Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj Wywiady

Głęboki kryzys kapitalizmu

Świat Zachodu utracił zdolność myślenia strategicznego Prof. dr hab. Elżbieta Mączyńska – profesor nauk ekonomicznych, związana ze Szkołą Główną Handlową w Warszawie. Członkini Prezydium Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”, Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Prezes honorowy Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Zwykli obywatele kupują dziś paliwo po rekordowych cenach, rządy na całym świecie nie wiedzą, jak sobie poradzić z inflacją, a z miejsc uboższych niż nasz zachodni świat płyną już doniesienia o zamieszkach głodowych. Ten kryzys, który obserwujemy, został wywołany przez pandemię i wojnę, czy też pandemia i wojna tylko ujawniły zagrożenia już obecne w systemie, a tak wielkie przesilenie było jedynie kwestią czasu? – Niestety, „pracowaliśmy” na te ekstremalne zjawiska przez ostatnie dekady. Pandemia i wojna to szkło powiększające, które zwraca uwagę na najniebezpieczniejsze konsekwencje, ale ten kryzys jest systemowy. My zaś widzimy teraz, jak materializują się zagrożenia, które stworzyliśmy w ramach niekontrolowanej globalizacji i wolnego rynku wyjętego spod rygorów i zasad. Co więcej, obserwujemy kryzysową multiplikację, multikryzys (historyk ekonomii Adam Tooze mówi np. o polikryzysie), negatywną synergię tych niebezpiecznych zjawisk – jedno pociąga za sobą drugie. My od lat w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym o tym wszystkim mówiliśmy… O tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Ogórkowa w kaplicy

W czwartek, 21 lipca, skończył się chyba największy w tej chwili festiwal literacki w Polsce – Góry Literatury. To festiwal, który wyrósł z pomysłu, żeby przenieść wielkomiejskie aktywności okołoliterackie do małych miejscowości w górach i włączyć w wydarzenia lokalną społeczność. Już kilka lat temu, podczas pierwszych edycji, jasne było, że jest to impreza wyjątkowa. Dystans pomiędzy publicznością a pisarzami, filozofkami, artystkami czy polityczkami był umowny i zupełnie znikał podczas wspólnych leśnych spacerów bądź jedzenia ciasta, które przygotowały lokalne cukiernie albo po prostu osoby, które w ten sposób chciały się włączyć w literackie święta. Festiwal literacki to nie apel, na który trzeba odprasować kancik, prysnąć się zapachem, postać, posiedzieć – trochę z obowiązku – cyknąć fotkę i z ulgą wrócić do domu z poczuciem, że zrobiło się coś jak należy. Festiwal literacki to nie restauracje z szybami wychodzącymi na główny deptak miasta, gdzie kark sztywnieje od siedzenia w zbyt mocno doświetlonych salach. I nie wiadomo, za co się je lubi, jest raczej drogo i nudno. Festiwal literacki to nie kościół, w którym trzeba patrzeć na prowadzącego, gdzie kapłan odczytuje słowa „na tydzień”, gdzie nie ma dyskusji z objawionym słowem, trzeba je przyjąć w milczeniu, jak naganę szefa. Festiwal literacki to nie stypa na cześć dalekiego wuja, gdzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Zapylanie czas zacząć

W zapylaniu bierze udział wiele gatunków. Chrząszcze, osy, motyle, a także muchy Niebieski miód i bielmo na oczach Wiele społecznych gatunków pszczół produkuje pewną ilość miodu, ale tylko pszczoły miodne wytwarzają go tyle, że możemy podbierać owoce ich ciężkiej pracy. A robota to nielicha – aby zrobić kilogram miodu, pszczoły muszą odwiedzić kilka milionów kwiatów. Proste rozwiązania bywają kuszące, a w zderzeniu z nowoczesnym światem mogą dziać się bardzo dziwne rzeczy. Kilka lat temu pszczelarze w północno-wschodniej Francji przeżyli prawdziwy szok, kiedy zajrzeli do uli i stwierdzili, że miód na plastrach nie był wcale złotawy, lecz niebieski lub zielony! Pszczelarzy aż zatkało, bo chociaż miód smakował doskonale, nie dało się go sprzedać. Dziesiątki dotkniętych tą katastrofą hodowców uważały, że miarka się przebrała, bo już wcześniej było sporo problemów z chorobami pszczół i niską produkcją miodu. Pszczelarze rozpoczęli więc mozolną pracę detektywistyczną. Najpierw zauważyli, że pszczoły przylatują do uli z trudną do identyfikacji kolorową zawartością swoich koszyczków pyłkowych. W końcu wyśledzono źródło kłopotów. Okazała się nim instalacja biogazu kilka kilometrów dalej. Jej właściciele przechowywali na wolnym powietrzu odpady pochodzące z fabryki czekolady produkującej drażetki M&M’s, orzeszki w polewie czekoladowej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Skok do pustego basenu

Prawie w komplecie Sejm zagłosował za natychmiastowym embargiem na rosyjski węgiel. A teraz równie powszechnie posłowie jęczą, że węgla nie ma, a ten, co ma być jesienią, będzie bardzo drogi. A jaki ma być? Coś, co przyjedzie z bardzo daleka, musi słono kosztować. Tym bardziej że chętnych na węgiel jest wielu i będą podbijać cenę. Nie sądzę jednak, by tej zimy zabrakło w Polsce węgla. Świat ma go w nadmiarze i chętnie zarobi na wynikającej z sankcji galopadzie cen. A Polacy? Pewnie dalej będą palić węglem rosyjskim. Tyle że częściowo. Z tą różnicą, że wjedzie on do Polski pod inną banderą. Tak jak się dzieje w Europie z wieloma towarami, które objęto sankcjami. Wolny rynek w ramach tego patologicznego kapitalizmu, jaki mamy, świetnie sobie radzi z omijaniem wszelkich sankcji i przeszkód. A najlepiej wtedy, gdy można zarobić krocie. Cóż więc powiedzieć o władzy, która ma tak elementarne problemy z przewidywaniem skutków podejmowanych decyzji? Amatorzy i szkodnicy. Specjaliści od ciągłego naprawiania własnych błędów. Najlepiej im wychodzi wywieranie presji na opozycję. Robią to tak skutecznie, że opozycja potrafi skakać za tą władzą nawet do pustego basenu. Europa rusza z sankcjami w sierpniu i jeszcze kupuje węgiel. Ale zdaniem naszych moralistów zasługuje to na głębokie potępienie. Jak to łatwo człowiek może się pomylić. Jeśli widzicie skorumpowanych załatwiaczy posad

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jak Słowianin ze Słowianinem

Większość uchodźców z Ukrainy uczy się już polskiego – jedni, by iść do szkoły czy pracy, drudzy, by wypełnić sobie czas Już nie 1,5 mln, ale ok. 3 mln Ukraińców mieszka wśród nas, uczy się i pracuje. Stajemy się państwem dwunarodowym. Potrafimy się dogadać „jak Słowianin ze Słowianinem”, ale coraz częściej słychać wokół polską mowę z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem. Lipcowe ataki rosyjskich wojsk na Winnicę, Mikołajów, Odessę, Dniepr i Nikopol sprawią, że wielu uchodźców z Ukrainy przedłuży pobyt w Polsce. Dla tych, którzy będą chcieli się usamodzielnić, rozpocząć naukę lub podjąć pracę, stworzono liczne możliwości zaaklimatyzowania się u nas. Ksiądz daje przykład W sąsiadujących z Bydgoszczą Białych Błotach od pierwszych dni wojny mieszkańcy ruszyli do pomocy. Wzorem dla nich był proboszcz parafii pw. Chrystusa Dobrego Pasterza ks. dr hab. Edward Wasilewski. Ksiądz Edward na mszy w Środę Popielcową, na którą przychodzi wielu wiernych, zachęcił wątpiących, by otworzyli swoje domy dla uciekających przed wojną. Sam zaoferował cztery pokoje na plebanii. – Mieliśmy dotychczas pięć pań i kilkoro dzieci – mówi. – Trzy z nich są z nami do dziś, pozostałe już się usamodzielniły. Kolejnym zadaniem, które postawił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 31/2022

To jest zemsta. Tylko czyja? Po pierwsze, w sprawie emerytur mundurowych zastosowano barbarzyńską odpowiedzialność zbiorową, czyli coś, co bardziej pasuje do czasów wojny lub krwawych dyktatur. Po drugie, zrobili to politycy dla zemsty na dawnych wrogach politycznych. Politycy wywodzący się ze związku zawodowego domagającego się m.in. równych praw dla wszystkich, odpolitycznienia wymiaru sprawiedliwości i paru innych ważnych rzeczy (21 postulatów), których w większości po dojściu do władzy nie wprowadzili. Jedni wpadli na ten szkaradny pomysł i go zastosowali. Drudzy, którzy przyszli po nich, wpadli na pomysł, że można to jeszcze poprawić.Niemała część tych polityków lubi być fotografowana w pierwszych ławkach w kościele. Słuchają tam o miłosierdziu, przebaczeniu itp. Jednym uchem wlatuje, drugim wylatuje. Ważne, że sumienia czyste, bo nieużywane. Michał Błaszczak Wielki kopista Donald Tusk powie wszystko, byle tylko sondaże skoczyły. I bez zbytniego przywiązywania się do własnych słów. Karolina Siwkowska Donald Tusk: „Polacy powinni pracować cztery dni”. Leszek Balcerowicz: „Czterodniowy tydzień pracy to niebywałe populistyczne brednie”. Fajna ta Platforma, taka trochę niezdecydowana. Konrad Kawa Za potrzebą ścieżką przy dębie i w lewo za kamieniem Toalet publicznych też jest bardzo mało. Piotr Wałkówski Budowa toalet publicznych to beznadziejny pomysł. W punktach gastronomicznych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nadciąga armagedon

Węgla nie ma, zimą może zabraknąć gazu, prąd będzie kosztował x razy więcej, a tankowanie na Orlenie rujnuje budżet domowy. Jak żyć? Polska to bardzo bogaty kraj, skoro stać nas na tak imponujące wydatki. Ponad 11 mld zł – według rządowych szacunków – będzie kosztował budżet najnowszy pomysł rządu premiera Morawieckiego – 3 tys. zł dopłaty dla gospodarstw domowych korzystających ze źródeł ciepła opalanych węglem. Pieniądze niekoniecznie trzeba będzie wydać na zakup tego surowca, zwłaszcza że chwilowo składy węgla w Polsce świecą pustkami albo oferują desperatom kolumbijski ekogroszek po 3-3,4 tys. zł za tonę. Gabinet premiera opracował szlachetny plan. Mamy nad Wisłą 3,5 mln gospodarstw domowych korzystających z węgla. By sięgnąć po dopłatę, wystarczy zarejestrować piec, kozę lub inne palenisko w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków i zgłosić się do urzędu gminy po pieniądze. A ponieważ rząd nie przewiduje wprowadzenia kryterium dochodowego, chętnych będzie wielu. Za to na wsparcie ze strony państwa nie mogą na razie liczyć „ekofrajerzy”, którzy ogrzewają domy gazem, pelletem, drewnem lub olejem opałowym. W przeszłości wzięli dopłaty, by wymienić „kopciuchy” na spełniające unijne normy nowoczesne piece, a dziś płacą i płaczą. Wszystko to dzieje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Cisza. To nie brzmi dobrze

