Buenos Aires nie płacze po Cristinie

Buenos Aires nie płacze po Cristinie

Dalej do Caracas, bliżej do Waszyngtonu

Głównym celem Macriego będzie postawienie na nogi coraz słabszej argentyńskiej gospodarki. Rozdęty sektor publiczny, coraz większy dług publiczny, galopująca inflacja, a przede wszystkim rosnąca szara strefa i wciąż głęboko zakorzeniona korupcja w administracji to tylko kilka najbardziej palących problemów, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć. Wyborcy obdarzyli go kredytem zaufania, nie wierząc w kolejne programy społeczne obiecane przez Sciolego i manifestując frustrację z powodu postępującej marginalizacji ich kraju na arenie międzynarodowej. Bo Argentyńczycy to naród niezwykle dumny – przekonany o tym, że ich kraj nie znajduje się w Europie tylko przez pomyłkę i że to właśnie oni powinni odgrywać rolę regionalnego lidera, niosącego kaganek rozwoju i postępu cywilizacyjnego. Tymczasem z powodu coraz gorszych relacji Cristiny Fernández de Kirchner ze światowymi mocarstwami (na czele ze Stanami Zjednoczonymi), piętrzących się wpadek w podróżach zagranicznych (np. podszytych rasizmem żartobliwych wpisów na Twitterze podczas oficjalnej wizyty w Chinach), coraz gorszego klimatu dla zagranicznych inwestycji i wygłaszania okazyjnych peanów na cześć rządów łamiących prawa człowieka (szczególnie wenezuelskiego przywódcy Nicolása Madura) Argentyna została przesunięta do drugiego szeregu w regionalnej polityce międzynarodowej, nie mówiąc już o całym światowym Południu, gdzie od lat nie była już w stanie zagrozić dominującej Brazylii.

I choć kwestie ekonomiczne wydają się najpilniejsze, być może właśnie w polityce zagranicznej przejęcie władzy przez prezydenta elekta da się odczuć najszybciej. Macri, 56-letni inżynier, absolwent prestiżowych szkół biznesowych na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i Uniwersytecie Princeton, już zapowiedział, że będzie zabiegał o wykluczenie Wenezueli ze Wspólnego Rynku Południa (Mercosur), karząc ją za nieprzestrzeganie swobód obywatelskich. Jego przeprowadzka do Casa Rosada zwiastuje też zbliżenie – nie tylko geopolityczne, ale również handlowe – z Waszyngtonem, o co Biały Dom zabiegał od czasów niesławnej prezydentury skorumpowanego Carlosa Menema, która zakończyła się tragicznym w skutkach kryzysem, słynnym Argentinazo z 2001 r. Jeśli ta reorientacja polityki zagranicznej się powiedzie, Macri może stać się kluczowym łącznikiem między atlantyckimi mocarstwami i południem globu, zapewne kosztem poprawnych relacji z bezpośrednimi partnerami. Dotyczy to zwłaszcza Chile i Brazylii, gdzie rządzą inne przywódczynie wywodzące się z nowej fali latynoamerykańskiej lewicy – Michelle Bachelet i Dilma Rousseff.

Dużo trudniej będzie Macriemu o sukcesy na własnym podwórku. Reformy ekonomiczne nie będą należały do łatwych – zwłaszcza redukcja wydatków budżetowych. W sektorze publicznym pracuje obecnie niemal co 10. Argentyńczyk. Przy niekorzystnych cenach ropy i innych surowców na światowych rynkach ciężko będzie również utrzymać zyski z eksportu, jedno z głównych źródeł przychodu budżetu federalnego.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 49/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy