Karl Schmalz lubił przebierać się za kobietę i mordować z zimną krwią Stanisław Likiernik – jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu, (ur. 1923) to jego doświadczenia złożyły się na literacką postać, która dała nazwę całemu pokoleniu – pokoleniu Kolumbów. Brał udział w najważniejszych akcjach sabotażowych, wykonywał wyroki podziemnego sądu. W powstaniu warszawskim walczył na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie. Kilkakrotnie był ranny. Został odznaczony orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Od 68 lat na emigracji we Francji. Nigdy nie krył krytycznego stosunku do powstania, o którym mówi: „Błąd, klęska, tragedia”. Swoimi wspomnieniami i ocenami dzieli się w książce Emila Marata i Michała Wójcika Made in Poland, Wielka Litera, Warszawa 2014. Władysław Bartoszewski nazwał akcję na „Panienkę”, czyli zamach na Karla Schmalza, „najlepiej zorganizowaną akcją podziemia”. Brał pan w tej akcji udział. Półtora miesiąca wcześniej został zastrzelony Franz Kutschera, dowódca SS (…). To właśnie ten zamach uważany jest za majstersztyk podziemnego wymiaru sprawiedliwości. Akcja na „Panienkę” była pańskim zdaniem doskonalsza? – Oczywiście, że tak. Tym bardziej mi przykro, że Kazik Jakubowski (1) nie figuruje na żoliborskim monumencie upamiętniającym działania Kedywu. Postanowiłem, że będę to powtarzał przy każdej okazji, bo to on był autorem planu i aktorem zarazem tej pięknej akcji na bahnschutza. I potem na skutek tej roboty zginął. (…) Jak długo planowaliście akcję na „Panienkę”? – Długo. W konspiracji planowanie takiej „roboty” to żmudna praca. Najgorsze było czekanie przy telefonie. Teraz są telefony komórkowe, każdy nosi telefon przy sobie, po pięciu minutach można by skrzyknąć całą grupę i dokładnie omówić szczegóły. Wtedy to było bardziej skomplikowane. Nie wiem, w jaki sposób Kazik nawiązał kontakt z polskimi kolejarzami, którzy znali rozkład pomieszczeń w budynku wachy (posterunku) bahnschutzów przy Dworcu Zachodnim. Jego informator, jakiś polski kolejarz (znaliśmy tylko jego pseudonim – „Bazyl”) był na tyle skrupulatny, że dokładnie opowiedział, gdzie strażnicy trzymają broń, ile mają granatów, amunicji, i że jest ich 12. To on miał telefonicznie powiadomić Kazika, że „»Panienka« jest w domu”, czyli w budynku między Towarową a żelaznym mostem przy Niemcewicza. Tego mostu dzisiaj już nie ma. Byliśmy rozrzuceni po melinach, ogółem w akcji wzięło udział 17 ludzi. To dużo. Rozkazy już były rozdane, plan opracowany – zaraz o nim opowiem – i czekamy… Po jakimś czasie – jest! Dzwoni Tadeusz Wiwatowski „Olszyna” (2), ale mówi, że na „transakcję nie reflektuje”, i prosi, żeby na niego poczekać. Nie wiem, ile to oczekiwanie trwało. Okazało się, że „Nurt”, czyli „Monter”, cofnął rozkaz wykonania tej roboty ze względu na zbyt wielkie ryzyko: batalion żandarmerii zajmował dom akademicki przy pl. Narutowicza i istniało niebezpieczeństwo, że zaalarmowani Niemcy zdążą z odsieczą. To było tylko 500 m. Czyli akcja została odwołana? – Na wysokim szczeblu tak, ale… napięcie było już takie, nasza determinacja również, że… no, cóż… Pozwalają czy nie – robimy! Zapadła decyzja. Za dużo pracy włożyliśmy w szczegóły jej przygotowania. Oczywiście dostaliśmy zgodę dowódcy, to nie była całkowita samowola – „Stary”, czyli doktor Józef Rybicki, szef dywersji okręgu, uległ naszym namowom i powiedział, żeby działać na jego odpowiedzialność. No i 4 marca 1944 r. robota doszła do skutku. Miała niestety również złe skutki. (…) Kim był „Panienka”? Dr Rybicki w sprawozdaniu z akcji nazwał go „postrachem okolic, potwornym zjawiskiem Woli”. – To dobre określenie. Nazywał się Karl Schmalz, był feldfeblem i szefem ochrony kolei przy Dworcu Zachodnim. Bardzo okrutny. Nazwano go „Panienka”, bo lubił przebierać się za kobietę i tak okutany w damskie fatałaszki podchodził do zbierających węgiel na torach ludzi – dzieci, kobiet, i mordował ich z zimną krwią. Wyciągał karabin maszynowy i strzelał. Jeśli nie zabił na miejscu, zabierał do swojej siedziby i tam „przesłuchiwał” – torturował, a potem mordował. Wiedzieliśmy, że zabił w ten sposób 130 Polaków. „Panienką” był nazywany chyba również dlatego, że miał ładną, łagodną i budzącą zaufanie twarz. Wiedział, że podziemie na niego poluje? – Doskonale, dlatego bardzo uważał. Najbezpieczniej czuł się w swojej strażnicy. Urządził tam









