Wpisy od Roman Kurkiewicz

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Muszę słuchać o podsłuchach?

Właśnie minęły dwa miesiące od powstania rządu Donalda Tuska. Rządu, który niemal dzień po dniu próbuje ujawnić i rozliczyć nieprawidłowości, przekręty, nadużycia, przestępstwa i inne machlojki poprzedniej ekipy. Nie uważam tego za rewanżyzm czy zemstę. Jeśli rządzący nadużywali swojej władzy, korzystali na tym politycznie, finansowo, wizerunkowo – a nazbyt wiele wskazuje, że tak się działo – nie powinno to zostać zapomniane, niezbadane, nieosądzone. Wracają afery już ujawnione przez media w ostatnich ośmiu latach, pojawiają się nowe wątki. Do dobrze znanych historii z zakupami respiratorów, podarkami w stylu willa+, dotacjami dla swoich, bliższych i dalszych, nadużywaniem instytucji w pozaprawnym lub obchodzącym reguły wydatkowaniu naprawdę sporych sum dochodzą coraz to nowe fakty i towarzyszący im szeroki nurt pieniędzy z politycznego nadania. Samo Ministerstwo Sprawiedliwości szacuje, że niezgodnie z przeznaczeniem tylko z Funduszu Sprawiedliwości – który miał „zapewniać natychmiastową i bezpłatną pomoc doraźną osobom pokrzywdzonym przestępstwem, świadkom oraz osobom im najbliższym, w tym osobom pokrzywdzonym zbrojną agresją na Ukrainie” – resort Ziobry wydatkował niemal 2 mld zł. Żaden z celów funduszu nie został zrealizowany, a „pieniądze lały się szerokim strumieniem”, informowała wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, która w nowym rządzie nadzoruje funkcjonowanie FS. Pieniądze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Podaj moduł, podaj moduł – zbudujemy domów w bród

W zalewie szturmowo-bojówkarskich wyczynów wierchuszki PiS, wciąż niemogącego się otrząsnąć po wygaśnięciu mandatów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, mogą umknąć naprawdę ważne doniesienia. Media kochają każdą szarpaninę, a kiedy przepychają się i szturmują funkcjonariuszy straży marszałkowskiej byli premierzy, wicepremierzy i ministrowie (średnia wieku 70 lat), niczego więcej do szczęścia nie trzeba. A to, że w ekstazie poselskiego tumultu były poseł i szef służb Kamiński otrzymuje cios pięścią od krzepkiego 75-latka Antoniego Macierewicza, jest już tylko wisienką na torcie podsejmowej zadymy. PiS broni utraconych na mocy prawomocnego wyroku sądu mandatów poselskich z gorliwością godną lepszej sprawy, usiłując odwrócić bieg konstytucyjnej rzeki, odwracając kota konsekwencji ogonem, miksując półprawdy z niby-orzeczeniami niby-izby Sądu Najwyższego i innymi trikami. Na samym końcu zostaje samoośmieszająca się próba wtargnięcia do budynku Sejmu. Szturm dziadów w obronie przestępców. Nieudany, bo inny być nie mógł. Kaczyński et consortes już myśleli, że są w ogródku i witają się z gąską cudownie przywracającą immunitety, a tu nic, żadnej kobyłki u płota. A ja właśnie chciałem pisać o Kobyłce. To podwarszawskie 22-tysięczne miasto w ostatnich tygodniach jest niczym jaskółka nadziei na zmianę w podejściu do problemu mieszkaniowego. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 7/2024,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

A może zmienić coś naprawdę?

Miałem nadzieję, że po wyborach i stworzeniu nowego rządu cokolwiek uwolnię się (podobnie jak my wszyscy) od opresyjnej wszechobecności PiS, że odpoczną oczy, uszy i głowa. Partia odsunięta od władzy jednak nie daje o sobie zapomnieć, generuje wielki wir, który musi się kręcić coraz mocniej i wyraziściej. Przypomina to skierowaną na boczny tor lokomotywę, w której maszynista z palaczem wciąż i wciąż dorzucają węgla, żeby pędzić szybciej i szybciej, nie bacząc na to, że wkrótce tor się kończy. Tę lokomotywę niesie irracjonalne przekonanie, że tak gnając i gnając, w pewnym momencie, szast-prast, w jakiś bliżej niesprecyzowany sposób przeskoczy ona na tor główny. Maszynista, który jest owym metafizycznym popychaczem, to rzecz jasna Jarosław Kaczyński, palacz to aparat partyjny, w tym tzw. prezydent, węglem zaś jest co chwila coś innego (przeciąganie powstania rządu, bo „wygrało się wybory”, płacz i zgrzytanie zębów w obliczu pierwszych prób rozliczenia pozaprawnych lub przestępczych działań oraz odwoływania pozornie zabetonowanych struktur prokuratorskich i posad w spółkach skarbu państwa). Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 6/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Seryjny ułaskawiacz, czyli wojna masła z margaryną

Kilka dekad temu pracowałem przy dużym programie telewizyjnym w formule talk-show, w którym pierwszą częścią zawsze był jakiś „większy temat”. Reprezentowane w nim były trzy strony: tzw. eksperci, „zwykli” ludzie i duża publiczność. Zapamiętałem odcinek, w którym starły się racje producentów masła i margaryny w wyniszczającej wojnie reklamowej. Jedni i drudzy mieli za sobą profesorskie autorytety i badania naukowe na poparcie własnych tez. Nie muszę dodawać, że – nazwijmy go w skrócie – profesor Masło wygłaszał twierdzenia całkowicie odmienne niż zdanie profesora (profesory?) Margaryny. Nikomu oczywiście nie przeszkadzało, że nikt na sali nie miał kompetencji, aby opowiedzieć się po jednej ze stron, a drugą celnie i „po naukowemu” skrytykować. Monologi tłuszczowe poruszały się po dwóch równoległych, nigdzie się nie przecinały. Dialog był czystym pozorem, nie istniała żadna możliwość ustąpienia pod wpływem argumentów, wyników badań, większego autorytetu. Maślano-margarynowy pat w tłustej, czyli doskonałej formie. I wtedy wkraczała publiczność, która wszakże wiedziała jeszcze mniej, i głosowała. Ręka za masłem, ręka za margaryną. Ówczesne moje zdumienie, bezradność wobec niemożności skonfrontowania wizji wedle wspólnych założeń mnie samego wtedy zadziwiały. Przypomniałem je sobie teraz, kiedy w metafizyczne (czytaj: mroczne, zagmatwane) odmęty pogrąża się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

„Terror praworządności” – serial na faktach autentycznych

Żyjąc w epoce seriali, oglądając tasiemcowe, kolejne sezony najrozmaitszych produkcji, nie można zanadto się dziwić, że życie samo, a to polityczne tym bardziej, postanowiło ich sukces naśladować, wziąć je za wzór i odgrywać się na filmowych zasadach. Trwający od kilku miesięcy (a najpełniej od grudnia) seans może niektórych z nas zwodzić. Nie jest jednoznacznie czytelny gatunek zaserwowanej nam – chyba, mimo wszystko – rozrywki. Dramatu nie ma, do tragedii jeszcze trochę, zagadki są, ale łatwiutkie. Sejmflix, jak zwie się fenomen popularności transmisji sejmowych obrad, już wkrótce zaoferuje, brazylijskie w formie, a komisyjne w treści, poszukiwania prawdy o Pegasusach, wyborach kopertowych czy aferze wizowej. Dramat parlamentarny jako polska spécialité de la maison – kino normalnego przewrotu. Nie ma tu najbardziej dokuczliwej przywary polskich filmów – marnego dźwięku. Posłowie tak się drą (przy włączonym czy wyłączonym mikrofonie, bez znaczenia), że nawet jak nic nie można zrozumieć, to widać, że słychać, tak to się niesie. Mamy nowych i starych gwiazdorów (grzeczny Szymon, nie bacząc na kościółkowe tęsknoty, diabolicznie dyryguje ruchem myśli, ciał i słów, wykluczeń, udzieleń, wygaśnięć), rozsiadają się niedbale nieruchome dekoracje jak z dawnej, statycznej telewizji (byli posłowie Kamiński i Wąsik jak z zabytkowej, styropianowej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Czy wszystko jest zawsze inaczej?

