Prawo do protestu

Prawo do protestu

Czy więźniowie mogą się skarżyć na złe warunki odbywania kary? Zdaniem wielu Polaków – nie Pesymiści spodziewali się fali krwawych buntów, podobnej do tej, która przetoczyła się przez polskie zakłady karne w 1989 r. Tymczasem ubiegłotygodniowy protest przeciwko przeludnieniu więziennych cel miał wyjątkowo pokojowy charakter. Więźniowie poprzestali bowiem na odmowie przyjmowania posiłków z zakładowych kuchni. Bojkot rozpoczęli osadzeni z Zakładu Karnego w Wołowie, później przyłączyli się do nich koledzy z Kłodzka i Wronek – w sumie blisko półtora tysiąca skazanych. Więzienia nie są z gumy – Ten protest był nieunikniony – twierdzi prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i przypomina, że bezpośrednim powodem rozpoczęcia akcji protestacyjnej w Wołowie było dostawienie ósmego łóżka w pięcioosobowych celach. – Od kilku lat obserwujemy znaczny wzrost liczby więźniów, tymczasem zakładów karnych nie przybywa. W efekcie warunki lokalowe w miejscach osadzenia są, lekko mówiąc, urągające. To wywołuje frustrację więźniów, która kiedyś musiała znaleźć ujście. – Cieszmy się, że zadziałały mechanizmy samoograniczające i zamiast dzikiego buntu mieliśmy łagodny bojkot – dodaje profesor. Ale czy rzeczywiście uzasadniony? Co do tego nie mają wątpliwości takie organizacje jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka czy Amnesty International, której polska filia, choć sama nie może wydawać w tej sprawie żadnych oświadczeń, już kilka dni temu zapowiedziała przekazanie informacji o proteście i jego przyczynach do centrali organizacji w Londynie. – Z sugestią, by zamieszczono je w przyszłorocznym raporcie na temat nieprzestrzegania praw człowieka na świecie – mówi Mirella Panek, rzeczniczka Amnesty International Polska. O zasadności więziennego protestu przekonane było również Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich oraz – co może się wydać zaskakujące – nadzorujący wszystkie jednostki penitencjarne Centralny Zarząd Służby Więziennej. – Bojkot to niedopuszczalne w warunkach więzienia złamanie regulaminu. Ale z drugiej strony, nie sposób osadzonym nie przyznać racji – mówi Luiza Sałapa, rzeczniczka CZSW. Z jej informacji wynika, iż obecnie w jednostkach penitencjarnych w całym kraju osadzonych jest blisko 81 tys. osób (w tym 2,2 tys. kobiet). Tymczasem maksymalna pojemność aresztów śledczych i zakładów karnych to niespełna 70 tys. miejsc, co oznacza ponad 15-procentowe przekroczenie normy zaludnienia. Zaś w samym Wołowie, w dniu rozpoczęcia protestu, na 1041 miejsc przypadało 1452 skazanych. Obojętność i agresja – Przeludnienie w celach zabija intymność, a to z kolei rodzi agresję – mówi dr Marcin Zdrenka, etyk prawa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Więźniowie mają prawo mieć tego dość. Bojkotem chcieli uzmysłowić opinii publicznej, w jak fatalnej sytuacji się znajdują. I za jej pośrednictwem wywrzeć nacisk na władze, by coś w tym kierunku zrobiły. Ale więzienny protest trafił w próżnię. Społeczeństwo w najlepszym razie zareagowało obojętnością, częściej – agresją i oburzeniem, „jak oni w ogóle śmieją protestować!”. Społeczny odpór dla protestu skazańców z miejsca podchwyciły media, wzbogacając relacje spod więziennych murów opiniami wzburzonych ludzi. Jednak najbardziej spontaniczne przejawy oburzenia można było zaobserwować w Internecie. „Szanowny panie więźniu, postępuj przyzwoicie, to ci się w życiu ułoży, tak jak chcesz. I nie będziesz musiał się martwić o zagęszczenie w celach”, to komentarz, który pojawił się pod tekstem o sytuacji w Wołowie zamieszczonym w portalu Interia.pl. Jeden z nielicznych nienaszpikowanych inwektywami. Zdaniem prof. Zbigniewa Hołdy, jeszcze kilka lat temu taka sytuacja nie byłaby możliwa – wówczas Polacy solidaryzowali się z więźniami i ich postulatami. Co zatem zmieniło się od tego czasu? – Jeszcze niedawno żywe były wspomnienia PRL, walki z systemem, który nadużywał kary więzienia – twierdzi profesor. – Oczywiście, za kratami lądowali przede wszystkim zwykli przestępcy, jednak ich występki przyćmiewało ogólne przekonanie o represyjności państwa. W opinii dr. Marcina Zdrenki, nie bez znaczenia jest również fakt rozbudzonego w ostatnich latach poczucia społecznej sprawiedliwości. – W komentarzach na temat więziennego protestu co chwila słyszałem, że zakłady karne to nie szpitale czy sanatoria – relacjonuje dr Zdrenka. – Że nie trafiają tam poszkodowani przez los, chorzy ludzie, ale przestępcy, którzy za swoje przewinienia powinni być przykładnie ukarani. Także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 23/2004

Kategorie: Kraj