Archiwum

Powrót na stronę główną
Kultura

Magia winylu

Renesans płyty gramofonowej zmienia rynki muzyczne świata W samych Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich czterech lat sprzedaż kompaktów spadła o ponad połowę. Za to popyt na płyty winylowe wzrósł w tym czasie o 355%, choć w przypadku CD w grę wchodzą setki milionów sztuk, a winyli jedynie kilka milionów. Płyta winylowa jest technologicznym zabytkiem. Liczy już 133 lata i jest starsza od płyty kompaktowej o ponad wiek. Jednak zamiast zająć zaszczytne miejsce jako eksponat w muzeum techniki, winylowy krążek powraca. Renesans płyty gramofonowej to rewolucyjne zjawisko kulturowe zmieniające rynki muzyczne całego świata. Gwałtowny rozwój internetu w pierwszej dekadzie XXI w. niemal zabił rynek fonograficzny. Sprzedaż płyt kompaktowych drastycznie spada z roku na rok. Związki producentów śmiesznie nisko wyznaczają progi przyznawania złotych i platynowych wyróżnień za sprzedaż płyt. W tej chwili wystarczy zaledwie 15 tys. kupionych egzemplarzy nagrań polskiego artysty, by osiągnęły status złota. W latach 90., najlepszych dla polskiej fonografii, trzeba było 100 tys. kopii, żeby dostać to wyróżnienie. Wobec upadku nośnika CD wielu artystów, szczególnie tych niszowych, decyduje się więc na wydawanie muzyki tylko na płytach winylowych. Fani i kolekcjonerzy Winylowy przełom dokonał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Przyszłość „czwartej władzy”

Monteskiusz uważał, że władze ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza po to powinny być rozdzielone, aby wzajemnie się kontrolowały. Dziennikarze chętnie nazywają się czwartą władzą, uważając, że z tego tytułu mają prawo kontrolować trzy pozostałe. Gdy te próbują nieśmiało przypomnieć, że i czwarta władza wzajemnie podlega kontroli, podnoszą krzyk, że tłumiona jest wolność słowa. Gdy swego czasu jakiś dziennikarz amator nie wykonał wyroku sądu i swych pomówień nie sprostował, pomówionego i zniesławionego przez siebie w jakiejś lokalnej gazetce nie przeprosił i w konsekwencji poszedł, niejako na własne życzenie, siedzieć, na znak protestu i solidarności z nim zamknęło się w klatce kilku poważnych (?) dziennikarzy! Owszem, wolność słowa jest dla demokracji sprawą zupełnie podstawową, ale wolność słowa jak każda wolność podlegać musi ograniczeniom. Granicą wolności jednostki jest wolność innych jednostek. Wolność słowa nie jest przyzwoleniem na kłamstwo, obrażanie ludzi wyzwiskami czy insynuacje. Tych granic wolności słowa teoretycznie powinien pilnować sąd. Teoretycznie, bo sprawy o naruszenie dóbr osobistych wloką się miesiącami, a nieraz latami, co skutecznie zniechęca do ich wszczynania. Poza tym artykuł gazetowy żyje dzień, dwa. Za trzy dni mało kto już pamięta, co tam i o kim napisano. Proces o naruszenie dóbr

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kalisz wywołuje demencję

Oglądaliście państwo Jarosława Kaczyńskiego, jak zeznawał przed komisją badającą okoliczności śmierci Barbary Blidy? Rozumiem, nie mieliście czasu, inne sprawy was zajmują. Więc tylko informuję – to było przesłuchanie dla smakoszy polityki. Dla tych, którzy mieli ochotę popatrzeć, jak wielki wódz, zawsze nieomylny i pewny swych przekonań, tym razem kluczy, stęka, mówi, że nie pamięta, że w jego przekonaniu, że wydaje mu się itd. Proszę, jak działa komisja Kalisza na świadków – przychodzą i popadają w demencję. Tak było z oficerami ABW, tak było z prokuratorami. Człowiek słuchał i zastanawiał się, jak takich niezbornych intelektualnie ludzi można było zatrudnić w państwowych służbach. A teraz otrzymaliśmy mgliste wyjaśnienia Kaczyńskiego. Który prowadził nocne narady, wysłuchiwał szefów służb, wydawał dyspozycje, a teraz niewiele z tego pamięta. I ma kłopot, by poprawną polszczyzną to zreferować. Przesłuchiwani w komisji kluczą i zwodzą, za to żadnych wątpliwości nie ma gromada PiS-owskich politruków. Proszę zerknąć na to, co piszą – że Blida była emocjonalnie niezrównoważona, że z tą łapówką to nie wiadomo, jak było, że jedyny błąd ABW to to, że nie założyli jej kajdanek, że teraz robi się z jej śmierci polityczny show. Te chamskie okrzyki mają zniechęcić do odkrywania prawdy. Popełnilibyśmy wielki błąd, gdybyśmy teraz odstąpili od wyjaśnień.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy harcerstwo to dobry sposób na wychowanie przyzwoitego człowieka?

Hm. Jarosław Błoniarz, członek Rady Naczelnej ZHR Patrzę na to z dwóch perspektyw, jako instruktor i jako rodzic. W drużynie harcerskiej jest moja 11-letnia córka. Właśnie wróciła z obozu; pozytywnie się zmieniła, łatwiej nawiązuje kontakty w grupie, umie sama przygotować sobie pryczę do snu, robić posiłki, stać na warcie, wypełniać inne obowiązki, utrzymywać porządek. Drużynowa jest dla niej olbrzymim autorytetem i kiedy mam jakieś kłopoty wychowawcze, to też idę do drużynowej. Gdy człowiek dojrzewa i poszerza swój świat autorytetów, w którym dotąd byli tylko mama i tata, to drużyna podsuwa autorytety tylko trochę starsze, dla zuchów są to uczniowie z początku liceum, dla dzieci z piątej, szóstej klasy to osoby 16-, 20-letnie. Harcerstwo daje więc wzorce, które młodzi chcą naśladować – nie brane z reklam czy telewizji, ale autentyczne – i to się później przenosi na dorosłość, na starszych członków harcerstwa, którzy też powinni wywierać pozytywny wpływ, zgodny z prawem harcerskim i przyrzeczeniem, służyć dobrym przykładem. Problemem jest natomiast zatrzymanie ludzi, którzy są naszymi liderami. Czy będzie miał kto wychowywać przyszłe pokolenia, kiedy świat oferuje tyle atrakcji, a tutaj pracuje się pro bono? Phm. Paweł Chmielewski, Wydział Programowy GK ZHP Harcerstwo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Afganistan – raporty z przegranej wojny

Przecieki tysięcy tajnych dokumentów mogą pokrzyżować plany wojenne amerykańskich generałów To wydarzenie bez precedensu. Ujawnionych zostało 91.731 przeważnie tajnych lub poufnych dokumentów, pochodzących z banku danych armii Stanów Zjednoczonych, dotyczących wojny w Afganistanie. Po raz pierwszy opinia publiczna może zapoznać się z posępną rzeczywistością pola bitwy widzianą oczami zwykłego żołnierza i porównać te obrazy z opowieściami machiny propagandowej Waszyngtonu i NATO. Dokumenty, pochodzące z lat 2004-2009, zdobyła platforma internetowa Wikileaks (czyli Wikiprzecieki), specjalizująca się w demaskowaniu dla dobra publicznego, jak zapewniają jej aktywiści, różnego rodzaju kompromitujących dla państw i możnych tego świata sekretów. Treść akt przedstawiły 25 lipca szeroko brytyjski dziennik „The Guardian”, amerykański „New York Times” oraz niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. Z analizy treści dokumentów wynika, że anonimowymi informatorami, czyli, jak to się w języku angielskim określa, whistleblowers, mogli być niscy rangą analitycy armii Stanów Zjednoczonych, sierżanci, najwyżej porucznicy. Jednym z podejrzanych jest żołnierz US Army i analityk tajnych danych Bradley Manning, aresztowany w czerwcu i przetrzymywany w więzieniu wojskowym w Kuwejcie. Niektórzy amerykańscy żołnierze najwidoczniej już tak mają dosyć wojny, że gotowi są na zdradę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Superuniwersytety w super-Polsce

Propozycja prof. Woźnickiego to nic innego jak neo-PAN, która będzie jeszcze bardziej zbiurokratyzowana niż obecna Akademia W „Gazecie Wyborczej” z 20 lipca br. ukazał się wywiad z prof. Jerzym Woźnickim, zatytułowany „Superuniwersytety na start”. Prof. Woźnicki jako rektor Politechniki Warszawskiej w latach 1996-2002 był naszym przełożonym, więc krytyka jego poglądów dotyczących mechanizmów stymulujących rozwój nauki i strategii prowadzącej do zwiększenia znaczenia polskiej nauki w świecie nie przychodzi nam łatwo. To tak, jakby szeregowcy, prawdziwe „naukowe mięso armatnie”, sprzeciwiali się generałowi nauki. Prof. Woźnicki proponuje utworzenie kilku „superuniwersytetów” badawczych. Zacytujmy dokładnie jego wypowiedź: „Uniwersytety badawcze trzeba dopiero stworzyć. Powinny to być nowe, większe i silniejsze struktury uniwersytetów federacyjnych powoływane ustawowo. Formuła organizacyjna to tzw. związek uczelni, do którego uczelnie członkowskie wniosą swój potencjał badawczy. Takie związki uczelni powinny móc w latach 2014-20 ubiegać się o środki UE w nowej edycji programu „Kapitał ludzki” na działania rozwojowe owocujące osiągnięciem statusu uniwersytetu badawczego. To dopiero takie uczelnie będą mogły skutecznie osiągnąć wysokie miejsca w rankingach międzynarodowych. Nie chodzi więc o luźne konsorcja istniejących uniwersytetów, ale o nowe, skonsolidowane instytucje o zintegrowanym potencjale badawczym”. Czym więc będzie się różnił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Podwyżka VAT niewiele pomoże

Umiarkowany wzrost podatku od dochodów może być korzystny i dla polskiej gospodarki, i dla ogółu obywateli W tym roku pod Grunwaldem Janusz Korwin-Mikke oznajmił, że gdyby w XV w. w Polsce rycerze płacili tak wysokie podatki, jakie są dziś, przegralibyśmy tę bitwę. Mogłoby to więc oznaczać, iż ubiegłotygodniowe oświadczenie głównego doradcy premiera, Michała Boniego, że nie jest wykluczone podniesienie podatków, zapowiada lawinę klęsk dla Rzeczypospolitej. Na szczęście zwykle bywa odwrotnie i tak jakoś się składa, że kraje o wysokich podatkach – choćby Holandia czy Szwecja, gdzie poziom opodatkowania wyższych dochodów przekracza 50% – są bezpieczniejsze i zamożniejsze od tych, w których podatki są niskie, by wymienić np. Bułgarię (10%) i Rumunię (16%). Oczywiście te dwa państwa nie tylko z powodu niskiego podatku liniowego odstają cywilizacyjnie i materialnie od unijnej czołówki. Tendencja jest jednak oczywista i niezaprzeczalna – w Europie, w krajach, gdzie jest większy dobrobyt i lepsze zabezpieczenie socjalne, wyższe są też podatki. A i w dawnej Polsce największe problemy kraju wynikały nie z tego, że podatki były za wysokie, lecz z tego, że skarb był pusty, bo sejmy i sejmiki nie zgadzały się na ich nakładanie. Brakowało więc kasy na wojsko czy umacnianie twierdz. – Ówcześni Polacy byli mniej obciążeni podatkami niż obecnie. Płacono dziesięcinę na rzecz Kościoła, władca

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy tzw. wojna smoleńska będzie determinować politykę polską przez najbliższe 10 lat?

pro Prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog polityki, UKSW Myślę, że tak. To jest sprawa o znaczeniu zasadniczym dla polskiej polityki i dla państwa, także dla pozycji Polski w relacjach z sąsiadami. I tak będzie, niezależnie od tego, która z hipotez się sprawdzi. Nawet hipoteza, która przyjęła, że powodem wypadku była mgła i naciski, w tym być może prezydenta, nie zasypie podziałów w kraju. Niestety przebieg śledztwa i nasze relacje w tej kwestii z Rosjanami nie budują zaufania. U tych, którzy zaufania wcześniej nie mieli w nadmiarze, to tylko powiększa nieufność. Nie rozumiem rządu, który się ustawia w pozycji, jakby chciał śledztwo hamować i zacierać pamięć o prezydencie. kontra Dr Marek Skała, specjalista ds. szkolenia polityków, publicysta Smoleńska dominacja wkrótce osłabnie, bo skończą się wakacje i ludzie zwyczajnie zaczną mieć swoje sprawy. Kiedy szum informacyjny jest zbyt wielki, pogubieni w setkach informacji ludzie dokonują uproszczeń i konkretyzacji. Jedni pozostaną w dziwacznej sferze zamach/magnes, większość jednak wróci do faktów. Polityczni gracze już wpadli we własną pułapkę dzieci rewolucji. Co jeszcze można ogłosić po stwierdzeniach, że to była zbrodnia, że prezydent ma coś na sumieniu, premier krew na rękach, a w ogóle „to był mord POlityczny”? Czym to przebijać w kolejnych tygodniach? Absurd też ma granice. Są już oznaki normalizowania się sytuacji.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Mont Blanc – góra życia

Dwóch młodych ludzi, którym udało się wygrać walkę z rakiem, stanęło na szczycie Mont Blanc, by dać innym wiarę i nadzieję, że można wrócić do życia pełnego pasji i marzeń U Lance’a Armstronga, szosowego mistrza świata w kolarstwie, w 1997 r. zdiagnozowano raka jądra. Amerykański zawodnik nie poddał się i po kilku operacjach wrócił do zawodowego uprawiania sportu. Dopiero w tym roku, po 13 latach od wielkiego powrotu, zapowiedział zakończenie kariery. W międzyczasie zdobył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich w Sydney i siedmiokrotnie triumfował w Tour de France, najtrudniejszym i najważniejszym wyścigu kolarskim na świecie. Jego niezłomna postawa, twardy charakter i bezkompromisowa walka z poważną chorobą przyświecały zorganizowaniu wyprawy Mont Blanc Expedition 2010, w której udział wzięli dwaj młodzi ludzie – Piotr Topolski i Wojtek Samp, doświadczeni przebyciem śmiertelnej choroby. Podobnie jak Armstrong nie zrezygnowali z urzeczywistniania marzeń. Ukończyli studia, założyli rodziny, próbują żyć normalnie. Dzień 1. Wyjazd z Polski Gdynia, godz. 8.00, parking przed domem organizatorki wyprawy, Katarzyny Gulczyńskiej. Siedmioosobowa załoga wyrusza wynajętym busem do Francji. Oprócz Katarzyny jadą Aneta Kocia – dokumentalistka wyprawy, Piotr Waloszczyk – lekarz, Jerzy Czerniec, Wojciech Wiwatowski – przewodnicy oraz Wojtek Samp i Piotr

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Ofiary z dzieci dla króla

W Gwatemali archeolodzy odkryli pełen dziwnych skarbów grobowiec władcy Majów – Czerwonego Żółwia To prawdziwa archeologiczna sensacja. W ruinach miasta El Zotz, ukrytych w tropikalnej dżungli w Gwatemali, badacze odkryli nietknięty, znakomicie zachowany grób króla Majów sprzed 1,6 tys. lat. W grobowcu znaleźli nieprzebrane skarby, bogato zdobioną ceramikę, płaskorzeźby, klejnoty z lapis lazuli. Monarcha nie został pochowany sam. Na jego cześć zabito i złożono do grobu sześcioro niemowląt i małych dzieci. Zęby i palce uśmierconych spoczywały w naczyniach czerwonych jak krew. El Zotz położone jest w nizinnym regionie Petén, będącym niegdyś sercem cywilizacji Majów. Znaczne obszary zajmują tu nieprzebyte lasy deszczowe, w których grasują pumy, jaguary polują na tapiry, wśród gałęzi drzew wiją się jadowite węże, w mokradłach czyhają groźne krokodyle. Dopiero w 1977 r. przez zielone morze przedarł się archeolog Marco Antonio Bailey i dotarł do ruin. Od tej pory prace wykopaliskowe w El Zotz prowadzą naukowcy z Brown University w amerykańskim stanie Rhode Island. Odsłonili liczne budynki publiczne, wzniesione z bloków wapienia, które w czasach klasycznej cywilizacji Majów pokryte były reliefami oraz malowidłami (pigmenty z farb zachowały się do dziś). Odkryli także imponujący plac Pięciu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.