Mamy problem. I to tak duży, że bagatelizowanie go przez władze tylko pogarsza sytuację. Znam już kilka osób, które przestały jeść mięso. Choć nie są wegetarianami. To część z tych, którzy obejrzeli „Superwizjer” TVN i program Patryka Szczepaniaka. Reportaż z rzeźni i widok chorych krów zabijanych w niezwykle okrutny sposób, ale też martwych, szykowanych do sprzedaży, zostanie im pewnie na całe życie. Omijająca wszelkie procedury i mająca stemple weterynarza wołowina trafiła do konsumentów w 14 krajach Europy. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by wiedzieć, co tam myślą i mówią. I jak to wpłynie na markę polskiej wołowiny, popyt na nią i cenę. Ta gra toczy się o nie byle co. Rocznie z pół miliona ton wołowiny aż 85% trafia za granicę. Ma, a właściwie można już mówić, że miała, dobrą markę. Pracowano na tę opinię wiele, wiele lat. I pewnie trzeba będzie to robić od nowa. Bo filmik z ubojni na Mazowszu obiega świat. Reakcja jest oczywista. Przerażenie. I chęć potraktowania tych rzeźników tak jak oni krowy.
Konkurencja oczywiście wykorzystuje tę sytuację do eliminowania polskich hodowców z rynku. Muszę przyznać, że mam tylko resztki wiary, że to incydent, a nie szerszy proceder. Oszustwo jest tak ewidentne, że na długo zrazi konsumentów do polskiego mięsa. Redaktor Grzesiczak pisze w tym numerze, co się dzieje w Czechach i na Słowacji, które kupują dużo polskiej żywności. Już wcześniej zdarzały się tam nieprawidłowości. Mocno, nie od dziś, nagłaśniane. A my? Od lat i producenci, i konsumenci zgłaszają wiele problemów. Służby weterynaryjne są niedofinansowane, ludzi mało i słabo zarabiają. Weterynarze od dawna domagali się zaostrzenia przepisów. System nadzoru jest pozorny i nieskuteczny. By było bezpieczniej, trzeba oczywiście ponieść koszty. Ale małe w porównaniu ze stratami, które teraz ponieśliśmy w wyniku zaniechań.
Polska wieś ma wiele problemów. Lekceważyły je kolejne ekipy obiecujące rolnikom rozwiązania systemowe. Zamiast zmian jest doraźna łatanina. I liczenie na bezradność rolników. Myślę, że ten etap dobiega końca. Nowi, ambitni liderzy mocno potrząsną władzą. Mogą liczyć na poparcie wsi, która już nie ma gdzie się cofać.
Tzw. demokratyczna opozycja z lat 80-tych, opetana nienawiścią do “komuny”, “ruskich”, RWPG (wszystko w jednym pakiecie), a jednocześnie bezgranicznie zakochana i zakompleksiona wobec tzw. Zachodu, po objeciu władzy zrobiła wszystko, żeby popsuć relacje Polski z Rosją i innymi krajami dawnego bloku socjalistycznego. Na co liczyli – że w nagrode za to, że tak ładnie obalili “komunizm”, dobrzy wujkowie zza zachodniej granicy dadzą każdemu Polakowi po mercedesie i domku z ogródkiem? Chcieliście kapitalizmu, to go macie – tam, skąd wyparte zostały polskie firmy, z przyjemnością zainstalowały sie zachodnioeuropejskie. A ile warte są polskie histeryczne poszczekiwania, to widać najlepiej przy okazji gazociągu Nord Stream 2. Karawana jedzie dalej, a Polska może sobie co najwyżej popatrzeć na przepływający jej koło nosa strumień pieniedzy.
Wiele polskich produktów cieszyło sie w dawnym bloku wschodnim bardzo dobrą renomą i można (i należało) podtrzymać te kontakty po 1989 roku. Ale po co – wielu Polakom sie wydawało (i nadal sie wydaje), że są już tacy “zachodni”, że z “ruskimi” polski “pan” rozmawiał nie bedzie. Dlatego upadł polski przemysł stoczniowy, elektronika, włókiennictwo… A od paru lat obrywa także rolnictwo.
No, ale najważniejsze są amerykańskie bazy. Jeszcze wiecej baz, koniecznie! Jak zwykle – boso i szabelka na sznurku!