Sądy i nie tylko

Sądy i nie tylko

Postawy w każdej społeczności rozkładają się zgodnie z krzywą Gaussa, zwaną też krzywą dzwonową. Na ogół liczba herosów równa się liczbie zdeklarowanych kanalii – po parę procent ogółu. Cała reszta, zdecydowana większość, to ci pomiędzy herosami i kanaliami. Chcą spokojnie przeżyć, a więc wolą się nie narażać. Sami z siebie łajdactwa nie zrobią, w zaciszu domowym na łajdactwo nawet się oburzą. Chyba że im ktoś każe. Ta większość podporządkuje się każdej władzy, zwłaszcza takiej, której się boi.

W lipcu tysiące ludzi stanęło w obronie sądów. Władza udała, że cofnęła się o krok. Niektórzy nawet uwierzyli, że wetując ustawę o KRS i Sądzie Najwyższym, prezydent – w końcu sam z wykształcenia prawnik – stanął w obronie niezależności trzeciej władzy, a tym samym w obronie demokracji. Projekty ustaw, które sam złożył, pokazały, że nie chodziło mu ani o niezależność sądów, ani o demokrację. Chodziło mu o obronę własnej pozycji zagrożonej przez pazernego na władzę ministra sprawiedliwości. Od tego czasu zdarzyły się rzeczy dla wielu ludzi niezrozumiałe. Najpierw Sąd Najwyższy powyczyniał prawne łamańce, aby nie zająć się sprawą nielegalnego ułaskawienia ministra Kamińskiego, potem pierwsza prezes Sądu Najwyższego nie dość, że znalazła się na uroczystości w Pałacu Prezydenckim, to jeszcze później tłumaczyła, że trafiła tam przez nieuwagę. Złośliwi twierdzili, że dostarczyła argumentów za koniecznością obniżenia wieku, w którym sędziowie Sądu Najwyższego powinni przechodzić w stan spoczynku, bo w okolicach 65. roku życia zaczynają nie wiedzieć, dokąd i po co idą.

Teraz pani prezes składa projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, którego zaletą jest to, że jest odrobinę mniej niekonstytucyjny niż projekt prezydencki. Po co? I tak tego projektu nikt nie weźmie pod uwagę, jest on równie jak poprzednie niekonstytucyjny, akceptuje populistyczną czwartą instancję demolującą porządek prawny. Kto jak kto, ale sędziowie Sądu Najwyższego powinni sobie zdawać sprawę z tego, co znaczy możliwość wzruszania prawomocnych wyroków do 20 lat wstecz. Nikt, kto został prawomocnie uniewinniony w ciągu ostatnich 20 lat, nie będzie teraz spał spokojnie. Nikt, kto wygrał proces cywilny w ciągu ostatnich 20 lat, nie będzie teraz miał gwarancji, że jego wieloletnia gehenna w sądach nie zacznie się od nowa. A co z wyrokami rozwodowymi? Ktoś, kto rozwiódł się przed 20 laty, nie będzie teraz pewien, czy jest rozwiedziony. A co, jeśli zawarł związek małżeński po raz drugi? A co, jeśli ktoś w ostatnim 20-leciu wygrał proces cywilny lub gospodarczy, wygraną nieruchomość sprzedał albo wygraną kwotę dawno wydał? Chaos i niepewność zamiast powagi prawomocnych rozstrzygnięć i stabilności obrotu prawnego. A wszystko pod hasłem przyśpieszenia postępowań. Przeciętny Nowak albo Kowalski ma prawo tego nie rozumieć. Ale sędziowie Sądu Najwyższego? A Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym, z ławnikami wybieranymi przez sejmową większość? Polityczny bat na sędziów?

Ten projekt pani pierwszej prezes jest nie tylko rozpaczliwą próbą podlizania się władzy wykonawczej. Jest także przyznaniem się do tego, że dotychczas Sąd Najwyższy, rozpoznając nadzwyczajne środki odwoławcze od prawomocnych wyroków takie, jak kasacja i wznowienie postępowania, nie potrafił sprawować kontroli nad orzecznictwem sądów powszechnych. Wszystko to budzi zażenowanie. Niezawisłość sądów jest grzebana przy udziale Sądu Najwyższego. Wątpię, by dziś w obronie sądów ktoś wyszedł na ulicę.

Opozycja jest coraz bardziej bezradna i chyba coraz głupsza. Spór między Platformą i Nowoczesną o kandydata na prezydenta Warszawy to pewne zwycięstwo w tych wyborach PiS. A tu najpierw Schetyna wbrew porozumieniu sprzed bodajże trzech dni zgłasza kandydata na to stanowisko bez uzgodnienia z Nowoczesną, po czym Nowoczesna, zamiast zrobić dobrą minę do złej gry i poprzeć tego kandydata, wystawia swojego. Nie trzeba być politycznym geniuszem, by wiedzieć, że żaden z tych kandydatów w pojedynkę nie jest w stanie wygrać wyborów. Wystarczy umieć liczyć do 100. Liderom PO i Nowoczesnej zajęło to trzy tygodnie! Dogadali się, ale czy na długo?

Platforma zaskakuje też na innym polu. Otóż okazuje się, że dała swoim europosłom instrukcję, by w Brukseli wstrzymali się od głosu, gdy będzie głosowanie nad sprawą naruszania praworządności w Polsce, a teraz chce karać tych, którzy do tej instrukcji się nie zastosowali. Czyli Platforma przyjęła filozofię PiS, że Unia Europejska to jest jakiś zewnętrzny podmiot, że Parlament Europejski to coś obcego. Nie rozumie, podobnie jak PiS i jego elektorat, że Unia to także my, a Parlament Europejski to także nasz parlament.

Platforma pod obecnym kierownictwem nie ma w żadnej kwestii swojego zdania. Nie wie, czy powinniśmy przyjmować uchodźców, czy nie przyjmować. Nie wie, czy gdyby jakimś cudem (oj, chyba tylko cudem!) wygrała wybory, utrzyma 500+, czy nie utrzyma. Nawet nie wie, czy jesteśmy częścią Unii, czy też Unia to dla Polski ciało obce, zewnętrzne. Jaki z tego idzie przekaz do potencjalnego elektoratu? Sprawy zaszły tak daleko, że Platformie przy najbliższych wyborach chyba nawet cud nie pomoże. Smutno.

Wydanie: 2017, 48/2017

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

  1. Stefan
    Stefan 1 grudnia, 2017, 10:43

    Wszędzie piszą dziennikarze o przestępczej zmianie ustroju, o grzebaniu demokracji w Polsce, o łamaniu konstytucji. Tylko, że nic to nie daje. Wszyscy narzekają a przestępcy pisowscy robią dalej swoje. Czy nie czas jest wyprowadzić ludzi na ulice, aby skończyć ten przestępczy proceder?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy