Domy dziecka muszą odejść na śmietnik historii Anna Krawczak – badaczka Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, członkini Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian; doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW. Prowadzi rodzinę zastępczą. Kilka tygodni temu prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz otworzyła nową placówkę pogotowia opiekuńczego. Skrytykowałaś to wydarzenie. Dlaczego? – W 2020 r. nie ma miejsca dla domów dziecka, a tym bardziej dla nowo wybudowanego domu dziecka. Ich czas przeminął. Powinny odejść na śmietnisko historii. My jednak nadal mamy takie wyobrażenie, że dzieci w pieczy zastępczej to sierotki, które potrzebują przede wszystkim ciepłego kąta, akceptacji i miski zupy. Ostatnio zadano mi pytanie – wiem, że w dobrej wierze – czy dzieci trafiające do pieczy zastępczej „są wdzięczne”. To dobrze pokazuje, jak mało opinia publiczna wie na temat dzieci z trudnych miejsc. To są dzieci poranione, zdradzone przez dorosłych i wściekłe. Mają o co i na kogo. Natomiast nie są to dzieci wdzięczne. Kiedy – przynajmniej w założeniu – rozpoczął się w Polsce proces odchodzenia od instytucjonalnej opieki nad dziećmi i jak jest on realizowany? – Zdecydowano o tym 20 lat temu, na mocy wytycznych Komisji Europejskiej. Jednak ku ciągłemu zdumieniu całego środowiska rodzinnej pieczy zastępczej okazuje się, że nasze państwo rozumie ten proces nie jako likwidację domów dziecka, lecz jako likwidację dużych domów dziecka i przekształcanie ich w placówki 14-osobowe. Żadna placówka nie jest optymalnym miejscem do wychowania dziecka. Gdyby tak było, wszystkie nasze dzieci – w tym biologiczne, chciane i kochane – oddawalibyśmy do szkół z internatem. Byłam przekonana, że ubywa domów dziecka, a tylko niektóre są przekształcane. – Nie. Liczba miejsc w placówkach się nie zmniejsza. Zmienia się jedynie to, że małe placówki powstają zamiast dużych. Choćby w 2018 r. powstało 19 nowych domów dziecka. W placówkach mających siedzibę w dużych gmachach – przykładem jest warszawski Nasz Dom – przekształcenie wygląda tak, że powstają oddziały 14-osobowe w tym samym budynku, ale z osobnymi wejściami. W ten sposób obchodzi się ustawę o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Czy przez te 20 lat w ogóle zmniejszyła się liczba placówek? – Tak, ale ten proces przebiega bardzo, bardzo powoli. Terminy są przesuwane. Ponieważ szybko stało się jasne, że państwo nie zdoła od razu zlikwidować opieki instytucjonalnej, wprowadzono okres przejściowy, w którym obowiązuje limit wieku dzieci umieszczanych w placówkach – nie mogą do nich trafiać dzieci poniżej siódmego roku życia. I rzeczywiście, najmłodsze dzieci zaczęto umieszczać w rodzinach zastępczych, ale w 2019 r. okazało się, że ponad 1,3 tys. dzieci poniżej tego wieku wciąż przebywało w domach dziecka. 1 stycznia 2020 r. zaczął obowiązywać nowy limit – dziesiąty rok życia. Jestem niezmiernie ciekawa, jak Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej sobie z tym poradzi, skoro wcześniej nie potrafiło przenieść z domów dziecka nawet tych najmłodszych dzieci. Dlaczego się nie udało? – Długo zastanawiałam się nad tym fenomenem i doszłam do jednego wniosku: nikt nie ma rzeczywistej, szczerej woli, by to zrobić. Nie jest to bowiem przedsięwzięcie niemożliwe do zrealizowania. Trafiłam na fascynującą historię, która wydarzyła się w końcu XIX w. w australijskiej Nowej Południowej Walii. Jej władze zorientowały się w pewnym momencie, że wszystkie osierocone dzieci przebywają w domach dziecka, co było przede wszystkim bardzo kosztowne. Aby rozwiązać problem, powołano radę pomocy dzieciom. Na jej czele stał oczywiście członek parlamentu, ale jej członkiniami były same kobiety – nie polityczki, lecz po prostu panie z towarzystwa, przewodniczące lokalnych organizacji charytatywnych itp. Te kobiety zebrały się i powiedziały, że trzeba skończyć z domami dziecka w Nowej Południowej Walii. Na mocy przyznanych im przez radę uprawnień przychodziły do domów dziecka, zabierały stamtąd dzieci i umieszczały je w rodzinach zastępczych. Po prostu. W ciągu 10 lat udało im się zlikwidować domy dziecka. Z jednym zastrzeżeniem – nie zlikwidowano domów podległych instytucjom religijnym, bo tam wpływy rady nie sięgały. To był XIX w. Co w Polsce, w XXI w., stoi na przeszkodzie zlikwidowaniu domów dziecka? – Domy dziecka, mimo że to instytucje o wiele droższe dla