Wakacje – czas konsularnej roboty, często bardzo ciężkiej i niedocenianej. Dzisiaj więc o pracy konsularnej, choć nie w letnim nastroju. Mignęła w mediach informacja, że w irańskim więzieniu przebywa prof. Maciej Walczak, naukowiec z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Przebywa, gdyż został skazany na trzy lata w procesie o szpiegostwo. Jak to się stało? Otóż irańska Gwardia Rewolucyjna zatrzymała trzech polskich naukowców, gdy w towarzystwie brytyjskiego dyplomaty Gilesa Whitakera pobierali próbki ziemi w pobliżu poligonu rakietowego na pustyni w centralnej części Iranu. Dwóch po przesłuchaniu puszczono, Walczak zaś został oskarżony i skazany. Dlaczego pobierali? Ano dlatego, że tym się zajmują, są mikrobiologami. Ich badania dotyczą m.in. upraw w warunkach ekstremalnych, np. na zasolonej glebie. Prowadzą je także razem z naukowcami irańskimi – zapraszali się na seminaria, badali mikroorganizmy w wysychających, zasolonych, pustynnych jeziorkach. Dlaczego więc podpadli Gwardii Rewolucyjnej? Jak możemy się domyślać, z dwóch powodów. Po pierwsze, w wyjeździe uczestniczył zastępca ambasadora Wielkiej Brytanii, który na glebie się nie zna, za to na innych sprawach niewątpliwie. Po drugie, Iran chętnie zatrzymuje cudzoziemców pod zarzutem szpiegostwa, jest tam wiele podobnych spraw. Teraz dodajmy, że profesorowie zatrzymani zostali we wrześniu 2021 r. A opinia publiczna dowiedziała się o tym dopiero w lipcu 2022 r.,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Sekspraca w Polsce

Generalnie klienci mieli takie oczekiwanie, że będę z nimi szaleć Szczególnie silnie wraca do mnie jedna sytuacja, kiedy podczas jednego z hostessowych zleceń zostałyśmy wysłane do ogromnej willi na Mazurach. Należała do biznesmena, który raz w miesiącu urządzał imprezy dla kolegów. Miałyśmy witać gości przy wejściu do willi, ubrane w ciuchy, które zapewni nam klient. Kilka godzin, za które wpadnie 600 zł. Wizja pracy w willi w lesie wydawała się lekko niepokojąca, ale szefowa agencji zadeklarowała, że pojedzie z nami. Na miejscu okazało się, że nie będziemy jedyną „atrakcją”. Był i pokaz barmański, i sztukmistrz, który widowiskowo połykał ogień, a także zespół taneczny, który miał zmysłowy erotyczny występ. Panów było trzech, towarzyszyły im escortki. Od asystentki organizatora dowiedziałyśmy się, że taki weekend to dla nich 4 tys. zł zarobku. Pamiętam, jak stałam w ogromnym domu i patrzyłam, jak siedzą z tymi facetami, wybuchając co chwilę śmiechem. Myślałam: jak tak można? Nie tylko ja zresztą. Inne hostessy też wzdychały nad marną kondycją moralną polskich kobiet. Myślałam, że moją obecność tam tłumaczył fakt, że jestem studentką i sobie dorabiam. Patrzyłam z góry nie tylko na pracownice seksualne, ale i starsze koleżanki, które już się nie uczyły, a praca hostessy dalej była

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Między Kają a Mają

Ludu, mój ludu, czemu zamiast zdać sobie sprawę, że innego lata już nie będzie, że to ostatni czas, kiedy jeszcze możesz przeżyć wakacje z dzieciakami albo rozłożyć się na wznak pod chmurą i napawać runem wonnym i niebem wolnym, dajesz się z prawa i z lewa targać gównoburzami? Zdumiewającą moc ich wywoływania mają dwie istoty bliźniaczo durne a zajadłe, jedna gotowa przegryźć każdemu gardło w obronie nienarodzonych, druga chętna odpalić pas szachida w obronie niewykształconych. Jeśli jesteśmy w stanie wyobrazić sobie bzdurę, której nawet najbardziej fanatyczny katotalib tudzież biało-czerwony Khmer nie wypowie z obawy o to, że ludożerka nie jest aż tak głupia, by się nią przejąć – Kaja i Maja wypowiedzą, a jakże, z nabożną czcią wydeklamują każdy kocopał. Rodacy z masochistyczną przyjemnością rzucą się na ten ochłap ku wściekłej użerce, a ich obszczekiwania i ujadania słychać będzie z kosmosu. Jakby horyzonty umysłowe narodu były tak przerażająco ciasne, że między panną Staśko i panią Godek nie istniała już przestrzeń dla rozumnych sporów. Fakt, że obie te fundamentalistki, zamiast urządzać swoje happeningi mentalne dla garstki wyznawców w salkach parafialnych lub barach mlecznych, prowokują cały naród do waśni i zdolne są wyprowadzić z równowagi tabuny tęgich umysłów, dowodzi,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.