Arbeit macht frei

Jeden z bohaterów „Makbeta” mówi w akcie V tej tragedii: „Przekleństwo szalbierskim mocom, które nas kuszą dwuznacznymi słowy”. W czasach obecnych największą potęgą, która żeruje na niewiedzy mas, jest polityczna retoryka, operująca słownymi manipulacjami.
Przed szachrajstwami polityków (oraz wszędobylską, nieuczciwą reklamą) broni nas w demokracji konkurencja, która stara się zdemaskować szalbierzy posługujących się ogólnikowymi sloganami, które brzmią pięknie, ale nie sprawdzają się w konkretnych sytuacjach. W państwach totalitarnych wzniosłe frazesy były narzędziem propagandy maskującej niegodziwości systemu. Niezwykle obłudnym, pozornie tylko prawdziwym hasłem był napis umieszczony na bramie hitlerowskiego obozu zagłady w Oświęcimiu: „Arbeit macht frei” (praca czyni wolnym).
Praca więźniów odbywających karę pozbawienia wolności zapewnia skazanym poczucie pewnej swobody w życiu więziennym. Jeśli nie jest wymuszona represjami i odpowiada zasadniczo kwalifikacjom więźnia. Praca niewolnicza, wykonywana pod przymusem, nigdy nie była źródłem wolności pracującego człowieka. Slogan umieszczony na bramie oświęcimskiego obozu był potwornym kłamstwem, gdyż praca w tym obozie nie wyzwalała więźniów, lecz prowadziła do ich zagłady.
W PRL-owskich więzieniach skazani korzystali z prawa do pracy, której w tamtych czasach nie brakowało. Dzisiaj, w ustroju sprawiedliwości społecznej, więźniowie na ogół nie pracują, gdyż miejsc pracy nie ma nawet dla obywateli pozostających na wolności. Ludzi osadzonych w celach więziennych zabija bezczynność i brak fizycznych ćwiczeń, istniejące bowiem do niedawna siłownie zostały przerobione na cele dla coraz liczniejszej „klienteli” tych zakładów. Ludziom nawykłym do pracy na wolności brak zajęcia doskwiera w sposób szczególny.
Niech nikt jednak nie myśli, że w naszych zakładach karnych wszyscy więźniowie się nudzą. Wielu uczestniczy w „drugim życiu”, którego bohaterami są grypserzy, znęcający się nad „frajerami” i „cwelami”, czyli ofiarami gwałtów homoseksualnych.
Zjawiskami „drugiego życia” (zwanego podkulturą więzienną) jakoś nie interesują się władze resortu sprawiedliwości nastawione na zapychanie więzień coraz to nowymi skazańcami. Strach pomyśleć, co będzie, gdy ci zdziczali, głęboko zdemoralizowani w zakładach karnych (sic!) ludzie wyjdą na wolność po odbyciu kar…
Społeczeństwo polskie nie zna, oczywiście, realiów współczesnego więziennictwa. Popiera więc bez zastrzeżeń politykę penitencjarną resortu sprawiedliwości, która w bezprzytomnym wsadzaniu ludzi do przepełnionych więzień widzi panaceum na walkę z krzewiącą się przestępczością, a nie docenia roli profilaktyki i resocjalizacji.
Opinia publiczna jest podzielona w kwestii pracy dla skazanych. Część naszego społeczeństwa opowiada się przeciw zatrudnianiu więźniów w czasie odbywania kary pozbawienia wolności. „Praca jest dla uczciwych obywateli, a wyrzutki niech gniją w kryminałach!”, mówią.
Inni znowuż domagają się kierowania skazanych do ciężkich robót. Dlaczego my, podatnicy, mamy utrzymywać nierobów, którzy popadli w konflikt z prawem karnym i siedzą sobie w luksusowych (rzekomo) celach z telewizorami? Skazywanie przestępców na tzw. karę twierdzy lub ciężkie roboty to melodia dawnej, zdawałoby się, bezpowrotnej przeszłości. T. Boy-Żeleński ocalił od zapomnienia słynny w 1904 r. wyrok wiedeńskiego sądu, który skazał na dożywotnie, ciężkie więzienie młodego chłopca za usiłowanie kradzieży torebki pewnej damie („Trzydziestolecie Hofrata Feigla”, „Znasz li ten kraj”, w: „Pisma”, t. 2, Warszawa 1956, s. 379). Autor „Słówek” odnotował też głośny niegdyś wyrok sądu w Monachium, skazujący na pół roku ciężkiego więzienia kelnera za to, że lał za dużo piany do piwa („Tygrysy czy matołki?”, „Felietony”, w: „Pisma”, t.17 Warszawa 1949).
Zwolenników przeciwnych opinii w sprawie pracy więźniów pogodziłoby wprowadzenie w naszym demokratycznym kraju ośrodków pracy przymusowej dla kryminalistów, wzorowanych na obozach koncentracyjnych III Rzeszy i sowieckich łagrach! Lud uważa, iż z przestępcami nie należy się cackać. Jeśli ostry kurs w polityce karnej nie zostanie zahamowany, to trzeba się liczyć nawet z presją społeczną na utworzenie takich obozów. Już teraz nie ma miejsc w zakładach karnych dla ok. 30 tys. złoczyńców, skazanych prawomocnymi wyrokami, którzy hulają na wolności i śmieją się z niesprawnego wymiaru sprawiedliwości w tzw. państwie prawnym.
Niepoprawni liberałowie z kręgów profesorskich zadają pytanie, czy nie lepiej byłoby wydawać wyroki łagodniejsze, ale wykonalne niż nadmiernie surowe, ale będące tylko świstkami papieru? Przyłączam się do tej opinii. Przekleństwo szalbierskim wyrokom, wydawanym na pokaz w imieniu Rzeczypospolitej!
Teoretycy materializmu dialektycznego twierdzili, że wolność jest uświadomioną koniecznością (F. Engels, „Anty-Duhring” i W.I. Lenin, „Materializm i empiriokrytycyzm”). Zgodnie z tą teorią, więźniowie powinni czuć się wolni, gdy mają świadomość, że więzienna dola spotkała ich nieuchronnie! Wiekopomna doktryna klasyków marksizmu-leninizmu sprawdzi się u nas dopiero wtedy, gdy pewność odpowiedzialności karnej stanie się regułą i nikt, kto winny, nie będzie mógł liczyć na bezkarność.

Wydanie: 2001, 25/2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy