Będą sobie podrzynać gardła

Będą sobie podrzynać gardła

Dlaczego odszedł z polityki? Co ma do powiedzenia swoim wyborcom? Co myśli o Polsce Kaczyńskiego? Czy wierzy w lewicę? Czy wróci? – po 100 dniach milczenia Włodzimierz Cimoszewicz odkrywa twarz Włodzimierz Cimoszewicz – Co takiego się zdarzyło, że nagle wycofał się pan z wyścigu o prezydenturę? Dla wielu pańskich zwolenników to był szok! Do dziś nie mogą zrozumieć, co się wtedy stało. – Rewanżuję się pytaniem: dlaczego to, co powiedziałem w połowie września, odchodząc, pana nie przekonuje? Zrezygnowałem z kandydowania z powodów, które publicznie przedstawiłem. Brutalność ataku, jaki w trakcie kampanii wyborczej został przeciwko mnie skierowany, przekroczyła wszystko, czego się spodziewałem. – Od pańskich współpracowników wiem, że decyzję podjął pan w sobotę, 10 września, po spotkaniu z Aleksandrem Kwaśniewskim w Krynicy, podczas Forum Ekonomicznego… – Decyzję podjąłem, gdy zaatakowano w kryminalny sposób moją rodzinę, gdy histeryczna nagonka medialna nie ustawała, mimo oczywistości fałszerstw popełnionych wobec mnie. I wreszcie, gdy zorientowałem się, że w gruncie rzeczy jestem w tej walce osamotniony. – Więc przyjechał pan do leśniczówki i… – Kampania to był olbrzymi stres, napięcie. Gdy człowiek z tego wychodzi, czuje ulgę. TO BYŁ KRZYK PROTESTU! – Naprawdę spodziewał się pan eleganckiej kampanii? Polityka jest brutalna. – Ależ z tym bym sobie poradził! Tyle że brutalność przekroczyła wszelkie granice w momencie, kiedy zaatakowano moją rodzinę, zaatakowano moją córkę. Gdy mogłem w niektórych tygodnikach przeczytać o perspektywie więzienia dla rodziny Cimoszewicza, rodziny przestępczej, mafijnej, piorącej brudne pieniądze. Czym sobie zasłużyli córka i mój zięć, żeby ich bezkarnie i kłamliwie określać jako przestępców? Te artykuły to był zwykły bandytyzm! I przeciwko temu bandytyzmowi, poza głosami pojedynczych osób, kilku moich przyjaciół z Białegostoku, Jolanty Kwaśniewskiej, nikt nie protestował! Media, świat polityki, duża część społeczeństwa zachowywali się jak gapie. Przyglądający się wypadkowi, kraksie na drodze. – Pana kraksie… – Nie chodziło o mnie. Chodziło o to, że w polskim życiu publicznym przekroczono kolejną granicę deprawacji obyczaju politycznego. Co mogłem zrobić, żeby powstrzymać ataki? Żeby ochronić swoją rodzinę? Która zapłaciła w ciągu 16 lat najwyższą cenę tego, że zajmowałem się działalnością publiczną, bo ja dla tej rodziny, dla żony, dla dzieci, nie miałem czasu. Gdybym nie zaprotestował, oznaczałoby to, że kładę uszy po sobie. – Nie chodziło o protest, tylko o cierpliwe wyjaśnianie. – Wszystkie wyjaśnienia, jakich udzielałem, tak naprawdę nikogo nie interesowały! Zarzuty zostały sformułowane – karygodne, nieprawdziwe – i wirowały w powietrzu. – Nie chciał pan być szeryfem i strzelać do nich? – W moim rewolwerze nie było kul. Te kule, w takim przypadku, to zachowanie społeczeństwa, mediów. Nie może być tak, jak w westernie „W samo południe” – całe miasteczko przygląda się, czy samotny szeryf da sobie radę. Moja rezygnacja była krzykiem protestu! Nawiasem mówiąc, nie można zapominać, że ten atak był skuteczny. W lipcu miałem 40% poparcia. A we wrześniu już tylko 15-17%. – A gdyby pan zacisnął zęby i nie rezygnował, trwał do końca? – No i? – Dostałby pan w pierwszej turze 15-17%. – I na czym polegałaby wyższość tego scenariusza? – Że te 15-17% ludzi miałoby swego generała do końca. – Miałem świadomość, że moja decyzja będzie dotkliwa, rozczarowująca dla wielu osób. Tylko proszę porównać pewne wartości – w tym przypadku chodziło o komfort psychiczny grupy rodaków. Że będą mieli na kogo głosować. A na drugiej szali leżały wartości zarówno w wymiarze publicznym, jak i osobistym, rodzinnym, nieomal najwyższe. DLACZEGO LUDZIE TAK ŁATWO UWIERZYLI? – To nie była sprawa komfortu psychicznego wyborców. Na pana ludzie chcieli głosować, bo reprezentował pan pewien system wartości, pewną wizję Polski. – Załóżmy, że do pierwszej tury bym nie rezygnował, więc te 15-17% ludzi w dniu głosowania miałoby komfort psychiczny, że byłoby na kogo oddać głos. 10 godzin później wszyscy byśmy wiedzieli, że te głosy i tak niczego nie dały. W tamtym momencie żadne wydarzenie pokazujące, że to ja mówiłem prawdę, nie miało siły zmiany nastawienia opinii publicznej. Przecież pojawiła się informacja, że prokuratura będzie stawiała zarzuty głównemu świadkowi oskarżenia wobec mnie… – …czyli pani Jaruckiej… – …o

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2006, 2006

Kategorie: Wywiady