Co właściwie się stało?

Co właściwie się stało?

Większość ludzi jest zdezorientowana i nie bardzo rozumie, co się stało w ostatnich dniach. Trzeba więc kilka rzeczy wyjaśnić od początku. Demokracja to nie tylko system, który pozwala na rządy większości. Demokracja polega też na tym, że ta większość rządzi wedle czytelnych reguł prawnych zapisanych w konstytucji i opartym na niej systemie prawnym, a prawo ma gwarantować również prawa mniejszości. Trybunał Konstytucyjny ma obowiązek kontrolować, czy uchwalone większością głosów ustawy są zgodne z konstytucją. Najwyżsi funkcjonariusze państwa, w tym prezydent, premier, ministrowie, mają prawny obowiązek przestrzegania konstytucji. Gdy swoim działaniem naruszą jej przepisy, popełniają tzw. delikt konstytucyjny i ponoszą za niego odpowiedzialność konstytucyjną, czyli stają przed Trybunałem Stanu, który ich sądzi. Gdyby było inaczej, gdyby rządząca większość mogła sobie dowolnie uchwalać ustawy, nie troszcząc się o ich zgodność z konstytucją, gdyby nie obowiązywały zasady państwa prawa, pozostałaby tylko forma bezkarnej dyktatury większości, której wolno wszystko. Teoretycznie większość mogłaby np. uchwalić, że przegłosowana mniejszość traci mandaty poselskie, będzie internowana albo rozstrzelana. W demokratycznym państwie prawa niezwykle ważną rolę odgrywa Trybunał Konstytucyjny. Ten swoisty sąd złożony jest z wybitnych prawników (choć w praktyce bywało z tym różnie) powoływanych do jego składu przez Sejm. Jest on niezawisły, sędziowie mają długą, dziewięcioletnią kadencję, której nie wolno powtarzać. Niepowtarzalność kadencji jest o tyle istotna, że od chwili powołania przez Sejm sędziowie stają się od niego niezależni. Nie można ich w czasie kadencji odwołać, nawet gdyby z ich orzeczeń władza, czyli sejmowa większość, była niezadowolona. Niepowtarzalność kadencji powoduje, że orzekając, sędziowie nie mają pokusy przypodobania się władzy z nadzieją na powtórne powołanie. Mogą orzekać zgodnie ze swoim sumieniem i wiedzą prawniczą, bez oglądania się na rządzących. W październiku Sejm, w którym koalicja PO i PSL miała większość, uzupełnił skład TK, wybierając nowych sędziów na miejsce tych, którzy kończyli kadencję. Problem polegał na tym, że trzech sędziów Trybunału kończyło ją jeszcze w czasie trwania kadencji tamtego Sejmu, dwóch następnych kończy ją na początku grudnia, a więc już za kadencji obecnego, a wybrano od razu wszystkich pięciu. Można więc powiedzieć, że przy wyborze dwóch sędziów tamten Sejm z większością PO wkroczył w kompetencje nowego. Czy tak było, miał rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny. Tymczasem prezydent, który zgodnie z procedurą przyjmuje przysięgę od nowych sędziów, nie przyjął jej od nowo wybranych. PiS, nie czekając na orzeczenie trybunału, wykorzystało swoją większość w Sejmie i zmieniło ustawę o Trybunale Konstytucyjnym w kierunku dla siebie dogodnym. Mało tego, sam tryb uchwalania tej ustawy rażąco przeczy zasadzie dobrej legislacji. Ustawa została uchwalona w ekspresowym tempie, bez zasięgania opinii ekspertów, błyskawicznie przeszła przez Senat, także bez oglądania się na opinie ekspertów, co przy uchwalaniu tego rodzaju aktów prawnych jest zasadą, i błyskawicznie została podpisana przez prezydenta. Do Trybunału Konstytucyjnego zaskarżyły ją PO i Nowoczesna, a także rzecznik praw obywatelskich. Trybunał miał się tą ustawą zająć na początku grudnia. Tymczasem PiS zrobiło jeszcze jedną rzecz. Przeprowadziło w Sejmie uchwałę, która… unieważniła wybór pięciu sędziów w poprzedniej kadencji. Złamano tym podstawowe zasady państwa prawa i jawnie obrażono konstytucję. Sejm nie może unieważniać uchwał poprzedniego Sejmu. Może co najwyżej unieważniać (reasumować) swoje własne. Inaczej stabilność systemu prawnego, który jest wielką wartością, byłaby niepewna. Co gorsza, unieważniając uchwałę poprzedniego Sejmu dotyczącą wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, złamano zasadę kadencyjności. Istota kadencyjności niektórych stanowisk w państwie polega na tym, że w czasie kadencji nie wolno ze stanowiska nikogo odwołać, chyba że zostaną spełnione warunki ściśle określone w ustawie. W przypadku sędziego Trybunału Konstytucyjnego są to wyłącznie: skazanie prawomocnym wyrokiem sądu lub prawomocne orzeczenie dyscyplinarne wydane przez cały skład TK. Gdyby praktykę uznawania za nieważną uchwały powołującej sędziego przez poprzedni Sejm zaakceptować, kadencyjność sędziów TK stałaby się czystą fikcją. W każdej chwili w trakcie kadencji mogliby oni zostać odwołani poprzez przyjęcie uchwały unieważniającej uchwałę o wyborze. Wszystkie te działania, niezależnie od tego, jak się zakończą, podważają autorytet i pozycję Trybunału Konstytucyjnego, jednego z filarów demokratycznego państwa prawa. Podporządkowanie Trybunału sejmowej większości czyni tę większość bezkarną. Pozwala, nie oglądając się na konstytucję i wyznaczone nią ramy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 49/2015

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki