Wszystkie triki PiS w wyborach prezydenckich Dr Przemysław Potocki – pracownik naukowy Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego Czy tak miało być? Czy wynik wyborów prezydenckich był przesądzony? – Nie. Gra właściwie do ostatniej minuty była nierozstrzygnięta. Ta świadomość istniała chyba nawet w większym stopniu wśród sztabowców Andrzeja Dudy niż u Trzaskowskiego. Oni mieli dobrze sprofilowane badania dotyczące preferencji, elektoratu. Odrobili lekcję dotyczącą geografii wyborczej. Po drugiej stronie trudno było oczekiwać równie profesjonalnego przygotowania. Dlaczego? – Decydował czynnik czasu. Trzaskowski był kandydatem zastępczym. Trzeba pamiętać moment, kiedy został wyłoniony. To była trudna sytuacja. Kandydatka PO dołowała, więc partia musiała się zdobyć na innowacyjne myślenie. Sondaże pokazały, że było to udane posunięcie. W cieniu zarazy Ale i tak Dudy nie udało się przeskoczyć. – Spojrzałbym na to inaczej. W tej kampanii najważniejsza była kwestia zarządzania emocjami i docierania do kolejnych grup wyborców. Żyliśmy w okresie pandemii, nikt dokładnie nie wiedział, jak to się skończy. To wyzwalało silne emocje, lęk o siebie, najbliższych, bo gdzieś jest niewidzialny wróg. Można rzec, warunki frontowe, więc po stronie polityków też powinno się pojawić myślenie dostosowane do warunków funkcjonowania zwykłych ludzi, jak dotrzeć do nich z przekazem. Pojawiło się? – Kampanię podzieliłbym na dwa etapy. Pierwszy to był etap strachu – i to akurat zostało bardzo dobrze zagospodarowane przez partię rządzącą i prezydenta Dudę. Mieli wszystkie instrumenty oddziaływania. Z jednej strony, w pełni kontrolowali agendę legislacyjną, z drugiej – cały czas mieli bardzo spójny przekaz medialny, o co dbały media rządowe. A opozycja? – Opozycja musiała poruszać się delikatnie, to było pewnego rodzaju pole minowe. Bo jakie tu podejmować działania, żeby nie zostać oskarżonym wręcz o zdradę stanu? Przecież królował przekaz: wszystkie ręce na pokład, działamy razem, jest niewidzialny wróg, wirus, musimy razem sobie z nim poradzić. Pojawiła się też inna emocja, silna po stronie opozycyjnej – kto z nich będzie najlepszy, kto przejdzie do II tury. Najpierw na czoło wysuwał się Kosiniak-Kamysz, potem Szymon Hołownia. Jeśli spojrzeć na jego kampanię internetową, była ona dobrze przygotowana i zrobiona w sposób przemyślany. Hołownia za pośrednictwem internetu kontaktował się bardzo sprawnie ze zwolennikami, z nową klasą średnią. Nową klasą średnią? – Tak bym ich określił… To ludzie, którzy dojrzewali po 1989 r.; w momencie gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, oni wchodzili na rynek pracy, a teraz oczekiwali, że nastąpi pewne uspokojenie, które pozwoli im w sposób nieskrępowany, pozbawiony ideologicznego napięcia konsumować owoce swojej ciężkiej pracy. PiS tego uspokojenia im nie dało. – I w ten sposób Hołownia wskoczył na trzecią pozycję. Na drugą nie miał szans? – Kampanię organizował podział, do którego PiS dążyło przez te kilka lat – na obóz PiS i anty-PiS, którego najsilniejszą częścią jest PO. To był naturalny podział? – Mieliśmy bardzo wyraźną różnicę między kandydatem prowincji, czyli Andrzejem Dudą, i kandydatem metropolii – Rafałem Trzaskowskim. Przez cztery lata PiS dowartościowywało polską prowincję, co znajduje potwierdzenie we wskaźnikach statystycznych – zmniejsza się rozwarstwienie, rosną dochody dotychczas najmniej zarabiających, wreszcie ludzie mają pieniądze, mają oszczędności, życie zaczyna im się poprawiać. Jest bardzo ciekawy komunikat CBOS dotyczący robotników, tej mitycznej klasy, która z jednej strony obaliła komunizm, a z drugiej miała stanowić klasę bazową dla rodzącej się lewicy. Jak się go przeanalizuje, to widać, że oni dopiero kiedy zaczęli korzystać z programu 500+, poczuli, że III RP jest ich krajem. Który o nich dba. Wreszcie poczuli się dobrze po tych 25 latach transformacji! Ich emancypacja ekonomiczna stanowiła silny atut wyborczy Dudy. I dlatego on tą kartą grał. Na to nałożyło się wysłanie kolejnego impulsu prosocjalnego do osób aktywnych zawodowo, czyli kwestia tego, jak zabezpieczyć potrzeby finansowe rodzin, w sytuacji gdy nie można pójść do pracy z powodu pandemii. PiS udało się dobrze trafić w te oczekiwania. Zresztą nie wykazało się ono tutaj jakąś wielką innowacyjnością, bo w zasadzie naśladowało działania podejmowane przez rządy innych państw w Unii Europejskiej. W tej kampanii