Część ludzkich marzeń jest stała: marzenie o nieśmiertelności, błyskawicznym przemieszczaniu się, odkrywaniu nowych światów, życiu w komforcie Prof. Jerzy Vetulani – psychofarmakolog, neurobiolog, biochemik, członek licznych towarzystw naukowych, m.in. PAN i PAU, autor wielu prac o międzynarodowym zasięgu. Chciałbym pana zaprosić do zabawy w futurologię. Zgodzi się pan? – Zgodzić się mogę. Uważam jednak, że futurologia służy głównie do tego, by przyszłe pokolenia mogły się śmiać z poprzednich. Dlatego że większość planowanych wynalazków okazuje się trafianiem kulą w płot. Chociaż nie zawsze tak jest, tylko wtedy, kiedy staramy się szukać konkretnych rozwiązań i robimy to, odwołując się do znanego sobie świata. Tymczasem wystarczy, że pojawi się nowa technologia, która wszystko zmieni, by takie przewidywania wzięły w łeb. Trochę jak u Nassima Nicholasa Taleba. Myślimy, że wszystkie łabędzie są białe, dopóki nie zobaczymy czarnego. Tymczasem ten czarny, którego miało nie być, kiedy zostaje odkryty, zmienia najwięcej. – Moją pierwszą ukochaną książką i pierwszą, którą kupiłem za własne pieniądze, była trylogia „Na srebrnym globie”. W warstwie fabularnej rozgrywa się tam wielki dramat, bo jedną rakietę dzielą trzy osoby, a w XIX w. nie dało się tego rozwiązać w najprostszy sposób, a więc poprzez ménage à trois. Ale nie fabuła jest tutaj istotna. Ciekawe jest to, że Jerzemu Żuławskiemu udało się np. właściwie wyznaczyć trasę, którą trzeba lecieć na Księżyc. Z drugiej strony miał tak marne wyczucie fizyki, że był przekonany, iż nasza strona Księżyca jest zimna jak lód, a drugą rozpala Słońce. Rzecz w tym, że był to facet, który mylił się w szczegółach, ale miał wizję. W kierunku marzeń W szczegółach prognozować się nie da. Myślę jednak, że ludzie potrzebują celu i marzeń. – Właśnie marzenia powodują, że futurologia ma jaki taki sens. A dokładnie to, że część ludzkich marzeń ma charakter stały – marzenie o nieśmiertelności, o tym, żeby błyskawicznie się przemieszczać z miejsca na miejsce, o odkrywaniu nowych światów, o życiu w komforcie. Są one dość dobrze utrwalone w mózgu. Pytanie, w jaki sposób będziemy je realizować. Proszę spojrzeć, jak było z transportem: kiedyś myślano o tym, jak wyhodować najszybszego konia. Aż ktoś wynalazł maszynę parową, potem silnik spalinowy… Do tego trzeba myśleć niesztampowo. Henry Ford mawiał: „Gdybym na początku swojej kariery jako przedsiębiorcy zapytał klientów, czego chcą, wszyscy byliby zgodni: chcemy szybszych koni. Więc ich nie pytałem”. – Trzeba wyczuć potrzebę. Ale proszę zobaczyć, że ona najpierw doprowadziła nas do udomowienia konia, później do samochodu, a wreszcie do odrzutowców. Teraz mówi się już o większym wykorzystaniu przyziemskiej przestrzeni kosmicznej do podróżowania po globie. Ale marzenia to jedna rzecz. Drugą jest to, że nasz gatunek stale ma z tyłu głowy zagrożenia i duża część futurologii skupia się na nich. Proszę spojrzeć na filmy SF, te wszystkie inwazje obcych itd. I tutaj ciekawostka. Kiedy przypominam sobie dawne czasy, to w filmach z bloku wschodniego te kontakty zawsze były pozytywne. Z kolei większość pochodzących z kręgu kapitalistycznego pokazywała zagrożenie totalną zagładą, wojnę, a zwycięstwo przychodziło po strasznych męczarniach. Może dlatego, że u nas ludzie nie mogli sobie wyobrazić, by było gorzej, więc musieli myśleć o tym, że będzie lepiej. Albo obowiązywała bardziej optymistyczna wizja świata i ludzkiej natury? – Tylko kiedy pojawia się zagrożenie, pojawiają się wizje broni oraz dość przerażającego porządku społecznego. W ogóle futurolodzy mieli problem z rozumieniem ludzkiej natury. Bardzo trudno jest stworzyć kompleksowy obraz. Są to raczej fragmentaryczne wizje. Również takie, które się urzeczywistniły, by wymienić tylko łódź podwodną lub samolot. Georges Méliès nakręcił „Podróż na Księżyc” już w 1902 r., prawie 70 lat przed lądowaniem Armstronga, Collinsa i Aldrina. Medycyna bez granic W których dziedzinach widać na horyzoncie odkrycia mogące zmienić nasz świat? – Z pewnością w medycynie. Przedłużymy nasze życie. Myśli się też o rzeczach takich jak przeszczepianie głowy do innego ciała – tu oczywiście pojawiają się dylematy etyczne. Teoretycznie wydaje się, że jedynym kłopotem jest połączenie rdzenia przedłużonego z rdzeniem kręgowym. Jeżeli to się uda, moglibyśmy myśleć o człowieku nieśmiertelnym.









