Wpisy od Ewa Likowska

Powrót na stronę główną
Wywiady

Bezideowość jest gorsza od fanatyzmu

Lewica jest przerażona słabnącym poparciem, ale nic nie robi, aby je zwiększyć Prof. Maria Szyszkowska – W najnowszej książce „Lewicowość XXI wieku” stawia pani diagnozę współczesnego stanu naszej świadomości politycznej. Pisze pani, że w obecnej polskiej lewicy najbardziej razi „bezideowość, brak poglądów lub łatwość zmiany poglądów”. Natomiast na prawicy jest dużo ludzi „fanatycznie zaangażowanych ideowo”. Co jest zatem gorsze: fanatyzm czy bezideowość? – Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa fanatyzmu, którego jednym z przejawów może się stać terroryzm, uważam, że bezideowość jest bardziej niepokojąca, ponieważ prowadzi do deprawacji charakteru. Nepotyzm, korupcja, oszustwa to skutki bezideowości. Ideowy działacz lewicy nigdy by tego nie popełnił. Od strony ludzi bezideowych niczego nie można oczekiwać, natomiast reakcje fanatyków można przewidzieć, można próbować z nimi rozmawiać, bywa możliwe porozumienie. Z ludźmi bezideowymi nie ma porozumienia, bo oni nie mają twarzy. Niepokojące jest, że po stronie lewicy jest tak mały odsetek ludzi żarliwych ideowo. Po stronie LPR czy Samoobrony jest ich znacznie więcej. – Jaka jest, pani zdaniem, kondycja duchowa dzisiejszej polskiej lewicy? – Rozpaczliwa. Po pierwsze, największa spośród partii czuje się oszukana poprzez odejście Borowskiego, który jest współwinny błędów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Z palcem na ustach

Czytając nowy tom Różewicza Bohater wierszy Tadeusza Różewicza zestarzał się. Ma już 83 lata. Tyle co sam poeta oraz jego Anioł Stróż i Diabeł Stróż. Im jest starszy, tym bardziej z siebie kpi. „jestem starym / łowcą motyli / i puchów marnych” – mówi o sobie w erotyku „Na oczy nieznajomej”. W wierszu „w pensjonacie” sumiennie wylicza, jakie lekarstwa zażył rano: „geriavit / concor proscar horzol / rutinoscorbin / wiesiołek bilobil / witaminę A+E / espumisan itd.”. Po czym dodaje, że zapomniał o lacrimalu. Przestaje żartować, gdy sięga po codzienne gazety „wypełnione krwią”. Kto raz był świadkiem i uczestnikiem zagłady, całe życie jest naznaczony piętnem śmierci. Wygląda na to, że jowialny 83-latek z dzisiejszych wierszy Różewicza to dawny Ocalony z debiutanckiego tomu „Niepokój”, który mówił o sobie: „Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź”. Wata cukrowa Obraz świata, jaki wyłania się z tomu „Wyjście”, jest gorzki i żałosny. Masową wyobraźnią rządzą mierni artyści, dominuje estetyka kiczu rodem z Hollywood („produkty / fabryki snów / „święty las” / są słodkawe białe / jak wata cukrowa”), telewizja, zarówno komercyjna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Literacki Parnas 2004

Najbardziej prestiżowe nagrody literackie przypadły autorem skandalizujących powieści Jestem mile zaskoczony. Od lat słyszę o schyłku tradycyjnej narracji, o śmierci powieści, a tymczasem mijający rok pokazał, że na całym świecie powieść przeżywa renesans – powiedział John Updike, laureat prestiżowej nagrody amerykańskiej, Faulkner Award. Jeszcze bardziej zdziwiony był Laurent Gaudé, autor osadzonej w tradycji sagi rodzinnej, która dostała najważniejszą nagrodę francuską – Nagrodę Goncourtów. Książka stała się bestsellerem jeszcze przed werdyktem Akademii Goncourtów, co jeden z jurorów skomentował: – To dobry znak, że ludzie wracają do grubych powieści. Analitycy czytelnictwa mówią od lat, że preferowane są książki coraz cieńsze, że prosty przekaz elektroniczny wypiera tradycyjną książkę. Jakże się cieszę, że się mylą. Prestiż i pieniądze Każdy kraj ma swoje nagrody literackie. Szacuje się, że co roku na świecie przyznaje się ich ponad 10 tys. Jednak największe pożądanie budzi tylko kilka nagród – głównie tych, którym towarzyszą duży rozgłos międzynarodowy i jeszcze większe pieniądze. Wyjątkiem jest francuska Nagroda Goncourtów (Prix Goncourt), której zwycięzca otrzymuje symboliczne 10 euro. Jednak wkrótce i tak staje się milionerem, bo sprzedaż nagrodzonej książki błyskawicznie wzrasta, nawet o 1000%, i dochodzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Robię tylko kabaret!

Kiedy w kabarecie nie walę na odlew, widzowie mają do mnie pretensję Olga Lipińska laureatka Busoli 2004 – W swoich programach kabaretowych kpi pani z głupoty i zadęcia, szydzi z kołtunów, ćwierćinteligentów, cwaniaków, fanatyków itd. Czy, pani zdaniem, jesteśmy szczególnie głupim, ciemnym narodem? – Ależ skąd! Ja mówię o głupocie najbardziej rzucającej się w oczy. Przede wszystkim o głupocie polityków, których oglądam w telewizji, różnych pań i panów, którzy publicznie się wypowiadają. Mówię o tym, co widzę i słyszę z oficjalnych źródeł, głównie z mediów. – Czy głupota jest groźna? – Może być groźna, bo niesie ze sobą nieszczęścia: frustrację, nietolerancję, bezprawie, nienawiść. Dzisiaj jadąc samochodem, usłyszałam w radiu taki komunikat: „No to Lew Rywin może się pożegnać z karierą producenta filmowego, dostał dwa lata!”. Komentarz i ton dziennikarza były obrzydliwe, pełne nienawiści do Rywina. Nie wiem, czy Rywin dał mu kiedyś w zęby, ale to wyglądało na odwet. – Tyle lat konsekwentnie wyśmiewa pani głupotę, a ona panoszy się coraz bardziej. Nie ma pani poczucia fiaska? – Mam nie tylko poczucie fiaska, mam poczucie klęski. Zawodu, że w życiu nic nie zrobiłam. To, co latami wyśmiewałam, odradza się jak hydra. Ile razy zdawało mi się, że ucięłam jej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Bajki z happy endem

Przyszła do nas z Zachodu moda na bajki bez przemocy i okrucieństwa Dziewczynka z zapałkami przeżywa mroźną noc, Jaś i Małgosia puszczają Babę Jagę wolno, wilk z „Czerwonego Kapturka” ucieka przed myśliwym, Tristan i Izolda żyją długo i szczęśliwie. To tylko niektóre niespodzianki z najnowszych bajek dla dzieci. Jeszcze kilka lat temu rodzice i dziadkowie czytali maluchom wersję tradycyjną. Zgodnie z nią, dziewczynka z zapałkami zamarza na ulicy, Jaś i Małgosia palą żywcem złą jędzę w piecu, myśliwy zabija wilka, po czym rozcina mu nożem brzuch, aby wydostać z niego połkniętą babcię i Czerwonego Kapturka, Tristan z Izoldą zaś umierają jedno po drugim. Teraz przyszła do nas z Zachodu moda na bajki bez przemocy i okrucieństwa. Zgodnie z nią dobrym bohaterom nie może się przytrafić nic strasznego. Kara i śmierć dotyczą tylko bohaterów złych, a i to rzadko. Częściej bowiem czarownice, diabły, wilki itd. albo same uciekają ze strachu, albo przeżywają skruchę i obiecują poprawę. Przeczytaj, zanim kupisz Nowa moda podzieliła rodziców i dziadków. – Wiele osób, zwłaszcza w starszym wieku, pyta o bajki bez przemocy – mówi Janusz, sprzedawca z warszawskiego Empiku. – Ale zdarzają się też reklamacje, bo nie każdy dokładnie przegląda książkę, zanim ją kupi. Na ogół ludzie biorąc

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Dziadek byłby rozczarowany

Większość poglądów odziedziczyłem po przodkach Krzysztof Teodor Toeplitz – „Rodzina Toeplitzów”, którą niedawno pan opublikował, to obszerna saga rodu zamieszkałego w Polsce od połowy XVIII w. Opiera się na dokumentacji gromadzonej latami przez pańskiego ojca. Sądzi pan, że ta książka utrafiła w swój czas? – Wytworzył się teraz taki nastrój społeczny, który skłania ludzi do poszukiwania swoich korzeni, swojej historii. To poszukiwanie ciągłości świadczy zapewne o potrzebie poczucia stabilności, o tym, że ludzie chcą się czuć zakorzenieni w tym rozchybotanym świecie. – Jednak znaczna część społeczeństwa nie zna tak dobrze własnej genealogii, a co więcej, nie może jej poznać. Wojna uczyniła straszne spustoszenia, toteż wielu ludzi zna historię swojej rodziny jedynie do drugiego, trzeciego pokolenia wstecz. Pan jest w uprzywilejowanej sytuacji. – Dlatego właśnie napisałem tę książkę. I dlatego ludzie takie książki kupują. Nie mając własnej sagi rodzinnej, przyglądają się cudzym, są ciekawi, jakie systemy wartości, normy zachowań i wzorce obyczajowe wypracowali inni. Tym tłumaczy się powodzenie sag rodzinnych, takich jak np. książka p. Ronikerowej o Mordkowiczach czy p. Kumanieckiej o Słonimskich. – Poza tym, poznając genealogie rodów, które wniosły coś istotnego do rozwoju naszego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Oblężenie bibliotek

biblioteki mogą się stać bardziej atrakcyjne niż centra handlowe – Stan bibliotekarstwa polskiego można przedstawić w postaci kilku obrazów. Pierwszy malowany jest czarnymi barwami. Posługując się danymi statystycznymi, zarówno GUS-owskimi, jak i pochodzącymi z własnych badań, informujemy o liczbie zlikwidowanych bibliotek, o braku pieniędzy na zakupy nowości wydawniczych, o nędznych pomieszczeniach, meblach pamiętających lata 60., małych szansach na modernizację placówek wiejskich itp. Wszystko to ma zmiękczyć serca decydentów na zasadzie: może się ulitują i coś dorzucą – mówi prof. Jadwiga Kołodziejska z Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. – Drugi obraz wręcz przeciwnie, jest kolorowy i ma dowodzić, że jest dobrze. Mamy ustawę biblioteczną, Biblioteka Narodowa pomaga merytorycznie, samorządy dają pieniądze, otwarto tu i ówdzie nową, wspaniale wyposażoną bibliotekę, komputeryzacja wolno, ale postępuje, zmienia się korzystnie struktura wykształcenia bibliotekarzy itp. Ten obraz nadaje się na eksport, a u nas może przyozdabiać liczne konferencje, jubileusze, tworząc przyjemną atmosferę. Jest jeszcze trzeci – w postaci miłej dla oka akwareli. Przedstawia niezliczone problemy warsztatowe, okraszone terminologią przeniesioną z innych dziedzin, słowami: marketing, monitoring, controling, bunch making, przetwarzanie informacji itp.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nie biegam w sztafetach

Słowa, których nie znoszę – – playboy, sztuka, sukces Andrzej Żuławski (ur. w roku 1940 we Lwowie) – reżyser filmowy, pisarz. Absolwent paryskiego Instytutu Studiów Filmowych, filozofii na Uniwersytecie Warszawskim (1961) oraz nauk politycznych na paryskiej Sorbonie (1962–1964). Wyreżyserował m.in. filmy „Na srebrnym globie”, „Najważniejsze to kochać”, „Opętanie”, „Szamanka”, „Wierność”, operę „Straszny dwór”. Wydał 21 książek, w tym: „Był sad”, „Lity bór”, „W oczach tygrysa”, „Ogród miłości”, „Jonasz”, „Jako nic”, „Pan śmiertelny”; od kilku lat jest felietonistą miesięcznika „Twój Styl”. W 1996 r. został udekorowany Orderem Sztuki i Literatury, najwyższym francuskim odznaczeniem kulturalnym. I. – Po wydanej ostatnio książce „Bilet miesięczny”, której jest pan autorem, toczyła się ożywiona dyskusja w Internecie, kto kreuje się na większego playboya, pan czy Głowacki. – Czy mam się obrazić? – Podobno „playboy” to jest komplement dla tzw. prawdziwego mężczyzny. Zwłaszcza jeśli jest artystą. – To jest obelga. Tandetna obelga. Nie znoszę słowa playboy. Faktem jest, że część męskiej populacji, pokazującej się na ekranie i piszącej, ma dwie rzeczy wbite do głowy: przypodobać się i zaimponować. I działają w ten sposób. A czym najbardziej można zaimponować? Sukcesami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Kto się boi polskiej masonerii

Za granicą odwołanie prof. Cegielskiego uznano za kompromitację polskiej demokracji Prof. Tadeusz Cegielski jest historykiem, pracownikiem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Jest także wolnomularzem i badaczem dziejów wolnomularstwa. Należy do Wielkiej Loży Narodowej Polski, czyli tzw. wolnomularstwa regularnego, anglosaskiego. Prof. Cegielski pełni wysokie funkcje masońskie, m.in. jest Wielkim Namiestnikiem WLNP. – Odkąd w zeszłym tygodniu radni Sejmiku Województwa Wielkopolskiego odwołali pana ze stanowiska szefa rady naukowej muzeum w Dobrzycy, stał się pan bohaterem mediów. To dobrze czy źle? – To bardzo dobrze. Na tę sprawę można spojrzeć z dwóch stron. Ot, jacyś tam radni zdjęli z honorowej funkcji jakiegoś tam profesora historii, w zasadzie nic się nie stało. Ale z drugiej strony patrząc – i tak to odebrały media oraz znaczna część opinii publicznej – jest to kolejny przypadek łamania prawa. Ten incydent odbił się echem w kilku krajach, ponieważ został uznany za spektakularny przykład łamania praw obywatelskich w Polsce, co w momencie wchodzenia do Unii staje się jeszcze bardziej widoczne i kompromitujące. Wszystkie partie polityczne przyzwoliły na to, aby złamać prawo w imię jakiejś niezbyt jasnej zasady bądź interesów, które są oczywiste. Chodzi o to, żeby pieczę nad wyremontowanym społecznym kosztem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Sama sobie sterem

Hanuszkiewicz powiedział kiedyś o mnie, że jestem typem samotnicy. Trafił w sedno Anna Chodakowska, aktorka, absolwentka PWST w Warszawie. Zaraz po dyplomie zaangażowana przez Adama Hanuszkiewicza do Teatru Narodowego, gdzie zadebiutowała jako Antygona. Potem przyszły inne role wielkiego repertuaru, m.in. szekspirowska Kresyda i Bianka w „Białym małżeństwie” T. Różewicza, liczne role w spektaklach J. Grzegorzewskiego, w Teatrze Studio i Teatrze Narodowym (gdzie gra do dziś). Zagrała w także w filmach, m.in. w „Bestii”, „Justynie”, „Krzyku”, „Widziadle”, „Dziewczętach z Nowolipek”, „Zabij mnie glino”. Jej najnowszy film „Minotaur” zobaczymy niebawem na ekranie. Anna Chodakowska od wielu lat jest zaangażowana w walkę na rzecz praw zwierząt, jest przewodniczącą Społecznego Komitetu Obrońców Zwierząt i prezesem Stowarzyszenia Obrońców Zwierząt „Arka”. – Kiedy trzy lata temu opowiadała pani o swoich planach, o projekcie filmu poetyckiego „Minotaur”, byłam przekonana, że to nie może się udać. Temat zapowiadał niekomercyjny film, co oznacza marne widoki na sponsorów. W dodatku chciała pani wszystko robić sama, reżyserować, grać, montować, organizować itd. Nie miała pani pieniędzy, tylko ogromny entuzjazm i pewność, że to musi się udać. No i proszę – udało się, film jest gotowy. – Zaraziłam entuzjazmem parę osób. Zaczęło

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.