Na przełomie roku dotarło do mnie, jak wiele oczywistych „prawd” o postaciach czy wydarzeniach nie tak odległych, sprzed 30-40 lat, opuściło status „oczywistości” na rzecz „było jednak inaczej”. Moje rozumienie świata zmienia się nawet nie tyle pod wpływem przyswajanych nowych faktów, ile raczej wraz ze zmianą ich ocen i analiz w formie tekstów. Ostatnio było podobnie. Końcówka 2023 r. i początek 2024 upłynęły mi pod znakiem lektury m.in. tych trzech książek. Pierwsza to „Na Szewskiej” Cezarego Łazarewicza – reporterskie śledztwo historyczne wokół śmierci Stanisława Pyjasa, krakowskiego studenta związanego z ówczesną opozycją. Śmierć tę, głównie dzięki impetowi interpretacyjnemu jego przyjaciela Bronisława Wildsteina, przypisano Służbie Bezpieczeństwa, co stało się powodem radykalnego zaktywizowania politycznego środowiska studenckiego. Łazarewicz ze skrupulatną dociekliwością chyba ostatecznie obala tę wersję. Druga książka to „Nie nasz papież” Mirosława Wlekłego – napisany z chłodnym dystansem, doskonale udokumentowany portret Jana Pawła II, niemożliwy wcześniej do pokazania obraz papieża jako polityka, uzależnionego od polityki USA, od własnej, antysoborowej, konserwatywnej optyki i antykomunizmu, człowieka o osobowości autorytarnej i o bardzo ograniczonej możliwości rozumienia skomplikowanego świata. Kogoś, kto wykorzystywał hierarchów kościelnych – drapieżców seksualnych i przestępców –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Co by tu jeszcze zlikwidować?

Lekcja, o nieznanym wciąż zakończeniu, na temat: media publiczne, w tym telewizja (medium przeszłości), radio, agencja prasowa, każe, oprócz bacznej obserwacji nieuczestniczącej (chyba że ktoś z Państwa uczestniczy), zadać sobie pytanie, czy z radykalnie przeprowadzanej właśnie próby odzyskania (naprawy, reformy, renesansu, restauracji, przejęcia, zawłaszczenia, zdominowania) mediów publicznych poprzez działania ministra Sienkiewicza (czyli rządu Donalda Tuska) wynika jeszcze jakaś szersza perspektywa postępowania po pożodze pisowskich rządów. A może nie należy się ograniczać do ostatnich ośmiu lat? Może gdybyśmy się cofnęli do roku 1989 i uznali, że rekordowo wysoka frekwencja w wyborach zmusza nas do głębszej przebudowy państwa niż filozofia remontu, korekty, zadośćuczynienia, naprawy krzywd, wypracowania standardów (jakich, skąd, po co, dlaczego) i daje nam okazję do gruntownej rewizji projektu Polska w XXI w.? Byłoby to poważne dzieło, ale nawet ja przyznam, że brzmi nazbyt pięknoduchowsko. Sam akt wyborczy nie tworzy jeszcze sprawczej wspólnoty. Podobnie powstały po obstrukcjach poprzedników rząd (choć w najogólniejszych zarysach ma dawno niewidzianą rozpiętość ideowo-polityczną, dobry punkt wyjścia), który dopiero w bólach się wykluwa, działając w nieustającym trybie emergency. Gdzie tu czas i przestrzeń na jakąś nową wizję? W rzeczy samej konieczne byłoby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Jak pisowcom „odcięło prąd”

