Co się stało z polskim Kościołem, że stary, pobożny i przyzwoity papież postrzegany jest jako źródło jego kryzysu? Czy Franciszek, ze swoją otwartością na ateistów i homoseksualistów, miłosierdziem wobec grzeszników i zagubionych, troskliwością wobec bezdomnych i ubogich, okazałby się miłym niezapowiedzianym gościem, gdyby zapukał do drzwi jednego czy drugiego pałacu biskupiego podczas wigilijnej nocy? Czy znalazłoby się dla niego wolne miejsce przy stole? Zacznę od uchylenia rąbka tajemnicy. Rzecz dotyczy rozmowy, jaką przeprowadziłem w listopadzie ze znajomym księdzem. Fakt, dawno się nie widzieliśmy. Kolega nie tylko lekko przytył, ale także został zacnym proboszczem. Znajomy kapłan ma doktorat z teologii. Pisał swoją rozprawę – by było ciekawiej – na temat teologii Marcina Lutra. Zdawać by się więc mogło, że ekumenista pełną gębą. Takim go zresztą zapamiętałem. Jednak po krótkiej wymianie zdań zauważyłem, że otwarta postawa, którą pamiętałem, już nie istnieje. Rozmowa zaczęła się niewinnie. A mianowicie od stwierdzenia, że papiestwo jest w kryzysie. Wziąłem to za dobrą monetę i powiedziałem, że to prawda – ani św. Jan Paweł II, ani pancerny papież Joseph Ratzinger nie uchronili Kościoła przed największym od lat kryzysem wiarygodności, który ma źródło w ukrywaniu przez Kościół i biskupów skandali pedofilskich. Tu miła pogawędka się skończyła. Kolega powiedział, że błądzę. Że kryzys papiestwa zawdzięczamy głównie papieżowi Franciszkowi. Dlaczego? Bo Franciszek rozmywa kościelną doktrynę, brata się z ateuszami, przesadza z miłosierdziem wobec osób rozwiedzionych. Ciągle prowadzi dialog. I akceptuje homoseksualizm. Jak widać, lista grzechów, które zdaniem znajomego księdza popełnia papież, jest długa. Ale ta rozmowa uświadomiła mi coś jeszcze. Postawa, którą polscy duchowni przyjmowali wobec obecnego biskupa Rzymu – „przeczekamy” – już nie działa. Zbyt długi ten pontyfikat. Zbyt radykalne zmiany wprowadza Franciszek. Dlatego coraz częściej pojawia się inny rodzaj postawy: ten papież jest źródłem kryzysu w Kościele, dlatego jego nauczanie trzeba ignorować. Zobaczmy zatem, jakie są główne powody niechęci polskich duchownych i religijnej prawicy do papieża z Argentyny. Franciszek zbyt irytujący Po pierwsze, jest obcy. Znaczy, nie jest nasz. Nie jest Janem Pawłem II. A w zasadzie jest jego przeciwieństwem. Franciszkowi znacznie bliżej do Jana XXIII, papieża, który zwołał II Sobór Watykański, niż do papieża Wojtyły, który w tej swoistej rewolucji kopernikańskiej w Kościele widział również przyczyny jego kryzysu. Chyba najlepiej dystans polskich duchownych do Franciszka pokazuje to, że jest on de facto nieobecny w ich oficjalnym nauczaniu. Jeśli prześledzimy wypowiedzi księży czy biskupów, zobaczmy, że – szczególnie gdy żył Jan Paweł II – nieustannie powoływali się na nauczanie polskiego papieża. Dziś, choć Franciszek prowadzi aktywny pontyfikat, w wypowiedziach naszych duchownych wciąż jak na lekarstwo cytatów czy to z oficjalnych dokumentów papieża, choćby z „zielonej encykliki” Laudato si’, czy to z jego licznych przemówień, wystąpień i książek. Ten brak obecności myśli Franciszka jest w wystąpieniach polskich księży widoczny i zdradza ich duży do niego dystans. Po drugie, Franciszek zawiesza na kołku fałszywą jego zdaniem alternatywę, którą przez lata głosił Jan Paweł II, sprowadzający oś sporu do kontrastu: cywilizacja życia versus cywilizacja śmierci. Jak wiemy, sprawy te – od aborcji przez środki antykoncepcyjne po in vitro – były znakiem firmowym nauczania Jana Pawła II i Benedykta XVI. Są też znakiem firmowym polskich biskupów, którzy z wielkiego dorobku papieża Wojtyły nauczyli się tylko tej jednej rzeczy. Nie usłyszymy, jak nasi hierarchowie rozwijają nauczanie Jana Pawła II dotyczące dialogu międzyreligijnego czy kwestii społecznych. Jeśli polski papież pojawia się w nauczaniu polskich biskupów, to jako niestrudzony „obrońca życia nienarodzonego”. Nie dziwi więc, że Franciszek irytuje polskich biskupów, gdyż inaczej niż Jan Paweł II widzi zasadniczą oś sporu cywilizacyjnego. Już nie cywilizacja życia kontra cywilizacja śmierci. Franciszek zmienia optykę – bardziej niepokoją go nierówności społeczne, niesprawiedliwość i ubóstwo niż spory bioetyczne. Dziś konflikt, jego zdaniem, rozgrywa się między cywilizacją chciwości a cywilizacją solidarności. Albo, by użyć jeszcze jednego określenia, kulturą czułości a kulturą odrzucenia. Papież Bergoglio słusznie podkreśla, że Robotnik z Nazaretu zasadniczo mówił w przypowieściach o biedzie i wykluczeniu, a nie o seksie, antykoncepcji