Ankietą w profesora

Ankietą w profesora

Czy obowiązkowe ocenianie przez studentów zdyscyplinuje wykładowców? Jedni się boją, drudzy cieszą. Te kontrastowe odczucia powoduje jeden punkt w projekcie nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Punkt zakładający odwrócenie ról – nauczyciele akademiccy będą nie tylko oceniającymi, lecz także ocenianymi. Taka ocena, dotychczas stosowana na podstawie wewnętrznych rozwiązań uczelni, stanie się obowiązkowa. Będzie niezbędnym elementem ogólnej oceny pracownika akademickiego, dokonywanej według nowej ustawy co dwa lata (co cztery w przypadku profesorów mianowanych). Jeśli ta ogólna nota dwa razy będzie negatywna – ustawa zakłada rozwiązanie umowy z taką osobą. Zmiany prawdopodobnie wejdą w życie w przyszłym roku akademickim, czyli od 1 października 2011 r. Projekt nie precyzuje, w jaki sposób ma być dokonywana ocena, zapewne jednak na większości uczelni będą to obowiązkowe ankiety w formie papierowej bądź elektronicznej. Ważne narzędzie Na wielu uczelniach takie ankiety funkcjonują już od lat. Choć nie są jeszcze obowiązkowe, mogą stanowić jeden z elementów wewnętrznego zapewniania jakości, wymaganego przez Państwową Komisję Akredytacyjną. – To bardzo dobra metoda, która może się stać batem na wykładowców – uważa prof. Paweł Bożyk, rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie. W prowadzonej przez niego szkole ankiety stosuje się od lat. Studenci, kończąc semestr, dostają kartkę z dziesięcioma pytaniami dotyczącymi osoby prowadzącej dany przedmiot i skalą ocen, mogą też dopisywać własne uwagi. Ankiety trafiają następnie do komisji na poziomie dziekana. Po podsumowaniu i porównaniu not zalakowane wyniki zostają przesłane do dziekana i samego wykładowcy. – Jeśli ktoś ma wyraźnie złe opinie i nie poprawia się w kolejnym semestrze, może zostać zwolniony. Zdarza się to rzadko, ale czasem to jedyne wyjście, aby zapewnić odpowiednią jakość nauczania – twierdzi prof. Bożyk. Najlepsi mogą się tylko cieszyć – wyniki są brane pod uwagę przy decydowaniu o awansach i premiach. Potwierdza to prof. Daria Nałęcz, rektor Uczelni Łazarskiego (dawna Wyższa Szkoła Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego). – Pracownicy są oceniani w każdym semestrze. Pytamy m.in. o jakość zajęć, czas poświęcany studentom, stosowanie pomocy naukowych, zgodę z sylabusem, komunikację między prowadzącym zajęcia a uczestnikami. To ważne narzędzie przy ocenie pracy dydaktycznej. Najlepsi są nagradzani, przy słabych ocenach staramy się dojść do źródeł problemów i wesprzeć pracowników w podnoszeniu kwalifikacji. Podobny system stosuje Politechnika Warszawska. Studenci dostają ankiety po każdych zakończonych zajęciach – cyklu wykładów, ćwiczeń czy laboratoriów. – Nie wszystkie pytania mają sens – zastrzega jeden z młodych doktorów zatrudnionych na uczelni. – No bo jaki wpływ ma wykładowca na to, jak student przygotowywał się do zajęć? Owszem, mogę być ostry i wyrzucić nieprzygotowaną osobę z sali, wtedy pozostali biorą się do roboty. Ale to z kolei oznacza, że ocenią mnie negatywnie w punkcie „Stosunek do studenta”. O tym, jaka jest wartość merytoryczna zajęć, student, który dopiero zdobywa wiedzę z danej dziedziny, również niewiele może powiedzieć. Oczywiście opinia studentów nie jest jedynym kryterium oceny. Aby zapewnić merytoryczną jakość nauczania, każdy wykładowca raz w semestrze jest hospitowany przez kierownika katedry. Jeśli hospitacja potwierdza negatywne oceny studentów – pracownika czeka rozmowa z przełożonymi, a w razie braku poprawy, najcięższe konsekwencje. – Wykładowca zna termin hospitacji, nie robimy nagłego nalotu na jego zajęcia. Ale choć może przygotować się merytorycznie, to stosunki między nim a studentami są widoczne, łatwo zauważyć sztuczność – tłumaczy prof. Daria Nałęcz. Wszystko przez sieć Na wielu uczelniach studenci mogą wypełniać kwestionariusze online. Taką możliwość dają m.in. Uniwersytety Warszawski, Jagielloński i Wrocławski. Po zalogowaniu się na stronę internetową studenci mają możliwość wyrażenia opinii o prowadzącym zajęcia. To jednak tylko możliwość, a nie obowiązek, wiele osób zatem rezygnuje z wypełniania kwestionariuszy. Pilnie oceniają przede wszystkim ci, którzy o prowadzącym mają jednoznaczną opinię, bardzo dobrą lub bardzo złą. Nastawieni letnio nie zawracają sobie głowy dodatkowym zajęciem. Elektroniczne ankiety budzą obawy u niektórych studentów. Skoro bowiem mają do nich dostęp dopiero po zalogowaniu, boją się o swoją anonimowość. Choć twórcy systemu zapewniają, że jest on szczelny, a wykładowca nie ma możliwości sprawdzenia, kto

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 47/2010

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau