Apartheid po polsku

Apartheid po polsku

Gdyby obecny układ pozostał na następne cztery lata – to zgnijemy do końca Rozmowa z Janem Olszewskim – Jaki jest w tej chwili największy polski problem, największe wyzwanie? – Tym wyzwaniem jest kryzys linii przemian ustrojowych, która została nakreślona przełomem roku 1989, umową Okrągłego Stołu. To był punkt wyjścia i dzisiaj, po 10 latach, doszliśmy do punktu kryzysowego. Oczywiście, nie twierdzę, że ten kierunek nie przyniósł pewnych korzystnych zmian, tylko że dziś wyczerpał swoje możliwości. Ujawniają się wszystkie jego mankamenty i negatywy. Znaleźliśmy się w impasie. I przełamanie tego impasu politycznego, społecznego, gospodarczego jest właśnie głównym wyzwaniem. – Na czym ten impas polega? Co to znaczy, że dotychczasowy kierunek zmian wyczerpał swoje możliwości? – Dziesięć lat temu został zdeterminowany kierunek rozwoju społecznego i, w związku z tym, struktury gospodarczej kraju. Efekty tego są takie, że Polska schodzi na margines układów europejskich. Tam tworzą się społeczeństwa obywatelskie, o tendencjach demokratycznych, równościowych. Nie dopuszcza się do wielkich kontrastów, otwiera się drogi do kształtowania elit nie na zasadzie pokoleniowego powielania, ale otwarcia na różne środowiska społeczne. Otóż ten model, obowiązujący w dzisiejszej Europie, został w Polsce zablokowany. – Sterujemy w kierunku modelu o bardzo dużym rozwarstwieniu społecznym? – Powiedziałbym, że zarysowuje się oczywiście, wyostrzając problem z pewną przesadą – coś w rodzaju początków apartheidu społecznego. Powstają dzielnice, domy, miasta, które są wyłączone, strzeżone prywatną policją, dzieci z tych kręgów mają własne szkoły… –  …i, z drugiej strony, mamy miasta, blokowiska, „strzeżone” własną mafią. – Już początki tego widać. A najbardziej jaskrawym wyrazem takiego stanu rzeczy jest kolosalny kryzys moralny, przede wszystkim kryzys moralny elity władzy. – Dlaczego tak jest? Co się stało, że hamulce puściły? – Etos w służbie publicznej II Rzeczpospolitej był bardzo wysoki. Przed wojną łapownictwo w aparacie państwowym – to naprawdę były rzeczy wyjątkowe. Tamta elita wyrosła z pewnego etosu idealizacji własnego państwa, które powstało po 120 latach niewoli. To wszystko zostało przez czterdzieści parę powojennych lat PRL-u zagubione. Wtedy dobór kadr, wbrew pozorom, nie odbywał się na zasadzie kryteriów ideowych. Ludzie zapisywali się do partii ze względów czysto życiowych. Ten mechanizm ukształtował przekonanie, że po to jest się u władzy, żeby mieć z tego jakieś osobiste korzyści. Porównując z dzisiejszą skalą, były one wręcz nędzne, jakiś talon na samochód, mieszkanie szybciej otrzymane, itd. Ale to nauczyło ludzi traktować aparat państwa jako coś, z czego ma się przede wszystkim osobiste korzyści. Takie było ogólne tło dla sytuacji w 1989 roku. – A potem? – Wraz z upadkiem starego systemu otworzyły się ogromne możliwości związane z majątkiem, który pozostał, a z którym trzeba było coś zrobić. Równocześnie stworzone zostały pokusy skorzystania z sytuacji – bo elementy kontroli, nadzoru, egzekwowania odpowiedzialności właściwie znikły. Wymiar sprawiedliwości nie otrzymywał potrzebnych pieniędzy, w policji zlikwidowano dział przestępczości gospodarczej – jako zasadę. – A modne wówczas hasło, że pierwszy milion trzeba ukraść? – To już była taka specyficzna ideologia nowego kapitalizmu, dorabiana do tej całej sytuacji, do tzw. kleptokapitalizmu. Przypomnijmy, kogo wówczas kreowały środki masowego przekazu jako bohaterów epoki. To byli np. Bagsik i Gąsiorowski. Bagsik otrzymał wówczas nagrodę tygodnika „Wprost” im. Kisielewskiego, jako jeden z czołowych biznesmenów, najbardziej pomysłowych. Pomysłowość ta polegała na stworzeniu oscylatora, który w każdym normalnym systemie byłby potraktowany po prostu jako wyłudzenie. Razem z Bagsikiem nagrodę Kisiela przyznano również byłemu premierowi rządu, Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu – za zasługi państwowe w budowaniu wolnej gospodarki. Mieli nagrodę odbierać wspólnie, we dwóch, ale Bagsik nie mógł się po nią zgłosić, bo akurat uciekł za granicę. – Jak to się stało, że nowe elity kupiły ten model kiepskiej moralności? – Fakt – ten zły styl udzielił się ludziom ”Solidarności”, ale nie wszystkim. Bezpośrednio brałem udział w procesie powstawania “Solidarności”. Pamiętam ludzi, którzy tworzyli związek. Otóż jest charakterystyczne zjawisko: prawie nikogo z nich, z tamtego okresu, z jesieni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2000, 2000

Kategorie: Wywiady