25 lat samotności

25 lat samotności

Warszawa 16.07.1997. Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski podpisuje tekst Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i zarządza jej opublikowanie w Dzienniku Ustaw; od lewej: premier Włodzimierz Cimoszewicz, marszałek Senatu Adam Struzik, marszałek Sejmu Józef Zych. ij PAP/Damazy Kwiatkowski

Po powodzi i wyborach do Sejmu w 1997 r. skończył się rzeczywisty wpływ lewicy na życie publiczne Ćwierć wieku temu zachodnią Polskę zalała powódź, która była największą tego rodzaju katastrofą w niedługich jeszcze wtedy dziejach III RP. Trudno precyzyjnie wymierzyć, jaki wpływ miała na wybory parlamentarne, które odbyły się tuż po niej, 21 września 1997 r. Z jednej strony, ucierpiały wtedy tereny, na których politycznie dominował Sojusz Lewicy Demokratycznej, co musiało wpłynąć nie tylko na wynik tej partii, ale też na frekwencję – ta wyniosła niespełna 48%. Z drugiej, niefortunna wypowiedź premiera Włodzimierza Cimoszewicza, że trzeba być przezornym i się ubezpieczać, została dość powszechnie odebrana jako przykład arogancji władzy i skutecznie wykorzystana w propagandzie Akcji Wyborczej Solidarność, skupiającej zdecydowaną większość polskiej prawicy. Jednak do końca nie było pewne, na czyją korzyść rozstrzygnie się wyborczy pojedynek SLD-AWS. Ostatecznie prawica pokonała lewicę, choć nie był to nokaut, jaki miał nastąpić dopiero osiem lat później. Na AWS głosowało prawie 4,5 mln wyborców (33,83%), na SLD – ponad 3,5 mln (27,12%). Formacja sklecona przez lidera Solidarności Mariana Krzaklewskiego odniosła sukces głównie kosztem Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego, któremu sondaże przez długi czas dawały nawet kilkunastoprocentowe poparcie, a skończyło się wynikiem 5,56%. Pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyły jeszcze Unia Wolności (13,37%) i Polskie Stronnictwo Ludowe (7,31%). W ten sposób wyłonił się Sejm III kadencji, do którego AWS wprowadziła 201 posłów, SLD – 164, UW – 60, PSL – 27, a ROP – zaledwie sześciu, w tym Jana Olszewskiego, Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza. Oprócz tej trójki na parlamentarne ławy wróciła po czterech latach nieobecności cała prawica, która tak spektakularnie skompromitowała się w Sejmie I kadencji (1991-1993), gdy dwa postsolidarnościowe rządy – Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej – zostały obalone głosami skłóconych ugrupowań prawicowych. Ich klęska w przyśpieszonych wyborach we wrześniu 1993 r. (gdy prawica podzieliła się na rywalizujące listy, które w większości nie przekroczyły progu) spowodowała, że Sejm II kadencji z pewnością nie był reprezentatywny, za to mógł wyłonić stabilną większość rządową SLD-PSL. Większość ta utrzymała się przez całą kadencję – pierwszy raz po 1989 r. nieskróconą – i choć dwukrotnie zmieniano premiera (w marcu 1995 r. Waldemara Pawlaka na Józefa Oleksego, którego po niespełna roku zastąpił Cimoszewicz), z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że był to czas najdłuższej stabilności politycznej w III Rzeczypospolitej. Aferą w lewicę Jedynym dramatycznym momentem tego czterolecia była tzw. afera Oleksego, czyli bezprecedensowe w dziejach nie tylko Polski, ale chyba i całego świata oskarżenie urzędującego premiera o współpracę z obcym wywiadem. Oskarżenie rzucone przez ludzi z otoczenia prezydenta Lecha Wałęsy, który tuż po ujawnieniu tej sprawy… po prostu zakończył kadencję i odszedł, zostawiając następcy ten odbezpieczony granat. Na szczęście Aleksander Kwaśniewski potrafił zapanować nad państwem i zminimalizować szkody wynikłe z tej niewyjaśnionej do dziś afery, której jedyną ofiarą padł Oleksy, zmuszony do dymisji i do końca życia chodzący z piętnem „ruskiego agenta” – choć trzeba przyznać, że własna partia się go nie wyrzekła i nawet dwukrotnie wybierała na przewodniczącego. Dzięki tej stabilności Sejm II kadencji mógł zakończyć działalność uchwaleniem nowej konstytucji RP przez Zgromadzenie Narodowe 2 kwietnia 1997 r. Wynik głosowania (za przyjęciem konstytucji głosowało 451 posłów i senatorów, przeciw – 40, wstrzymało się od głosu sześciu) był efektem porozumienia czterech partii: SLD, PSL, Unii Wolności i Unii Pracy. Faktycznymi zaś ojcami nowej ustawy zasadniczej stali się Aleksander Kwaśniewski i Tadeusz Mazowiecki – ludzie o jakże różnych życiorysach i światopoglądach, których wówczas połączyła troska o dobro wspólne, jakim była niepodległa, demokratyczna III Rzeczpospolita. Ale trzeba tu postawić kropkę nad i: nie byłoby obowiązującej do dziś konstytucji, gdyby w tamtym parlamencie znaczącą siłą była prawica. Bo właśnie prawicowi posłowie (z rozbitych już wówczas klubów KPN i BBWR) i senatorowie (z klubu Solidarności) głosowali przeciwko projektowi Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego (którą kierował początkowo Kwaśniewski, a później prof. Marek Mazurkiewicz z SLD), a przed referendum zatwierdzającym ustawę zasadniczą liderzy AWS i ROP rozpętali bezprecedensową wówczas kampanię kłamstw i inwektyw, mającą zohydzić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 46/2022

Kategorie: Opinie