Nie znam się na boksie, nigdy nie byłem specjalnym amatorem tego sportu, skądinąd cenionego i eleganckiego w porównaniu z dzisiejszymi mordobiciami, bez granic i skrajnie brutalnymi. Ale od dawna mam w głowie frazę opisującą nagły i niespodziewany nokaut: odcięło mu prąd. Tak zresztą mówią sami „trafieni”. Nie mogłem opędzić się od myśli, że dynamika tygodnia „odzyskiwania”, „przejmowania” mediów publicznych (czy pójdą tą drogą publiczną, to się okaże, za wcześnie na diagnozę) była dla PiS takim odcięciem prądu. Dobrze pamiętać, że obok trafienia w TVP-Info-Szczujnię czy „nie-Wiadomości” były także uchwała Sejmu w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa czy wyrok bezwzględnego więzienia dla duetu Kamiński-Wąsik z automatyczną utratą mandatu poselskiego. I choć zapewne Andrzej „Długo, długo, jak najdłużej PiS” Duda zdubluje swój niefortunny (bo bezprawny, przedwczesny, bez prawomocnego wyroku) akt łaski i powtórnie ich ocali (do czasu) przed wymarszem do cel, posłowstania raczej nie będzie. Ale to błyskawiczna i niespodziewana operacja specjalna ministra kultury, która zmiotła dawne władze TVP, Polskiego Radia i PAP, wyłączyła TVP Info i rozpoczęła rekonstrukcję mediów po PiS, była tym trafieniem „odcinającym prąd”. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 1/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Stać nas na lepszą, sprawiedliwszą Polskę

W ostatnich tygodniach – nie, nie, już miesiącach (!) – kilka osób zapytało mnie, jak się czuję w „wolnej Polsce”. Przyznam, że to dość kłopotliwe pytanie. W moim przekonaniu cezura, jaką jest wyborczy akt z 15 października, waży głównie, jak dotąd, fenomenalną frekwencją (teraz czas, żeby ją zrozumieć, zinterpretować, zareagować). Co dalej – za wcześnie wyrokować. Nie łudząc się, że zmiany nastąpią natychmiast („24 godziny”), i oczekując ze strony odchodzącej władzy obstrukcji albo działań na granicy prawa lub nawet poza nią – nie gorączkowałem się. Nadal się nie gorączkuję, bo i powodów niewiele. Przeszliśmy z trybu turbo-urno w mordęgę „dzień jak co dzień”, przepisy, „żeby nikt nam nic nie zarzucił”. Miłe uśmiechy dla pana prezydenta, który, jak się okazało, nie tylko ma budzący podziw talent aktorski, lecz także charakteryzuje się dokuczliwą, skrajną dyskalkulią, uniemożliwiającą porównanie dwóch liczb (głosy koalicji, głosy PiS). Ale to już historia. Oprócz niewątpliwego sukcesu kabaretowego, jaki osiągnął Mateusz Morawiecki, „premierując” rządowi 14-dniowemu, realną wygraną PiS, symboliczną i metaforyczną, jest takie manipulowanie procedurami, że rząd Tuska został powołany 13 grudnia. Będziemy o tym słuchać przez kolejne cztery lata, albo i osiem, oczywiście poza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Fantomowe bóle po amputacji władz

Polityka zawsze była spektaklem, ale zgodnie z tym, jak definiowano krąg dostępu i uprzywilejowania związany z kapitałem materialnym, pochodzeniowym, środowiskowym, kulturowym, zmieniała się widownia. Stawała się bardziej kameralna lub ogromniała. Czym innym była do czasu dekapitacji królów i narodzin nowoczesnego, oświeceniowego państwa. Niestety, potem doszlusował ludobójczy lub choćby nienawistny wynalazek państwa narodowego (poszerzał i wykluczał). A jeszcze później umościły się wokół polityki konsekwencje elektryfikacji, czyli media, takie jak radio, telewizja i obecnie internet. Następnie polityka sprzęgła się z mediami elektronicznymi nierozerwalnie, a dzisiaj to chyba usieciowiony głos tysięcy, milionów, miliardów zaczyna polityką rządzić, określać ją, realnie decydować i wyrokować. Teoretycznie demokracja nad demokracjami: głos ludu wybrzmiewa, jest słyszalny. Głos jako żądanie, oczekiwanie, wymaganie to byłoby coś. Ale potężniejszy od głosu, słowa, myśli jest klik palucha na smartfonie czy komputerowej myszce. Klik jest wartością samą w sobie, nieważne, co i dlaczego, istotny jest tylko sam sygnał, impuls, ruch – on jest liczbą, on jest bóstwem, on jest kasą i władzą. Każda sekunda obecności politycznej w sieci woła o klik, o zauważenie, o odnotowanie, o uznanie. Klik za byle co, za byle jak, im kuriozalniej, agresywniej, napastliwiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.