkę tego, co mają „właściwi”. I to ma być wolność? Demokracja oparta na konstytucyjnej zasadzie równości? Nagradza się tych, którzy na to zasłużyli, spełniając określone kryteria, a tych, którzy takim warunkom nie odpowiadają, uznaje się za nieprzydatnych. – Identycznie działa system segregacji ekonomicznej – nadrzędny wobec pozostałych. Jeśli zgadzamy się na to, by osoba uboga miała ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, bo mimo że płaci ona podatki, państwa „nie stać” na jej ratowanie, jeśli zgadzamy się na wyrzucanie ludzi ubogich na bruk, bo państwa „nie stać” na pomoc w sytuacji, gdy bez swojej winy nie mogą znaleźć pracy, jeśli zgadzamy się na to, by ludzie ubodzy przestali korzystać z komunikacji miejskiej, bo bilet miesięczny np. w Warszawie kosztuje 100 zł, a poniżej minimum socjalnego (kwoty ustalanej dość arbitralnie, wynoszącej obecnie ok. 850-900 zł na osobę miesięcznie) żyje mniej więcej dwie trzecie społeczeństwa, to znaczy, że zgadzamy się na istnienie systemu segregacji ekonomicznej, w którym biedni stają się obywatelami drugiej lub nawet trzeciej kategorii. O wolności, równości i sprawiedliwości będziemy mówić dopiero wtedy, kiedy ten system ekonomicznej, płciowej czy seksualnej segregacji zostanie zniesiony. Społeczeństwo spektaklu









