Matematyczny bat na maturzystów

Matematyczny bat na maturzystów

Obowiązkowa matura z matematyki od większości zdających wymaga nie tej wiedzy i nie tych umiejętności, które będą w przyszłości użyteczne Już pięć roczników polskich maturzystów zmagało się obowiązkowo z egzaminem z matematyki. Przed obecnymi absolwentami szkół ponadgimnazjalnych szósta taka próba. Sama decyzja o wprowadzeniu obowiązkowej matematyki na maturze, niewątpliwie słuszna i potrzebna, powinna jeszcze zostać w sposób przemyślany zrealizowana. Warto więc pokusić się o chwilę refleksji nad skutkami wprowadzenia jej w życie. Najważniejszym i bezdyskusyjnie pozytywnym skutkiem była kwestia symboliczna. Pokazane zostało znaczenie matematyki jako niezbędnego elementu wyposażenia intelektualnego każdego, choćby jako tako wykształconego człowieka. Pożytki z królowej nauk Niewątpliwie łatwiej zaczęło się pracować szkolnym matematykom – przestali mieć do czynienia w klasach z podziałem na dwie grupy o przeciwstawnych interesach, czyli na zdających maturę z matematyki i niezdających. Trochę łatwiej też pracuje się szkolnym fizykom i chemikom. Wielki pożytek z tej decyzji mają i będą mieć w przyszłości, o paradoksie, uczniowie klas I-III szkoły podstawowej. Ich nauczyciele od nauczania początkowego będą lepiej znali i rozumieli matematykę. Akurat dzięki wchodzeniu do szkół podstawowych dodatkowego rocznika sześciolatków zasysają one znaczną liczbę młodych specjalistów nauczania początkowego, już po obowiązkowej maturze z „królowej nauk”. Do chwili obecnej matematyka była często piętą achillesową nauczycieli tej specjalności. Jak wykazały badania prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej, w ramach tzw. nauczania zintegrowanego uciekali oni od uczenia matematyki, jak mogli. Nauczycieli nauczania początkowego nikt przecież matematyki jako takiej na studiach już nie uczy. Mają więc w głowach to, co wynieśli ze szkoły. Jeśli nie zdawali matury z tego przedmiotu, mogło to być niewiele. Mówi się też, że za sprawą obowiązkowej matury z matematyki wzrosło zainteresowanie studiami technicznymi. W tej kwestii pozwolę sobie jednak na sceptycyzm. Wspomniana decyzja nałożyła się bowiem w czasie na dwa inne doniosłe zjawiska. Po pierwsze, na studiach technicznych pojawiły się tzw. kierunki zamawiane. Oznaczało to m.in. stosunkowo wysokie stypendia. Po drugie, rynek pracy zaczął gwałtownie sygnalizować, że po studiach technicznych zdecydowanie łatwiej o pracę niż po humanistycznych lub ekonomicznych. Natomiast ci uczniowie i maturzyści, którzy planowali studia techniczne, i tak już przygotowywali się do matury z matematyki i ją zdawali, najczęściej na poziomie rozszerzonym. Mieli bowiem świadomość, że matematyka jest językiem i podstawą nauk technicznych, które zamierzali studiować. Oczywiście dzięki temu, że matura na matematyce stała się powszechna, niektóre mało popularne uczelnie i kierunki techniczne zyskiwały dodatkowych – jakże cennych – kandydatów na studentów, po jakkolwiek zdanej maturze na poziomie podstawowym. Jednak szanse na zrobienie z takich studentów pełnowartościowych inżynierów były i są raczej nikłe. Nauki ścisłe to powiązany zestaw umiejętności oraz pewne logiczne i uporządkowane systemy intelektualne, których znajomość trzeba szlifować dostatecznie wcześnie. Co nie znaczy w polskich warunkach, że sporo takich „kandydatów ostatniej godziny” z ledwo zdaną maturą nie otrzyma dyplomu inżyniera. Pytanie, jaką realną wartość będzie on miał. Ten potencjalny dodatkowy dopływ kandydatów najsłabszym uczelniom technicznym szczególnie nie pomógł i spora ich część jest właśnie w fazie likwidacji. Naciski akademików, strach polityków Wprowadzeniu powszechnej obowiązkowej matury z matematyki nie towarzyszyły niestety odpowiednie przygotowania i analizy problemów i szans, stwarzanych objęciem całego rocznika tym egzaminem. Ot, po prostu ministerialnym ukazem egzamin z matematyki na poziomie podstawowym zdawany do tej pory z wyboru (!) przez kilkadziesiąt tysięcy maturzystów stał się obowiązkowy dla wszystkich bez zmiany formy i treści. Najwięcej troski i obaw polityków budziła „zdawalność” obowiązkowego egzaminu – zbyt niska miałaby dla nich przykre następstwa. Przed rokiem 2010 matematykę na maturze zdawało na obu poziomach kilkadziesiąt tysięcy maturzystów, którzy takiego wyboru dokonali. Ich decyzja była najczęściej związana z planami życiowymi dotyczącymi studiów oraz wykonywanych zawodów – zwykle takich, które są matematyką nasycone. Od roku 2010 matematykę zdaje na maturze już kilkaset tysięcy, i to niezależnie od ich woli oraz planów zawodowych. Oczywiście tej drugiej grupie potrzebne są zupełnie inne umiejętności i obszary matematycznej wiedzy. Do czego innego wykorzystuje się bowiem narzędzia matematyczne w życiu codziennym, w humanistyce i naukach społecznych. Niestety, ani przed powrotem do obowiązkowej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2015, 2015

Kategorie: Opinie