Kryptowaluty to magnes na oszustów

Kryptowaluty to magnes na oszustów

Nicholas Weaver shows his Intrusion Detection system he's built at his office in Berkeley, California, on Monday, February 1, 2016. He assigned about twenty students a computer network assignment to build an NSA style surveillance system. (Liz Hafalia/San Francisco Chronicle via AP)

Zamiast finansowej rewolucji dostaliśmy bańkę spekulacyjną, która nie przeżyje już kolejnego krachu Dr Nicholas Weaver – informatyk, wykładowca na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, zajmuje się bezpieczeństwem sieciowym, publikuje teksty o kryptowalutach w pismach naukowych Kryptowaluty. Do czego służą? – Do hazardu, handlu narkotykami i wymuszania okupu. Kiedyś byłem zdania, że kryptowaluty to ciekawostka, którą będę mógł wykorzystać w moich artykułach naukowych jako źródło komicznych anegdot. Potem pomyślałem, że to jednak coś gorszego. Dziś przekonuję, że jedyne, co warto zrobić z całym systemem kryptowalut, to wystrzelić w kosmos. A konkretnie: wystrzelić je tak, aby spłonęły w Słońcu. Astronomowie mówią mi, że to może być dużo trudniejsze niż po prostu wysadzenie ich w powietrze, ale moim zdaniem warto. Żeby przypadkiem nigdy nie odkryła ich obca cywilizacja. Skoro są takie złe, to po co pan się zajął ich badaniem? – Jedną z moich specjalizacji była przestępczość online. Kiedy po raz pierwszy nasze środowisko zetknęło się z kryptowalutami, część badaczy postanowiła je zignorować, część uwierzyła w ich potencjał. Ja postanowiłem czerpać korzyści z ich wad. Czyli ktoś ma z nich pożytek! – A jednak, jak wielu innych badaczy zagrożeń i bezpieczeństwa informatycznego, nie mam nic przeciwko temu, aby obiekt mojego zainteresowania zniknął. Jak to się czasem mówi: jesteśmy branżą ludzi, którzy woleliby być bezrobotni. Jeśli po kryptowalutach zostanie wyłącznie dymiący krater, będę szczęśliwym człowiekiem. Skoro nie każdy wie, dlaczego tak jest, poproszę o szybki wykład. – Cała magia kryptowalut opiera się na jednej obietnicy: nie będzie żadnego zaufanego pośrednika między stronami transakcji. Żadnego banku, żadnego państwa, żadnego operatora karty płatniczej. Co to jednak oznacza w praktyce? Powiedzmy, że płacisz za coś, korzystając z elektronicznego portfela kryptowalut. Jeśli coś pójdzie nie tak, zajdzie pomyłka w transakcji albo zostaniesz okradziony – bezpowrotnie tracisz pieniądze. „Dziękujemy, do widzenia!”. Co więcej, aby zamienić kryptowaluty na dolary albo dolary na kryptowaluty, co najmniej jedna strona transakcji musi mimo wszystko skorzystać z pośrednika: kantoru czy giełdy krypto. A to sprawia, że proces korzystania z nich jest wolniejszy i mniej efektywny. Oraz – wróć do punktu pierwszego – łamie samą zasadniczą obietnicę rezygnacji z pośredników. Jeszcze głębszy przekręt polega tak naprawdę na tym, jak wymyślony został cały mechanizm działania kryptowalut. To znaczy? – Kryptowaluty zostały wymyślone przez fanatyków pieniądza opartego na złocie. Zapytaj dowolnego ekonomistę i każdy ci powie, że jedyną rzeczą gorszą od hiperinflacji jest deflacja. Bo to oznacza, że ludzie nie chcą wydawać pieniędzy, jeśli bardziej opłaca się im trzymać gotówkę, niż wydawać ją na pozyskiwanie dóbr. Tymczasem kryptowaluty zostały wymyślone dokładnie w ten sposób! Mają z czasem zyskiwać na wartości, więc są walutą deflacyjną, co czyni ten pomysł bezsensownym! Gwałtowne skoki wartości bitcoina i jego deflacyjny charakter prowadzą do tego – to autentyczny przykład – że jeśli ktoś kupił pizzę za bitcoiny w 2010 r., przepłacił danie o 100 mln dol. według nominalnej wartości bitcoina z 2018 r. To czyni je lepszym narzędziem oszustw, dzikiej spekulacji i hazardu niż płatności. Ale ktoś jednak używa ich jako środka płatniczego. – W ograniczonym zakresie. Deflacyjny charakter kryptowalut, nieodwracalność transakcji i brak zaufania między stronami czynią je dużo mniej użyteczną alternatywą dla zwykłych płatności elektronicznych. Co więcej, cała infrastruktura bitcoina jest tak wolna, że tak naprawdę obsługuje zaledwie kilka transakcji na sekundę na cały świat, między trzema a siedmioma. Tyle! Amen! Koniec! A zużywa tyle energii, ile niemałe państwo – bo bitcoin jest tak skonstruowany, by do funkcjonowania pożerać mnóstwo prądu. To jak miliony ludzi mogą korzystać z kryptowalut, wymieniać je między sobą, przeprowadzać transakcje?! – W rzeczywistości nic podobnego nie zachodzi. To, co się dzieje, to kupowanie i sprzedawanie bitcoina na giełdach – czyli tak naprawdę wpisu na koncie u pośrednika! A więc niczym się to nie różni od normalnej bankowości elektronicznej: obrót pieniędzmi czy aktywami odbywa się za pomocą zamiany wpisów w obsługiwanej przez zaufanego pośrednika bazie danych. Można było to sprawdzić na własne oczy w Salwadorze. Gdzie bitcoin został wprowadzony jako „oficjalna waluta”. – Szalony dyktator Salwadoru… Co prawda on lubi mówić o sobie „prezydent”, ale nie oszukujmy się,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety