Jak pisowcom „odcięło prąd”

Jak pisowcom „odcięło prąd”

Nie znam się na boksie, nigdy nie byłem specjalnym amatorem tego sportu, skądinąd cenionego i eleganckiego w porównaniu z dzisiejszymi mordobiciami, bez granic i skrajnie brutalnymi. Ale od dawna mam w głowie frazę opisującą nagły i niespodziewany nokaut: odcięło mu prąd. Tak zresztą mówią sami „trafieni”. Nie mogłem opędzić się od myśli, że dynamika tygodnia „odzyskiwania”, „przejmowania” mediów publicznych (czy pójdą tą drogą publiczną, to się okaże, za wcześnie na diagnozę) była dla PiS takim odcięciem prądu. Dobrze pamiętać, że obok trafienia w TVP-Info-Szczujnię czy „nie-Wiadomości” były także uchwała Sejmu w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa czy wyrok bezwzględnego więzienia dla duetu Kamiński-Wąsik z automatyczną utratą mandatu poselskiego. I choć zapewne Andrzej „Długo, długo, jak najdłużej PiS” Duda zdubluje swój niefortunny (bo bezprawny, przedwczesny, bez prawomocnego wyroku) akt łaski i powtórnie ich ocali (do czasu) przed wymarszem do cel, posłowstania raczej nie będzie. Ale to błyskawiczna i niespodziewana operacja specjalna ministra kultury, która zmiotła dawne władze TVP, Polskiego Radia i PAP, wyłączyła TVP Info i rozpoczęła rekonstrukcję mediów po PiS, była tym trafieniem „odcinającym prąd”. Z prawdziwym rozbawieniem obserwowałem, jak piękny w swojej prostocie manewr z ujawnieniem rzekomego rozzłoszczenia Donalda Tuska na Bartłomieja Sienkiewicza rozleniwił pewnych nieskończonej nietykalności nie tylko funkcjonariuszy mediów, ale i gwiazdy wierchuszki PiS. Wyobrażam sobie, że rechotali po suskiemu i terleckiemu, że Sienkiewicz szedł po nich jak po nazioli w Białymstoku i ponownie nie doszedł, że Tuska dopadł wieszczony od lat imposybilizm, jasno potwierdzający tezę, że brakuje tej „obywatelskiej” formacji determinacji oraz woli konfrontacji i rozliczenia byłej władzy. Uśmiech zastygł im na twarzach, kiedy szast-prast, jednym przygotowanym ruchem rozbite zostało imperium propagandowe, a wszyscy ci nadzorcy manipulacji, kłamstw i nagonek, żywiący się tajnymi dokumentami służb i dochodzeń (tańczyli, jak skazani Kamiński-Wąsik im zagrali, czyli podali na tacy tajne i dwupłciowe papierzyska), nieznający umiaru ani granic absurdu swoich komunikatów – stracili grunt pod nogami i widowiskowo zaliczyli glebę. O kulach TV Republiki nie wstaną. Do polityków, posłów, akolitów PiS dotarło, że będzie inaczej, niż liczyli – że skończyła się polska nierozliczalność za polityczne grzeszki, grzechy, zbrodnie. Mróz przeszedł im po krzyżu. Czas się bać.  Złość prezesa i jego rozczarowanie „bezczynnością” „nicniemogącego” Dudy tylko dodały grozy. Znikąd ratunku, znikąd nadziei, znikąd pomocy. Czas na ulicę, na chłód. Ugrupowanie Kaczyńskiego jakby cofnęło się o 30 lat, kiedy to paliło kukłę Wałęsy. Partia wszechmocnej władzy przeżywa realny szok termiczny. Z ciepła gabinetów ministerialnych i innych, ogrzewający się w żarze spełnionej wszechwładzy, z klimatyzowanych, rozpychających się po drogach limuzyn – wprost przed utracone zamczyska na Woronicza i placu Powstańców. Na zimno, na głodno, na całonocne wagary sejmowe, odsypiane kosztem pracy w parlamencie. Posłowie muszą usprawiedliwiać nieobecność podczas posiedzeń – inaczej będą kary finansowe. I choć poza karą Brauna będą one symboliczne, po raz pierwszy od wielu lat polityczna elita PiS odczuje jakąkolwiek karę. To i symbolicznie, i realnie jest dla nich bardzo bolesne. A będzie – jak już widzą i dotarło do nich – jeszcze bardziej. Komisje śledcze naprawdę i słusznie napsują im krwi. Ruszą śledztwa. Będą zapadać wyroki o najrozmaitszej mocy. A od ponoszenia odpowiedzialności PiS odzwyczaiło się skutecznie i – jak im się wydawało – ostatecznie. Powrót ciemnymi, deszczowymi, nieprzyjemnymi wieczorami na ulicę pokazuje, że nie bardzo to umieją. Próbowali po swojemu – wpuszczając przeszacowanego, ale solidnie wspartego finansowo bojówkarza Bąkiewicza na teren TVP. A widok bezradnego Mateusza Morawieckiego, zatrzymanego na progu TVP przez randomowego ochroniarza, staje się ikoniczny. Nie ukrywam, że ku lekkiemu zaskoczeniu i niepewny przyszłości „odzyskanych” mediów odczuwam schadenfreude, obserwując te paroksyzmy „nieoddawania” władzy, tę ciszę propagandystów, którym zabrano lub wyłączono ich szczekaczki, jakimi uczynili media publiczne. Te zdjęcia grupek uśmiechających się głupawo wczorajszych panów władzy, uśpionych dwoma miesiącami i dwoma tygodniami pozorów utrzymania lejców rządzenia, pokazują ich brak wyobraźni politycznej, całkowite niezrozumienie tego, co się stało 15 października. I wrzaski sejmowe Błaszczaka, Suskiego, żałosne „Uważaj, gówniarzu, żebyś ty nie siedział!” Kaczyńskiego, tego nie zmienią. Ale też niczego ich nie nauczą oprócz starej piosnki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz